Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 16 października 2009, 15:02

autor: Maciej Makuła

Brutal Legend - recenzja gry

Tim Schafer chciał wcisnąć szerokiej rzeszy graczy niebywale nietuzinkową produkcję. W końcu możemy podziwiać efekty tej karkołomnej operacji.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

Bardzo nie lubię odgórnego nastawienia typu „wielkim poetą był”, a które to właśnie zjawisko zachodzi masowo wśród ludu w przypadku najnowszej gry Tima Schafera – Brutal Legend. Bo, o ile zgadzam się z opiniami o wielkim kunszcie autora i talencie do tworzenia klasycznych przygodówek – o tyle historia najnowsza, czyli dzieła powstałe po jego odejściu z LucasArts i założeniu Double Fine Productions, taka cacy już nie jest. Psychonauci, owszem, oczarowali mnie pomysłem na świat i całym zapleczem fabularnym – jednak sama rozgrywka była już sporą męczarnią. Z bólem wyznam, że zmęczyłem tę grę głównie dla późniejszej możliwości lansowania się na salonach oraz wyrywania lasek na tekst „hej, kotku, gram w tak niszowe, artystyczne i niekomercyjne (a jakże!) gry jak Psychonauci”. Nie idźcie tą drogą.

I tak, dojrzalszy o to doświadczenie, dosyć podejrzliwie wypatrywałem Brutal Legend, której świat w zapowiedziach twórców szykował się na absolutne cudeńko. Uniwersum, które powstało na obraz i podobieństwo okładek albumów tzw. muzyki metalowej. Do tego kilka legendarnych nazwisk i armia kawałków, zostawiających w tyle nawet gry muzyczne – bosko. Niemniej, ponieważ historia lubi się powtarzać, cały czas dręczyło mnie najważniejsze pytanie – co z samą rozgrywką?

Jak oni grają!

Brutal Legend opowiada historię Eddiego Riggsa. Jest on „roadiem”, czyli po naszemu członkiem ekipy technicznej – dbającym o to, by zaplecze każdego koncertu było dopięte na ostatni guzik. Problem naszego bohatera wygląda jednak tak, że choć potrafi on skonstruować każdą scenę i naprawić każdy instrument, to nie może niestety naprawić granej przez współczesne kapele muzyki (a przynajmniej przez tę, z którą podróżuje w intrze gry). Co drażni go niesamowicie i pozbawia jego pracę smaku.

W Krainie Metalu nawet nóż do chleba robi wrażenie.

Na szczęście w żywocie Eddiego następuje zwrot o 180 stopni – zostaje on przygnieciony przez dekorację sceny („nic tak nie zmienia życia jak śmierć”). Nie sam zgon jest jednak tak spektakularny, a pojawienie się starożytnego boga metalu, Ormagodena, który przenosi jego „duszę utęsknioną do tych pagórków leśnych...” itd., czyli krótko mówiąc – do starożytnej Krainy Metalu.

Kraina Metalu to miejsce, w którym grane na gitarze „akordy mocy” (tzw. power chords) faktycznie mają moc: wywołują trzęsienia ziemi, ogniste eksplozje czy wyładowania elektryczne (skaczące naturalnie po strunach). Wszędzie wałęsają się demony, a niewinna tubylcza ludność toczy zacięty bój z generałem Lionwhytem – panem Hair Metalu. Jeśli jeszcze nie wydaje się Wam to zakręcone, to tylko dlatego, że z obawy przed zepsuciem Wam zabawy pomijam najciekawsze fragmenty.

Metale na złom

Bo najmłodsze dziecko Tima Shafera jest na każdym kroku dowodem jego nietuzinkowego podejścia do gier i od początku dosłownie atakuje gracza niezłymi patentami. By nie być gołosłownym – pierwsza rzecz, którą w grach zazwyczaj spotykamy, menu główne, to sekwencja oglądania albumu (z perspektywy pierwszej osoby), a kolejne punkty menu to zwyczajnie kolejne strony albumu, zręcznie przekładane, tudzież otwierane rękami Jacka Blacka (bo całość nakręcona została „na żywo” kamerą). Jak wchodzimy w posiadanie owego albumu? Ha, to już najlepiej sprawdźcie sami. W każdym razie gra już w pierwszych chwilach po jej uruchomieniu robi niesamowite wrażenie.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

sekret_mnicha Ekspert 28 listopada 2013

(PC) Świat metalu zaklęty w grze Brutal Legend kilka lat wędrował na pecety, ale bardzo cieszę się, że w końcu to zrobił. Bo mimo niedoróbek i takich sobie decyzji, efekt końcowy jest bardzo zadowalający.

8.0

ElMundo. Ekspert 14 marca 2011

(X360) Jeśli mieliście wątpliwości, że Tim Schafer to najbardziej oryginalny projektant gier, jakiego wydał świat, tak teraz nie macie prawa poddać tej tezy w jakąkolwiek wątpliwość. Zapraszam Was na wycieczkę do Krainy Metalu, gdzie wszystko jest kompletnie nielogiczne, w kopalni pracuje się waląc łbami o skałę, a w warsztacie samochodowym w rolę mechanika wciela się sam… Ozzy Osbourne!

8.5
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.

Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna
Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna

Recenzja gry

Pacific Drive udowadnia, że w oklepanym gatunku survivali jest jeszcze miejsce na nowe, świeże doświadczenia, nawet gdy składają się na nie znane pomysły. W żadnej innej grze nie poczujecie tak silnej więzi ze swoim samochodem – starym kombi!