Recenzja pierwszych epizodów gry The Walking Dead: The Telltale Series – A New Frontier – solidny początek
Kolejne spotkanie z Clementine uderza wyłącznie w znajome struny, ale jest zrealizowane na tyle dobrze, że brak jakichkolwiek innowacji nie przeszkadza w cieszeniu się interesującą historią.
- ciekawe postacie, zarówno główne, jak i poboczne;
- dobrze zapowiadająca się, emocjonująca i momentami zaskakująca fabuła;
- decyzje podjęte we wcześniejszych sezonach, wpływające na to, co widzimy w najnowszym;
- brak problemów technicznych, jakie nękały poprzednią grę Telltale Games.
- wybory moralne znowu nie mają na nic wpływu;
- przydałoby się jakiekolwiek urozmaicenie rozgrywki.
Telltale Games na premierę trzeciego sezonu swego flagowego interaktywnego serialu udostępniło aż dwa odcinki, dzięki czemu możemy nie tylko od razu poznać znacznie większy kawałek zaplanowanej na pięć epizodów historii, ale też wyrobić sobie bardziej miarodajną opinię o tym, czego spodziewać się po całości. Chociaż produkcja nie oferuje nawet grama innowacji w kwestii mechaniki czy sposobu prowadzenia fabuły, będąc wręcz lekkim krokiem wstecz względem kilku minimalnie mniej zachowawczych projektów wydanych ostatnio przez tego dewelopera, to solidna historia i porządnie nakreślone postacie sprawiają, że fani „Żywych trupów” mogą szykować się na porządną ucztę.
Podobnie jak w przypadku poprzednich produkcji studia Telltale Games postanowiliśmy wystawić końcową ocenę grze The Walking Dead: The Telltale Series - A New Frontier dopiero po publikacji ostatniego, piątego epizodu.
Muertos
Wprawdzie Clementine również jest grywalną postacią, ale w sezonie trzecim przez większość czasu kierujemy Javierem „Javi” Garcią, byłym sportowcem i hazardzistą, który stara się utrzymać przy życiu to, co zostało z jego rodziny, wspólnie ze szwagierką i dzieciakami brata podróżując z miejsca na miejsce. Podczas jednej z eskapad jego gromadka wdaje się w zatarg o zapasy ze zorganizowaną grupą ocalałych, tytułowym New Frontier (Nowa Granica) – w myśl zasady, że im dalej w apokalipsę zombie, tym mniejszym zagrożeniem są żywe trupy, a większym coraz bardziej agresywni ludzie. Javiera z kłopotów ratuje właśnie Clem, z którą ten zmuszony jest wejść w pełen nieufności sojusz, by ocalić, niemających tyle szczęścia co on towarzyszy.
Chociaż większość czasu kierujemy nowych bohaterem, Clementine dobitnie pokazuje, kto tak naprawdę tu rządzi.
Kilka lat po końcu cywilizacji żywe trupy nie są już tak dużym zagrożeniem jak początkowo, ale nie oznacza to, że bohaterowie mogą sobie pozwolić na ich lekceważenie.
Jak na wyczarowanego znikąd protagonistę Javi sprawdza się całkiem nieźle. W serii retrospekcji dano mu ciekawą przeszłość, jest wystarczająco charakterny, by zyskać sympatię gracza, a do tego obecność od samego początku rodziny, o którą musi się troszczyć, nadaje jego rozterkom odpowiednio emocjonalny ton. Przy okazji stanowi on doskonały kontrast dla Clem, która po wszystkim, co przeżyła, wyrosła na wyjątkowo zaradną, silną i samodzielną nastolatkę, doskonale radzącą sobie z różnymi zagrożeniami. Nasza stara znajoma teraz stroni od ludzi i unika przyjaźni, uważając, że kończą się one wyłącznie bólem i stratą. Przy tak chłodnym podejściu Clementine mogłaby nie sprawdzić się jako angażująca główna bohaterka, za to w roli towarzyszki, której mało kto jest w stanie podskoczyć, wypada świetnie.
W porównaniu z pełnym papierowych, niezapadających w pamięć postaci sezonem drugim tym razem dopracowano też obsadę poboczną. Każdy ma tu wyrazistą osobowość, ludzie nie rzucają się sobie do gardeł bez konkretnego powodu, nawet wśród antagonistów znalazło się miejsce na odcienie szarości. Dobrze wypada też historia, która mimo oparcia jej na tych samych schematach co zawsze (nie oszukujmy się, po kilkuset numerach komiksu, kilkudziesięciu odcinkach serialu i trzech sezonach gier ciężko o coś naprawdę oryginalnego), wciąż potrafi wciągnąć, a nawet lekko zaskoczyć pojawieniem się jakiejś niespodziewanej postaci czy nagłym zgonem. Premierowe odcinki wzbudziły we mnie znacznie więcej emocji niż cały sezon niedawno recenzowanego Batmana, a to właśnie o porządne granie na emocjach w tych tytułach chodzi przede wszystkim.
Trzeba znać swoje priorytety
A skoro już o grze Batman: The Telltale Series mowa, to pokuszę się o stwierdzenie, że trzeci sezon The Walking Dead dość dobitnie pokazuje, którą z tych pozycji Telltale Games traktuje poważniej. Podczas gdy przygodom Mrocznego Rycerza doskwierały spore problemy techniczne, z regularnymi i dającymi się mocno we znaki spadkami liczby klatek na sekundę na czele, A New Frontier chodzi perfekcyjnie płynnie. Nie zaobserwowałem ani jednego spowolnienia, obyło się też bez jakichkolwiek błędów. Da się? Da się. Szkoda tylko, że najwyraźniej wyłącznie w przypadku mających większy potencjał komercyjny tytułów.
Gra korzysta z tego samego autorskiego silnika graficznego, który towarzyszy produkcjom twórców The Wolf Among Us od lat i który przeszedł lekki lifting przy okazji przygód Bruce’a Wayne’a. Oznacza to, że postacie i otoczenie zyskały na szczegółowości, tu i ówdzie zobaczyć można też ładniejsze efekty, ale o jakimkolwiek opadzie szczęki należy zapomnieć.
Mój jedyny większy zarzut odnosi się do synchronizacji ruchu ust postaci z dialogami, a raczej całkowitego braku takowej – widać tu wyraźny rozdźwięk, w skrajnych przypadkach bohaterowie przestawali poruszać żuchwą całe sekundy po tym, jak wybrzmiały już jakiekolwiek kwestie mówione.