autor: Amadeusz Cyganek
Recenzja gry Banished, czyli The Settlers w skali mikro
Średniowieczna walka o przetrwanie – ten opis pasuje raczej do efektownej gry akcji osadzonej przed wiekami, tymczasem walka o życie i śmierć to motyw przewodni Banished: bardzo ciekawej strategii ekonomicznej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Bardzo mocno wciąga;
- Sprawnie działające mechanizmy rozgrywki;
- Motyw przetrwania;
- Zmienne pory roku i ich wpływ na życie mieszkańców;
- Uporządkowany model hierarchii potrzeb;
- Przejrzysty i intuicyjny interfejs;
- Solidne wykonanie techniczne.
- Brak większej liczby budynków;
- Schematyczność rozgrywki ograniczająca nieco pole manewru.
- Niezbyt duże możliwości w późniejszej fazie rozgrywki.
Dorównanie legendzie – nie wspominając o próbie podjęcia z nią skutecznej rywalizacji – to często zadanie szalenie karkołomne, a na dodatek obarczone sporym ryzykiem niepowodzenia. Nie inaczej jest również w świecie gier – weźmy przykładowo znaną i cenioną serię The Settlers. Ponad dwadzieścia lat tradycji, kilka znakomitych odsłon tej sagi, a przede wszystkim szereg skojarzeń bezpośrednio odnoszących się do gier tworzonych przez studio Blue Byte - jak w takich okolicznościach próbować zawojować scenę osadniczych strategii? Pokazuje to Łukasz Hodorowicz ze studia Shining Rock Software, który w pojedynkę zamierza – choć na zdecydowanie mniejszą skalę – wkupić się w łaski fanów tego typu produkcji. I jak się okazuje, wcale nie stoi na przegranej pozycji.
Wygnańcy na swoim
Banished to produkcja, o której jeszcze kilka miesięcy temu niewielu pomyślałoby poważnie, a reszta popukałaby się w czoło, klasyfikując ją jaką kolejną wtórną imitację konceptu stojącego za sukcesem innych. Im bliższa stawała się perspektywa premiery, tym więcej osób z zaciekawieniem patrzyło w stronę tego sandboksa osadzonego w realiach średniowiecza. Działo się tak z kilku powodów – jednym z kluczowych stał się zapewne fakt, że na rynku obecnie próżno szukać tego typu gier, które pozwalałyby na swobodne wznoszenie i opiekowanie się własną osadą, ale to sam autor sam zatroszczył się o odpowiedni rozgłos, prezentując kilka ciekawych i całkiem świeżych pomysłów, nieco urozmaicających realia rozgrywki w skórze burmistrza miasteczka sprzed wieków.
Gra pozwala objąć kontrolę nad grupką wygnańców, próbujących ułożyć sobie życie w nowej osadzie, w której tak naprawdę wszystko trzeba ustanowić i uporządkować od podstaw. Choć na początku zajmujemy się ledwie kilkoma rodzinami, z czasem (przy ustawicznym i w miarę rozsądnym rozwoju) pod nasze skrzydła trafia kilkadziesiąt familii posiadających różnego rodzaju potrzeby, wymagających od nas dyscypliny i ciągłych, bieżących interwencji pozwalających na ich zaspokojenie. Wszystko po to, by w tych trudnych, niesprzyjających i często szalenie zmiennych warunkach po prostu... przeżyć.