Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 8 czerwca 2023, 15:10

Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station

Urocze budowanie makiety z kolejkami, które zajedzie każdy sprzęt. Tak w skrócie prezentuje się Station to Station. Sprawdzam, czy faktycznie świat pełen parowozów relaksuje.

Źródło fot. Prismatika
i

Station to Station to debiutanckie dzieło ośmioosobowego holenderskiego studia Galaxy Grove. W założeniu ma to być urocza i relaksująca gra, w której gracz kładzie tory i buduje stacje kolejowe, łącząc kluczowe budynki na niewielkich i zamkniętych wokselowych mapach.

To, jak tytuł ten wypada w praktyce, można już sprawdzić w demie udostępnionym na Steamie. Miałem okazję zagrać przedpremierowo na trzech pierwszych mapach i powiem tak – ze Station to Station jest trochę jak z polskimi kolejami. W sumie schabowy w Warsie wydaje się całkiem niezły, ale nie wszystko działa tak, jak powinno.

Kanciasty świat gier indie

Czym jest woksel? To w największym uproszczeniu taki trójwymiarowy piksel. Kostka czy też klocek, podstawowy budulec świata. Siłą rzeczy tytuły z taką grafiką zyskują klimat retro.

Gry w tym stylu? Jedna jest całkiem znana, może o niej słyszeliście – Minecraft. To król wokseli, który sprawił, że ten styl stał się ikoniczny i rozpoznawalny na całym świecie, także wśród młodszych graczy.

Inny podobny w wyrazie styl to low poly, czyli kanciasta grafika składająca się z niewielkiej liczby wielokątów. Gry, które obecnie zaliczają się do tej kategorii, na początku wieku byłyby pewnie uznawane za posiadające świetną grafikę. Dziś to jednak popularny środek artystyczny, tworzący przyjemny klimat, przede wszystkim w mniejszych tytułach niezależnych. Przykładem niech będzie bardzo przeze mnie lubiane Lonely Mountains: Downhill.

Logika, głupcze!

Choć w grze budujemy infrastrukturę kolejową po to, aby łączyć ze sobą różne budynki produkcyjne i miasta, które potrzebują wytwarzanych tam dóbr, całość jest pozbawiona ekonomicznej głębi. Ot, mleczarnia wytwarza dwie jednostki mleka, z czego jedna jest wykorzystywana przez miasto w stanie surowym, a druga wędruje do fabryki, gdzie powstaje ser. To zdecydowanie nie jest ekonomiczna gra pokroju Rise of Industry.

Station to Station to przede wszystkim pozycja logiczna. Każda stacja ma ograniczoną liczbę połączeń, a wraz z kolejnymi pojawiającymi się obiektami na mapie coraz trudniej wszystko z sensem poukładać. Szalone pomysły pokroju mostu przez środek pasma górskiego skutecznie hamują ograniczone fundusze – i to właściwie jedyny moment, gdy skupiamy się na finansowym aspekcie całego przedsięwzięcia.

Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station - ilustracja #1

Ułańską fantazję ograniczają niestety fundusze. A miałem już wizję…Station to Station PC, Prismatika, 2023

W praktyce cała rozgrywka sprowadza się do łączenia wszystkiego ze wszystkim. Każdy nowy poziom zaczynamy od „nieaktywnej” szarej mapy, która wraz z budowaniem kolejnych połączeń nabiera barw. Ma to wzmacniać poczucie postępu w grze i sprawdza się całkiem nieźle, choć przede wszystkim na pierwszym poziomie, gdzie obiektów jest stosunkowo niewiele i faktycznie ożywiają cały region.

Demo gry oferuje 5 różnych obiektów. Pełna wersja ma ich zawierać między 15 a 25, więc rozgrywka może stać się znacznie bardziej skomplikowana. Na pierwszych poziomach głównym wyzwaniem jest budżet przeznaczony na tory i najefektywniejsze poukładanie wszystkiego na mapie. Przy kilkakrotnie większej liczbie obiektów charakter gry pewnie nieco się zmieni i większą wagę będziemy musieli przykładać do zarządzania łańcuchami produkcji. Możliwe, że konieczne też okaże się tworzenie stacji pośrednich i różnego rodzaju węzłów łączących poszczególne regiony ze sobą.

Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station - ilustracja #2

Co tu dużo mówić – widoki takie, że aż się oczy cieszą.Station to Station PC, Prismatika, 2023

W urozmaiceniu rozgrywki mają pomóc specjalne karty akcji, choć na razie niewiele o nich wiadomo. Dostępne są trzy podstawowe (tańsze tory, tańsze mosty i więcej pieniędzy za dostarczone dobra), co sprowadza się do klikania kolejnych kart przy tworzeniu niemal każdego połączenia, by ułatwić sobie zaliczanie dodatkowych wyzwań.

