Torchlight - recenzja gry
Torchlight to potrawa smakująca jak Diablo, doprawiona szczyptą Fate'a, a przyrządzona przez twórców Hellgate: London. Jak smakuje? Przekonajcie się sami.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Torchlight spadł na mnie jak grom z jasnego nieba i gdyby nie kompletny przypadek, pewnie przegapiłbym jego premierę. Byłby to niewątpliwie duży błąd, bo debiutanckie dzieło firmy Runic Games zdążyło w bardzo krótkim czasie zdobyć liczną rzeszę zwolenników, o czym najlepiej świadczą przychylne wypowiedzi krytyków oraz graczy. Postanowiłem zatem przyjrzeć się bliżej tej produkcji, najpierw testując jej wersję demonstracyjną, a potem kładąc łapska na pełnej edycji, która za stosunkowo niewielkie pieniądze dostępna jest za pośrednictwem systemu elektronicznej dystrybucji Steam.
Udzielenie odpowiedzi na pytanie, czym jest Torchlight, nie sprawia jakichkolwiek trudności. Dzieło firmy Runic Games jest po prostu wiernym klonem Diablo, wzbogaconym o kilka interesujących rozwiązań, które kilka lat temu mogliśmy podziwiać w innym produkcie reprezentującym gatunek hack & slash, zatytułowanym Fate. Jak się okazuje, podobieństwo do obu wymienionych wyżej pozycji nie jest przypadkowe. Grę zaprojektowali Travis Baldree (twórca Fate’a), bracia Max i Erich Schaefferowie (założyciele studia Blizzard North i główni autorzy serii Diablo), a także utalentowany zespół programistów, pochodzących z nieistniejącej już firmy Flagship Studios. Ta ostatnia do niedawna zajmowała się przygotowywaniem Mythosa. Biorąc pod uwagę doświadczenia powyższych osób, nikogo nie powinno dziwić, że ich pierwszym produktem jest właśnie czystej krwi hack & slash.
Torchlight pozwala wcielić się w rolę nieustraszonego bohatera (do wyboru są trzy różne klasy), który przybywa do tytułowego miasteczka, aby pomóc jego mieszkańcom w uporaniu się ze złem, czyhającym w okolicznych podziemiach. Podobnie jak w grach z serii Diablo osada pełni rolę bazy wypadowej. Można tutaj w spokoju zebrać siły do kolejnych walk, sprzedać zdobyty w trakcie wędrówki złom, kupić nową broń, magiczne przedmioty i różnego typu mikstury, a także skorzystać z pomocy miejscowych fachowców i np. transmutować kamienie szlachetne czy też zakląć posiadany oręż. Na powierzchni otrzymujemy liczne zlecenia od mieszkańców wioski, które najczęściej wiążą się z unicestwieniem wskazanego stwora bądź przyniesieniem z podziemi jakiegoś cennego przedmiotu. Nic skomplikowanego, ale trudno się czepiać, bo Torchlight to przecież typowe klikadło w klimacie fantasy i jego głównym celem jest ciągły grind. Jeśli zatem zaliczasz się do fanów erpegów i jesteś spragniony wyzwań intelektualnych, możesz od razu zmienić kanał. To bajka dla miłośników sieczki.
Zmagania w Torchlight cechują się bardzo dużą dynamiką. Pod ziemią roi się od rozmaitych stworów, które nie wykazują przyjaznych zamiarów, dlatego należy je jak najszybciej unicestwić. W szerzeniu zagłady pomaga niezwykle bogaty arsenał, począwszy od broni białej, poprzez łuki i pistolety, na potężnych zaklęciach ofensywnych skończywszy. Tak jak w Diablo oręż może wykazywać magiczne właściwości, więc znalezienie odpowiedniego miecza czy elementów zbroi szybko staje się dodatkową atrakcją rozgrywki. Wielbiciele zbierania klamotów będą w Torchlight wniebowzięci, bo z zabitych stworów wypada tyle różnorodnego złomu, że w ciasnym plecaku szybko zaczyna brakować miejsca. Na szczęście za graczem cały czas biega wierny pies lub kot, któremu możemy wcisnąć do toreb to, czego sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć.