autor: Bolesław Wójtowicz
Oni - recenzja gry
Zachwycałeś się ciekawą fabułą w Septerra Core? Znałeś na pamięć wszystkie combosy w Mortal Kombat? A może uwielbiałeś spojrzeć przeciwnikowi w jego wielkie oczy przed oddaniem śmiertelnego strzału w Shogo? Teraz możesz to wszystko zrobić w jednej grze.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ja wiedziałem, że tak będzie. Człowiek im starszy, tym bardziej utwierdza się w swoich przekonaniach. Wyrabia sobie określony pogląd na pewne sprawy, wie, że to jest dobre, a tamto złe. I dobrze mu z tym. A potem nagle, zupełnie niespodziewanie pojawia się coś takiego, co powoduje, że zostaje on zmuszony do zmiany zdania i pogodzenia się z faktem, iż coraz mniej rzeczy na tym nienajlepszym ze światów jest pewnych.
Nigdy nie należałem do wielbicieli kina “made in Hong-Kong” i gier na nich opartych. Zarówno filmy, jak i gry z tak zwanego gatunku “kopanego”, raziły mnie głupotą scenariusza, tandetną aż do bólu grą aktorów (to chyba zbyt duże słowo - aktorów) oraz kiczowatymi efektami specjalnymi. Już za czasów świętej pamięci Bruce’a Lee, w kinie częściej wyłem ze śmiechu widząc facetów w piżamach wskakujących bez najmniejszego wysiłku na dwudziestometrowe drzewa niż emocjonowałem się choreografią walk toczonych za pomocą rąk, nóg, kijów, cepów i co tam jeszcze kto miał pod ręką. Będąc już szczęśliwym posiadaczem urządzenia zwanego komputerem bardzo szerokim łukiem obchodziłem wszelkiego rodzaju “Mortal Kombaty”, “Fighting Force’y” czy inne konsolowe “Tekkeny”. A jeśli już któreś z tych mordobić zagościło na moim twardym dysku, to kilkanaście minut spędzonych przed ekranem monitora, powodowało, że utwierdzałem się w przekonaniu, iż tego rodzaju rozrywka to nie dla mnie.
Niestety, jak już wcześniej wspomniałem, wszystko co piękne, kiedyś się kończy. Nadszedł czas, że i ja musiałem zmienić zdanie.
Kiedy dowiedziałem się, iż kolejną grą, którą będę miał okazję opisywać dla was, będzie bijatyka pod tajemniczym tytułem “Oni”, jęknąłem: “Co ja takiego w życiu zrobiłem, że spadło to na mnie?” I początkowo miałem ochotę wymigać się od tego. Ale kiedy pewnego ranka, zmuszony sytuacją, zainstalowałem grę i zacząłem z nieszczęśliwą miną grać, dopiero mrok jaki wokół mnie zapanował, spowodował, że wyrwałem się z tego wspaniałego świata. I przyznam, że nie żałuję ani jednej minuty spędzonej przed monitorem.
W nadchodzącej przyszłości świat zostanie całkowicie opanowany przez gigantyczne, międzynarodowe korporacje, kontrolujące wszystko i wszystkich. Każdy odruch sprzeciwu, każda próba działania indywidualnego spotka się z natychmiastową i niesamowicie brutalną reakcją. Wszelkie nieposłuszeństwo wobec decyzji Korporacji zostanie błyskawicznie zdławione w zarodku. Aby Korporacja mogła spokojnie panować nad światem, musi zadbać o to, żeby nie powstała żadna nowa technologia, która użyta przez niepowołane osoby, stanowiłaby poważne zagrożenie dla jej, Korporacji, bezpieczeństwa. W tym też celu, nie szczędząc sił i środków, utworzono tajną jednostkę specjalną, której nazwa (gdyż na co dzień używano tajemniczego skrótu TCTF) brzmiała Tech Crime Task Force.
Jedną z najlepszych agentek w tej super jednostce jest piękna dziewczyna o imieniu Konoko. Znakomicie wyszkolona pod względem fizycznym oraz niesamowicie wprawna w posługiwaniu się wszelkiego rodzaju narzędziami siejącymi śmierć i zniszczenie, stanowi wraz z kilkoma innymi agentami elitę TCTF, używaną do wypełniania zadań o szczególnym ciężarze gatunkowym.