Recenzja gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle – XCOM na wesoło
Mario + Rabbids: Kingdom Battle sprawia wrażenie gry niepoważnej. Jednak za cukierkową oprawą graficzną i żartami kryje się solidne taktyczne RPG, które trafi zarówno do fanów gatunku, jak i nowych osób. To dobry start Ubisoftu na konsoli Nintendo Switch.
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
- udane połączenie prostej eksploracji...
- …ciekawych (choć niezbyt trudnych) zagadek środowiskowych i...
- …rozbudowanego taktycznego systemu walki;
- cztery duże poziomy oparte na klasycznych światach z serii Mario;
- niezła, choć mało oryginalna, muzyka;
- pomysłowe projekty przeciwników – z bossami na czele;
- świetne projekty poziomów.
- momentami wyblakłe kolory i zazwyczaj mocno rozmazane tła;
- brak polskiej wersji językowej (a tekstów w grze jest niewiele);
- kilka drobnostek (m.in. czasem praca kamery).
Hardkorowa i cukierkowa – taka jest pierwsza gra Ubisoftu na konsolę Nintendo Switch. Zdobywający coraz większą popularność (co prawda bardziej za oceanem niż u nas) sprzęt japońskiego giganta z miesiąca na miesiąc poszerza swoją bibliotekę ekskluzywnych tytułów. W ciągu 9 miesięcy hybrydowa konsola otrzyma więcej gier na wyłączność niż Xbox One przez... ostatnie 2 lata! Do tej pory były to głównie produkcje sieciowe (Mario Kart 8 Deluxe, Arms czy Splatoon 2), które siłą rzeczy podkradały sobie nawzajem graczy. Na sprzęcie Nintendo brakowało za to, poza Zeldą, większych przygód w trybie single player – wraz z premierą Mario + Rabbids: Kingdom Battle sytuacja ta trochę zmieniła się na plus.
Najnowsze dzieło Ubisoftu to dobra rozgrzewka przed jesiennym hitem Japończyków, na jaki zapowiada się Super Mario Odyssey. Pod kolorową otoczką kryje się solidne taktyczne RPG, poszerzone o przyjemną i prostą eksplorację oraz udane, choć niezbyt trudne, zagadki środowiskowe. Całość została świetnie zaprojektowana i przez kilkanaście godzin zapewnia mnóstwo frajdy. A o to przecież w tym chodzi, prawda?
Mario RPG
Mario + Rabbids: Kingdom Battle mnie zaskoczyło. Nie jestem miłośnikiem ubisoftowych kórlików, a idea uproszczonej mechaniki taktycznych RPG zapowiadała raczej nieskomplikowaną grę. Pierwsza godzina czy dwie potwierdzały to wrażenie – główkowania przy walkach nie było zbyt wiele, a zagadki w trakcie eksploracji nagradzały mało wyszukanymi znajdźkami (grafiki, kawałki muzyczne czy modele 3D). Na szczęście nowy Mario to jedna z tych produkcji, które wprawdzie rozkręcają się powoli, ale jak już to zrobią, trudno oderwać się od ekranu, a pierwsze wrażenie znika równie szybko jak królik w swojej norze.
Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy słusznie określiłem tak kolorową, wręcz dzieciną grę mianem RPG – bo to przecież poważne słowo, zarezerwowane dla poważnych tytułów – to śpieszę je rozwiać. Mario + Rabbids to całkiem trudna strategia, w której stajemy na czele kilkuosobowej ferajny i musimy... uratować świat. A konkretnie Grzybowe Królestwo, które w wyniku wizyty kórlików, czyli nieco przygłupich królików, znalazło się w tarapatach. Kórliki bowiem weszły w posiadanie sprzętu potrafiącego łączyć dwa przedmioty w jedną szaloną konstrukcję i wprowadziły niezłe zamieszanie. Efekty są dość przewidywalne – kórlik sprawca (swoisty obiekt zero – to jego gogle odpowiedzialne są za ten chaos) zostaje porwany przez młodego Bowsera, a nasi bohaterowie (w tej roli Mario, Luigi, Peach i Joshi, a także ich kórlikowe odpowiedniki) przemierzają kolejne poziomy, aby pokonać wytwory tego szaleństwa i uchronić świat przed katastrofą.
Odkrywanie skrzyń ze znajdźkami jest przyjemne, szkoda, że często w środku jest mało satysfakcjonująca nagroda.
Fabuła nie ma w grze większego znaczenia, gdyż rozgrywka sprowadza się do taktycznej walki i prostych zagadek środowiskowych. Na szczęście jednak kórlikowa inwazja na Grzybowe Królestwo nie jest tak drętwa, jak początkowo sądziłem. Żartów pojawiają się w każdej scenie i raptem tylko parę z nich niezbyt trafiło do mnie – nie bawi mnie np. robiąca wszędzie selfiki kórlicza wersja księżniczki Peach, ale to kwestia gustu. Szkoda jedynie, że Ubisoft nie zdecydował się na przetłumaczenie gry – tym bardziej że nie zawiera ona wiele tekstu, a postacie niemal nic nie mówią na głos.
JAJECZKA
W Mario + Rabbids twórcy umieścili zatrzęsienie easter eggów. Przykładowo kórlik sprawca ma na twarzy ni to gogle, ni to okulary, które są nawiązaniem do postaci robota z filmu Laputa – podniebny zamek autorstwa kultowego studia Ghibli. Pierwszy boss z kolei to swoista przeróbka Donkey Konga, zaś trzeci odwołuje się do... Upiora z opery. Nie zabrakło oczywiście masy żartów z samego Mario.