Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Opinie

Opinie 14 stycznia 2022, 16:59

autor: Krzysiek Kalwasiński

The Last of Us 2 jest lepsze od „jedynki”

The Last of Us powszechnie uważane jest za jedną z najlepszych gier wszech czasów. W przypadku „dwójki” natomiast zdania są już bardziej podzielone. Tymczasem mnie The Last of Us: Part II wydaje się pod wieloma względami lepsze od swojego pierwowzoru.

Spis treści

Uważam, że potencjał pierwszego The Last of Us nie został w pełni wykorzystany. W teorii i na pierwszy rzut oka dzieło Naughty Dog ma wszystko, czego potrzebuje świetna gra. Chwytającą za serce ciekawą fabułę, przekonujące postacie, gęsty klimat i angażującą rozgrywkę. Sporo dobrego nasłuchałem się przed udaniem się w tę podróż i choć moje nastawienie było neutralne, ostatecznie się zawiodłem. W opowieści mimo kilku dobrych momentów dostrzegłem spore braki, zwłaszcza jeśli chodzi o danie główne – czyli relację dwójki bohaterów. Niestety, rozgrywka okazała się jeszcze mniej satysfakcjonująca, co przy długim czasie gry dość mocno dało mi w kość. Nie chcę się jednak powtarzać, bo już o tym pisałem. A porównań obydwu gier i tak nie uniknę. Tym bardziej że jako całość mocno zyskują.

Mimo iż nie pałam miłością do „jedynki”, zainteresowałem się kontynuacją. Z góry założyłem bowiem, że będzie po prostu lepsza. Nie dlatego, że natrafiłem na atrakcyjną zawartość z przecieków (której ówczesnemu newsmanowi bardzo trudno było uniknąć), ale dlatego, że ta gra jawiła się jako odważniejsza, bardziej nastawiona na czerpanie frajdy z samego grania i silne wrażenia. Zresztą temat zemsty uważam za ciekawy sam w sobie, zwłaszcza jeśli jest podany bezpardonowo. A na to się zapowiadało. Czekałem więc, bo mocnych i chwytających za gardło opowieści jest w grach trochę za mało.

UWAGA, SPOILERY!

Zanim całkowicie zagłębię się w temat, chcę ostrzec przed spoilerami tych graczy, którzy jeszcze nie dotarli do końca opowieści zaserwowanej w The Last of Us: Part II.

Gra w golfa? Jestem za. Ale ty będziesz piłeczką

Problematyka poruszona przez twórców nie mogła przypaść do gustu każdemu. Zemsta to ciężki temat, zwłaszcza gdy obserwujemy prowadzące do niej tragiczne wydarzenia. Oraz te po niej następujące. Kwestia stara jak świat. Uczeni jesteśmy jednak, żeby się nie mścić, a po prostu wybaczać, co jest znacznie trudniejsze. Ponoć odegranie się na kimś nie prowadzi do niczego dobrego, a dokonanie aktu zemsty nie przynosi spodziewanej ulgi. Taki właśnie przekaz serwuje The Last of Us 2. Szanuję dzieło Naughty Dog za przedstawienie samej idei, ale z drugiej strony jestem zawiedziony, że twórcy podeszli do niej (i nas jako graczy) tak pouczająco i moralizatorsko. Zdecydowanie bardziej wolałbym konflikt bez kompromisu. Wtedy Ellie lub Abby faktycznie poniosłyby konsekwencje swoich czynów. A my moglibyśmy samodzielnie je ocenić, zgodnie z naszym poczuciem moralności.

Inną rzeczą, która nieco przeszkadza w pozytywnym odbiorze gry, jest pokazanie wydarzeń prowadzących do wspomnianej zemsty. Jeśli jednak mamy w głowie wszystko, co zaszło w pierwowzorze, śmierć ukochanego przez graczy Joela nie powinna być zaskoczeniem. Ktoś, kto pozbawia życia setki osób (w obronie własnej czy niekoniecznie – bo przecież zabił lekarzy mających operować jego „córkę”), nie może oczekiwać bezkarności. Dlatego w momencie pojawienia się przecieków dotyczących fabuły nie byłem ani trochę zaskoczony ich treścią. Byłem natomiast ciekaw, jak zostanie to wszystko poprowadzone, tym bardziej że mieliśmy spojrzeć na całą sytuację z dwóch perspektyw. Genialna rzecz, na którą nie możemy zbyt często liczyć. Bo przecież niewiele jest gier, w których mamy okazję wcielić się w dotychczasowego antagonistę, by ostatecznie zmienić do niego nastawienie.