Wyzwania są raczej standardowe – przykładowo mamy ukończyć mapę ze stanem konta powyżej pewnej kwoty, co przekłada się na konieczność sprytnego połączenia wszystkich elementów jak najkrótszą siatką torów. Najwięcej trudności sprawiło mi wyzwanie wymagające połączenia jednocześnie czterech miejsc, choć nie dlatego, że było ono wybitnie skomplikowane. Na torach położyła się bowiem mechanika, co skutecznie opóźniło przyjazd na końcową stację.

Wszystkie drogi prowadzą na dworzec Frustracja Dolna

Station to Station jak na razie jest grą, która przyprawiła mnie o największą frustrację w 2023 roku. Niezły wynik jak na „relaksujący” tytuł. Nie znaczy to jednak, że jest tak kiepsko, zdenerwowanie wywołuje raczej suma drobnostek, które zaburzają spokojną rozgrywkę.

Najgorszy był dla mnie brak możliwości cofania ostatniego ruchu albo usuwania istniejących już torów czy stacji. Sprawia to, że czasem niewielki błąd zmusza do powtórzenia całej mapy od początku. Ktoś do mnie napisał, rozkojarzyłem się i zapomniałem o młynie w dolinie obok? Konieczny okazał się restart całego poziomu. Boli, zwłaszcza, gdy jest to 17 z 18 etapów danej mapy. Powtarzając poziom, warto się skupić i odtworzyć z pamięci całą sekwencję – w przeciwnym razie może nas czekać kolejna powtórka.

Na początku sporym problemem jest też zasięg stacji kolejowych. Postawienie takowej odrobinę za daleko od piekarni czy mleczarni powoduje, że towary nie zostaną odebrane. W połączeniu z brakiem możliwości cofnięcia ruchu mocno komplikuje to rozgrywkę, w skrajnym wypadku wymuszając nawet powtarzanie całego poziomu. Z czasem jednak zaczynamy lepiej czuć, jak daleko można postawić stację, i nawet przy szybkim budowaniu robimy to stosunkowo bezbłędnie.

Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station - ilustracja #3

Jedna z frustrujących drobnostek – stacja kilka metrów za daleko nie ma połączenia z budynkiem. Jednak po podłączeniu jej do sieci kolejowej nie możemy ani jej przesunąć, ani zniszczyć.Station to Station PC, Prismatika, 2023

Mechanika polegająca na stopniowym ożywianiu mapy i wypełnianiu jej kolorami sprawia, że na starcie nie wiemy, jaki będzie ostateczny układ wszystkich obiektów. Oznacza to, że w niektórych momentach niemal na pewno za pierwszym razem połączymy coś skrajnie nieefektywnie, co w najlepszym wypadku po prostu utrudni ukończenie poziomu. Jeśli jednak mamy pecha, to tak, zgadliście, czeka nas restart poziomu.

Przechodząc kilkakrotnie ostatni z dostępnych poziomów, miałem poczucie, że gra gdzieś zagubiła swój sens. Powtarzanie 17 sekwencji czynności, by naprawić błąd w kolejnym kroku, sprawiało, że nie patrzyłem zbytnio na grafikę i nie delektowałem się leniwie sunącymi parowozami w sielskich krajobrazach. Próbowałem zapamiętać, czy stacja ma być ustawiona równolegle, czy prostopadle do młyna, żeby kilka kroków później umożliwić szybkie podłączenie innego budynku, który pojawi się niedaleko.

Mam słabość do takiej grafiki, ale coś mi tu nie gra

Przyznaję, że mam słabość do takiego stylu graficznego. Nie chodzi mi o same woksele, tylko o próbę ubrania gry w uroczy „makietowy” płaszczyk dzięki głębi ostrości jak w makrofotografii. Wyraźnie widać to, co jest w centrum kadru i w jego pobliżu, za to obiekty znajdujące się kawałek dalej są już rozmazane.

Taki „makietowy” efekt świetnie zadziałał w Farthest Frontierze, o czym zresztą wspominałem pełen podziwu tutaj. W Station to Station cały czas mam jednak wrażenie, że oglądam ten świat przez tani aparat, który ma problem z autofokusem. Czemu ostrość jest tak jakby rozjechana i nieco za lub przed obiektem, który obserwuję? Nie wiem.

Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station - ilustracja #4

Apartament w centrum Krakowa z niezapomnianym widokiem. Czynsz 2500 zł plus opłaty.Station to Station PC, Prismatika, 2023

Na plus należy jednak zaliczyć wygląd mapy. W demie dostępny jest jeden z trzech biomów, reprezentujący znany nam dobrze klimat umiarkowany i architekturę rodem z Europy. Wygląda to faktycznie przyjemnie, warto jednak podejść do całokształtu z pewnym przymrużeniem oka. To nie jest symulator z prawdziwego zdarzenia i zdarza się, że tory biegną przez środek dachu albo dwa pociągi jadą na czołowe zderzenie.

To nie jest gra dla starych komputerów

Choć testowałem przedpremierowe demo i do ukazania się pełnej wersji gry wiele może się zmienić, muszę zaznaczyć, że obecnie Station to Station ma nieziemski wręcz apetyt na moc obliczeniową naszej karty graficznej. Niewielkie mapy z zaledwie kilkoma ruchomymi obiektami i uroczą, acz prostą grafiką wokselową nie wyglądają jak wyzwanie dla współczesnych kart graficznych. Tyle w teorii, bo praktyka prezentuje się nieco inaczej.

Grę wypróbowałem na dwóch laptopach (z kartami GTX 1650 i RTX 3060) i jednym komputerze stacjonarnym z RTX-em 2060 na pokładzie. We wszystkich przypadkach karta graficzna była obciążona w pełni i występowały problemy z płynnością rozgrywki. Przy „wysokich” ustawieniach graficznych w rozdzielczości 1920x1080 na wszystkich urządzeniach grę dopadała czkawka, na laptopie z GTX-em 1650 objawiająca się spadkami do zaledwie kilkunastu klatek na sekundę. Utrzymanie 60 FPS-ów okazało się wyzwaniem dla wszystkich testowanych kart graficznych, choć oczywiście im mocniejszy model, tym spadki były mniejsze.

Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station - ilustracja #5Urocza gra, która potrafi sfrustrować. Grałem w Station to Station - ilustracja #6

Najwyższe ustawienia graficzne oferują przyjemne widoki. Najniższych z kolei nie polecam nikomu.

Rezygnacja z kilku efektów graficznych (przede wszystkim rozmycia otoczenia) pozwala naszemu komputerowi nieco odetchnąć, choć lepiej z tymi oszczędnościami nie przesadzać. Bez nałożonych efektów upiększających gra jest po prostu brzydka. Biorąc pod uwagę jej niedużą dynamikę, zdecydowanie lepiej oglądać ładny świat w niewielkiej liczbie klatek.

Rozsądnym kompromisem wydają się średnie ustawienia – tracimy tu nieco szczegółowości terenu, a rozmycie tła jest delikatniejsze, niemniej całość wciąż wygląda nieźle. I nawet na laptopowym GTX-ie 1650 utrzymuje w miarę stabilne 30 klatek.

Czy w Station to Station warto zagrać?

Tak. Zwłaszcza gdy dostępna jest wersja demo. To najlepszy sposób, żeby sprawdzić, czy zakochamy się w wokselowej wizji świata. Oryginalna i urocza grafika to jednak nie wszystko i obawiam się, że gra będzie po prostu pusta, a większa liczba budynków niewiele tu zmieni.

Station to Station nie zamierza być jednak tytułem, z którym spędzimy setki godzin. W założeniu ma to być raczej wieczorny umilacz czasu czy towarzysz popołudniowej kawy. A w takiej roli sprawdzić może się całkiem nieźle. Szczególnie jeśli nie zostanie wycenione zbyt wysoko.

Konrad Sarzyński

Konrad Sarzyński

Od dziecka lubił pisać i zawsze marzył o własnej książce. Nie spodziewał się tylko, że będzie to naukowa monografia. Niedawno zrobił doktorat z rozwoju miast, pracuje też w wydawnictwie naukowym, w którym prowadzi kilka czasopism i dba o jakość publikowanych tam artykułów. Z GOL-em przygodę zaczął pod koniec 2020 roku w dziale Tech. Mocno związał się z newsroomem technologicznym, a przez krótki moment nawet go prowadził. Obecnie pełni wieczorną i weekendową wartę w dziale Tech, a za dnia składa teksty publicystyczne. Jeżeli w recenzji jakiś obrazek ma zły podpis, to pewnie jego wina. Gra od zawsze, lubi też dużo mówić. W 2019 roku postanowił połączyć obie te pasje i zaczął streamować na Twitchu. Wokół kanału powstała niewielka, ale niezwykła społeczność, co uważa za jedno ze swoich największych osiągnięć. Ma też kota i żonę.

więcej