Jesteś całkowicie skupiony i skoncentrowany. Masz pełną kontrolę nad sytuacją i poczucie, że stajesz się jednym z wykonywaną czynnością. Nic innego się nie liczy. To doświadczenie jest intensywne i absorbujące, a przy tym daje ci ogromną radość. Brzmi znajomo?
Marzena Falkowska
Jesteś całkowicie skupiony i skoncentrowany. Masz pełną kontrolę nad sytuacją i poczucie, że stajesz się jednym z wykonywaną czynnością. Nic innego się nie liczy. To doświadczenie jest intensywne i absorbujące, a przy tym daje ci ogromną radość.
Brzmi znajomo?
Właśnie tak lub podobnie czujemy się często w trakcie grania, a możliwość wywołania w nas tego uczucia jest jednym z warunków uznania danej gry za dobrą i wciągającą. Wszyscy choć raz to przeżyliśmy: chcemy za wszelką cenę pokonać następnego bossa, przejść na kolejny poziom, posunąć do przodu fabułę. Nie zważamy na bolące palce i plecy. Zapominamy zjeść kolację, a potem nagle okazuje się, że już świta.
Przenieśmy się teraz na moment nieco w czasie. Jest rok 1990 i psycholog węgierskiego pochodzenia o trudnym do wymówienia nazwisku Csikszentmihalyi w książce pod tytułem Flow opisuje koncepcję tak zwanego „przepływu”. Jest to stan osiągany przez zapamiętanie się w danej czynności dla niej samej. Czynność ta może być trudna i nie przynosić nam żadnych realnych korzyści, ale będziemy powtarzać ją wyłącznie dla czystej satysfakcji. Koncepcja „przepływu” (tak „flow” przełożono w pierwszym polskim wydaniu książki, choć bardziej chyba pasowałyby słowa „uniesienie”, „uskrzydlenie”, albo nawet „odlot”) oparta została na badaniach ludzi z różnych kultur i warstw społecznych. Doświadczają go sportowcy, pianiści, rolnicy, chirurdzy, uczniowie. Przydarza się w trakcie meczu, malowania obrazu, wspinaczki górskiej, a nawet pracy czy nauki – o ile oczywiście wykonywane są z własnej woli, a nie z przymusu.
Dobre gry są w stanie wywołać uczucie „przepływu” z samej swojej definicji. Poprzez swój interaktywny charakter potrafią nas bowiem mocno zaangażować i sprawić nam dzięki temu mnóstwo przyjemności. Co więcej – przyjemność jest głównym powodem, dla którego gramy. Jeśli gra nie sprawia nam przyjemności, przestajemy w nią grać. Proste i oczywiste, ale warto to sobie uświadomić.

Spójrzmy na podstawowe składniki „przepływu” i spróbujmy pokrótce omówić, jak przejawiają się w dobrych grach:
Oczywiście nie wszystkie elementy muszą jednocześnie w konkretnej grze zaistnieć, by zapewniała poczucie „przepływu”. Poza tym dla różnych graczy hierarchia ich ważności może kształtować się odmiennie. Jasne jest jednak, że w grach, które lubimy najbardziej i do których najchętniej wracamy, przejawiają się one w największym zakresie.
Według Csikszentmihalyi’ego życie, które można określić mianem szczęśliwego, składa się głównie z różnych długo- i krótkotrwałych doświadczeń „przepływu”. Możemy doznawać ich w trakcie w wszystkich działań, w które się angażujemy: nauki, pracy, kontaktów z ludźmi oraz rozrywki – w tym właśnie gier.
P.S. Tak się składa, że za tydzień przypada półrocze cyklu Ludo ergo sum. W związku z tym już teraz zapowiadam małą niespodziankę z okazji tego mini-jubileuszu :-)
0