Z kolei scenę zamordowania Joela uważam za świetną, przynajmniej z jednego względu. Znałem jej przebieg, ale obejrzałem ją dopiero podczas grania. Dlatego poczułem się pozytywnie zaskoczony tym, że jest ona tak nagła, bezpardonowa i brutalna. Odczucia te spotęgowane zostały przez fakt, że twórcy nie starali się przypodobać fanom, tylko zrobili to, co uważali za słuszne. I wielu osobom się to nie spodobało. Produkcja ta była przecież bombardowana negatywami na agregatorze ocen, jakim jest Metacritic, a twórcom (czy nawet aktorom głosowym) grożono śmiercią. Do dzisiaj nie jest zresztą zbyt kolorowo, bo średnia ocen graczy nie sięgnęła na owej stronie choćby 6.0. Ilu z nich faktycznie zagrało i sprawiedliwie oceniło ten tytuł bez większych uprzedzeń? Tego nie wie nikt.

Ellie w The Last of Us 2 stanowi ucieleśnienie nienawiści i wręcz niezłomnego dążenia do zemsty. Szkoda jedynie, że twórcy podeszli do tematu tak moralizatorsko i jednostronnie. - The Last of Us 2 jest lepsze od „jedynki” - dokument - 2022-01-14
Ellie w The Last of Us 2 stanowi ucieleśnienie nienawiści i wręcz niezłomnego dążenia do zemsty. Szkoda jedynie, że twórcy podeszli do tematu tak moralizatorsko i jednostronnie.

Inna sprawa, jeśli chodzi o wspomniany wątek, to logiczny i przekonujący ciąg wydarzeń, którego tutaj nieco zabrakło. Znów, podobnie jak poprzednio, mamy do czynienia z nadto wygodnym tworzeniem konkretnych sytuacji. Nie czuję się przekonany tym, że w tak bezlitosnej rzeczywistości podaje się podejrzanej grupie swoje imię i nazwisko, a ponadto oferuje nocleg, mimo iż właśnie przebywa się w ich „domostwie”. Zresztą wiele jest w tej opowieści sytuacji służących, zdaje się, jedynie szokowaniu. Na przykład scena z kobietą w zaawansowanej ciąży (którą nie wiedzieć czemu wywiało z dala od bezpiecznej bazy) czy stawianie jednej ze stron w lepszym świetle kosztem drugiej – choćby za sprawą zgoła odmiennych scen z tą samą psinką. Nie przeszkadza mi to jednak jakoś nadmiernie. Lubię być zaskakiwany, a czas na refleksję i tak przychodzi dopiero po chwili. Nie niweluje to emocji, jakie odczuwało się podczas oglądania danych wydarzeń, choć mimo wszystko rzutuje na ich ogólny odbiór. Wolałbym, żeby żadna ze stron nie była oczerniana lub wybielana.

Wszystko, co dobre, zostało we wspomnieniach

To taka droga przez mękę, która przytłacza swoim depresyjnym charakterem. Zewsząd wyziera beznadzieja, okrucieństwo i zimna nienawiść. W takiej rzeczywistości trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Czasem pomagają w tym towarzysze, ale ci mogą stać się zwykłym utrapieniem, o którym lepiej zapomnieć i skupić się na tym, co ważne. Na przykład na zabiciu wszystkich przyczyniających się do zniszczenia jakichkolwiek pozorów spokoju i szczęścia. Chwilowe zapomnienie i ukojenie oferują cenne wspomnienia, które dają siłę, by iść dalej. Problem w tym, że tylko pogłębiają poczucie straty, rozdrapują rany i karmią wiecznie nienasyconą nienawiść.

