autor: Kamil Ostrowski
Recenzja gry Hotline Miami, symulatora mordu w klimacie filmu Drive
Nadeszło znikąd i zachwyciło wszystkich. Hotline Miami, to jedna z najciekawszych gier niezależnych tego roku, łącząca świetną mechanikę z narkotycznym klimatem.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- wymagająca, ale wciągająca mechanika;
- narkotyczny, hipnotyczny klimat;
- audiowizualny majstersztyk, pełnymi garściami czerpiący z późnych lat 80.;
- zmusza do refleksji.
- bugi;
- gra mogłaby być trochę dłuższa.
Hotline Miami nadeszło znikąd. Nie istniało w świadomości graczy przed swoją premierą. Stworzone przez dwie osoby w programie Game Maker kupiło serca recenzentów, którzy poczuli dziennikarski obowiązek rozreklamowania i przedstawienia tej perełki światu. Słusznie, bo bez cienia przesady mogę stwierdzić, że Hotline Miami to jedna z najlepszych gier niezależnych, z jakimi się zetknąłem. Mało tego! Jedna z najlepszych produkcji tego typu, jakie trafiły do sprzedaży w tym roku!
Jak jednym zdaniem opisać twór studia Dennation Games? Skrzyżowanie Manhunta z Super Meta Boyem na GBA w klimacie filmu Drive. Akcja Hotline Miami ma miejsce w roku 1989. Wcielamy się w bezimiennego zabijakę, który telefonicznie przyjmuje zlecenia na „robienie porządków” pod podanymi adresami. Krótko mówiąc, zabija wszystkich na miejscu. Są to przestępcy, członkowie mafii, nie znaczy to jednak, że nasz bohater ma nad nimi jakąkolwiek moralną przewagę. Morduje i znęca się, nie zastanawiając się dlaczego i po co. O czym w takim razie jest Hotline Miami? O nas. Gra po wszystkim pyta: „Co czułeś, kiedy to robiłeś? Jak się czujesz teraz? Jak się czujesz z tym, co czułeś?”.
Podejście pierwsze. Nie żyjesz. Podejście drugie. Nie żyjesz. Podejście dwudzieste. Nie żyjesz.
Mechanika jest bardzo prosta. Akcja pokazana jest z góry, sterujemy klawiszami „WSAD”, strzelamy lewym przyciskiem myszy, a prawym zbieramy nową broń i wyrzucamy starą. Zabijamy przeciwników jednym strzałem/ciosem, wyjątkiem są bossowie i okazjonalne „grubasy”, które wymagają nieco więcej uwagi. Nie myślcie jednak o sobie jako o Terminatorze. Aby nas powalić, również wystarczy jedno uderzenie. Naszą przewagą jest wyłącznie inteligencja i staranne planowanie.
Bohater przed każdą z misji zakłada różnego rodzaju zwierzęce maski – odblokowujemy je w trakcie gry, a zapewniają one określone bonusy, które wykorzystujemy podczas zabawy. Są to przykładowo: zwiększony zasięg widzenia, ciche strzały, większa pojemność magazynków w broni.
W Hotline Miami każdą misję zaczynamy, mając do dyspozycji jedynie własne pięści. Możemy podnosić broń zabitych wrogów. Problem w tym, że nasza postać nie zabiera ze sobą magazynków. Jeżeli wystrzelamy pociski znajdujące się w karabinie maszynowym (a jest ich 24), to pozostaje jedynie rzucić gnatem w nadchodzących nieprzyjaciół i brać nogi za pas, rozpaczliwie rozglądając się za jakimkolwiek orężem.
Eliminując przeciwników z bliska, nie robimy hałasu i nie ściągamy na siebie uwagi oponentów. Gorzej, jeżeli zdecydujemy się na broń palną – wtedy możemy być pewni, że adwersarze zlecą się z całej okolicy. A wtedy biada nam. Sztuczna inteligencja praktycznie nie istnieje – wrogowie biegną w naszą stronę bez zawahania całymi grupami, są jednak idealnym zaprzeczeniem Szturmowców Imperium. Zawsze oddają celne strzały. Jeżeli nie macie refleksu pilota samolotu wojskowego, to do każdego z poziomów będziecie podchodzić kilkadziesiąt razy. Czy to źle? W żadnym wypadku.