autor: Michał Miłosz
Recenzja gry Might & Magic X: Legacy - klasycznego RPG dla weteranów
Świat stoi sprzętem nowej generacji, a tymczasem niemieckie Libmic Entertainment funduje nam nostalgiczną podróż w rejony klasycznego RPG. Czy twórcom udało się przywrócić blask zakurzonej serii?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- przemyślana mechanika;
- długa kampania;
- zróżnicowani przeciwnicy;
- syndrom “jeszcze pięć minut”.
- nie najlepsza grafika;
- bugi.
Historia lubi zataczać koło i kiedy już wydaje się nam, że gry będą tylko coraz bardziej epatować widowiskowością i milionami wielokątów pojawiającymi się na ekranach nagle nastaje moda na retro. Gracze zaczynają coraz chętniej sięgać po stare marki i tytuły, które według opinii wielu osób zamiast grubej warstwy pudru posiadały jeszcze to co, co używając wielkich słów można nazwać duszą, oferując przy tym faktycznie, nierzadko wielogodzinne wyzwanie. Trend ten został oczywiście bardzo szybko zauważony przez deweloperów, którzy postanowili przywrócić do życia te stare tytuły, przygotowując ich odświeżone wersje lub kontynuacje. Jedną z pierwszych takich pozycji był Bionic Commando Rearmed, a więc produkcja raczej nieskomplikowana pod względem mechaniki rozgrywki i objętości. Jednym z ostatnich przedstawicieli nowej mody jest już jednak niezwykle obszerna i w porównaniu do wielu nowych gier RPG dość skomplikowana kolejna, dziesiąta część popularnej serii Might & Magic.
Pierwszym zwiastunem powrotu dungeon crawlerów do “zachodniego świata rozrywki” był znakomity Legend of Grimrock, który w najbardziej klasyczny ze sposobów zabierał nas w podróż po wielopoziomowych tunelach opanowanych przez nieprzyjazne stwory. Wspominam o świcie Zachodu, bowiem na Wschodzie, oczywiście przede wszystkim w Japonii, dungeon crawlery miały się o wiele lepiej niż u nas. To właśnie tam, na mobilne konsole Nintendo kontynuowano serię Wizardry. Pojawiali się także nowi przedstawiciele gatunku, jak niektóre tytuły z serii Persona czy rewelacyjne gry z cyklu Etrian Odyssey. Ameryka i Europa tak naprawdę więc gonią stawkę. Robią to jednak w godny pochwały sposób, czego efektem jest niesamowicie wciągająca, choć niestety nie pozbawiona głównie technicznych baboli Might & Magic X: Legacy.
Pierwsza gra z cyklu Might & Magic o podtytule The Secret of the Inner Sanctum ukazała się w 1986 roku. Jej akcja rozgrywała się w świecie Varn. Od tego czasu eksploratorzy uniwersum Mocy i Magii poznawali także inne światy: Xeen, Axeoth i Terrę. Akcja dziesiątej części rozgrywa się w krainie Ashan, a więc tej samej, w której obserwowaliśmy zmagania frakcji w strategicznym odłamie serii, czyli Might & Magic: Heroes VI. Jednak klasyczne erpegi i strategie turowe to nie jedyne gatunki gier, z jakimi romansowała ta marka. Szyldem M&M posługują się również trzecioosobowa gra akcji z 1999 roku zatytułowana Crusaders of Might & Magic oraz wydana 7 lat później Dark Messiah of Might & Magic, która podobnie jak Legacy, przedstawiała wydarzenia rozgrywające się w Ashanie. Jak więc łatwo policzyć, za dwa lata seria będzie obchodziła trzydzieste urodziny.
Za przygotowanie Might & Magic X: Legacy odpowiada niemieckie studio Libmic Entertainment, które podeszło do sprawy w bardzo poważny sposób, starając się, aby przygotowywany tytuł jak najlepiej wpasował się w ramy serii. Zrezygnowano przy tym z nieco bardziej nowoczesnego sposobu przedstawienia akcji, jaki miał w serii miejsce od części szóstej, a który pozwalał w płynny sposób, w czasie rzeczywistym prowadzić zarówno walkę jak i eksplorację ukazując widok z pierwszej osoby. Zamiast tego zaproponowano, aby wzorem pierwszych części gracz mógł poruszać się po świecie zbudowanym z kwadratowych pól, pomiędzy którymi następuje animowane przejście. Pozostawiono widok z pierwszej osoby, a walka w całości została oparta na turach. Czy przez to gra w jakikolwiek sposób straciła na atrakcyjności? W żadnym wypadku.