Tak właśnie widzę ostatnią produkcję Naughty Dog, przynajmniej jeśli chodzi o epizody z udziałem Ellie. Autorzy zaserwowali bardzo ciężką atmosferę, pełną mroku, rozpaczy (choć dopiero od pewnego momentu) i przerywaną przytoczonymi wyżej wspomnieniami. Zwykle utrzymuję, że taka monotematyczność jest zła i podobnie uważam w tym przypadku. Poza początkiem i powrotami do przeszłości naprawdę trudno o jakieś światełko w tunelu, moment na odsapnięcie. Jasne, są naprawdę pozytywne sceny, jak choćby prezent urodzinowy od Joela dla Ellie z całą podróżą do celu i ostatecznie „lotem” w kosmos. Są jednak trochę jak dobry sen, pamięć o którym znika niedługo po obudzeniu się. Wtedy pozostaje powrót do szarej i bolesnej rzeczywistości.

Scena „lotu w kosmos” ma piękny i pozytywny wydźwięk. Stanowi też chwilowe odsapnięcie od dołującej rzeczywistości. Mija jednak szybko jak dobry sen po obudzeniu się. - The Last of Us 2 jest lepsze od „jedynki” - dokument - 2022-01-14
Scena „lotu w kosmos” ma piękny i pozytywny wydźwięk. Stanowi też chwilowe odsapnięcie od dołującej rzeczywistości. Mija jednak szybko jak dobry sen po obudzeniu się.

Przytoczone powroty do przeszłości najpewniej nie miałyby tak mocnego wydźwięku, gdyby nie fakt, że widzieliśmy (choć nie na bieżąco) rozkwit relacji Joela i Ellie. Uczestnicząc w tych sielankowych wydarzeniach, mających miejsce niedługo po „jedynce”, możemy w końcu zobaczyć to, czego w pierwszej części nie było (mimo iż okazji do pokazania tego nie brakowało). Mówię o błahych rozmówkach o wszystkim i o niczym, rzucaniu żartami i po prostu spędzaniu razem dobrego czasu, choć czasy są ciężkie. Okazało się jednak, że Joel nie jest nieskończenie ponurym milczkiem, a faktycznie kimś z zainteresowaniami i troską w sercu. Tak, ja wiem, że poniekąd pojawiło się to w pierwowzorze, ale na tak małą skalę, że odnoszę wrażenie, iż twórcy umyślnie zostawili wszystko na kontynuację.

Sporo ponarzekałem na dialogi w „jedynce”. Pisałem, że jest ich za mało, że zakrawa to na śmieszność i wydaje się nieautentyczne, co przy ogólnym charakterze gry wypada jeszcze gorzej. Tego samego nie mogę powiedzieć o „dwójce”, bo jednak rozmów jest tu całkiem sporo, i to wszelkiego rodzaju. Począwszy od omówienia następnych kroków, a kończąc na rzeczach bardziej osobistych jak nieudane związki, noszenie tych samych ciuchów przez kilka dni, lęk przed wysokością czy nawet przed własną matką. Nie zabrakło też rozważań na różne tematy – takie jak muzyka oraz filmy i to, jak mogłyby wyglądać w tym świecie. Dzięki temu postacie wydały mi się bardziej rzeczywiste. No i przy okazji było na czym ucho zawiesić podczas eksploracji, której też jest tutaj niemało.

TWOIM ZDANIEM

Które The Last of Us wolisz?

Pierwsze
65,6%
Drugie
34,4%
Zobacz inne ankiety
Jak z kolorowej platformówki narodziło się The Last of Us
Jak z kolorowej platformówki narodziło się The Last of Us

Gdzie i kiedy narodził się postapokaliptyczny świat The Last of Us oraz opowiadana przez grę historia o człowieczeństwie? Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, koncept zaczynał jako reboot słynnej serii z czasów PS2 – Jak & Daxter.

The Last of Us to nic wybitnego
The Last of Us to nic wybitnego

The Last of Us uchodzi za jedną z najważniejszych i najlepszych gier w branży. Wystarczy jednak trochę się przyjrzeć, by zauważyć, że dzieło Naughty Dog to pod wieloma względami najwyżej dobra produkcja.