autor: Borys Zajączkowski
Massive Assault - recenzja gry
Strategia turowa, rozgrywająca się odległej przyszłości. W roku 2365 ludzie odkryli w przestrzeni kosmicznej sześć planet bogatych w surowce potrzebne ziemskiej cywilizacji do dalszej egzystencji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Rozkład w czasie rodzenia się i utrwalania wrażeń z gry komputerowej ma przeważnie kształt funkcji monotonicznie malejącej. Od zapowiedzi, poprzez pierwszy ogląd, początkowe chwile gry po głębsze wgryzienie się w jej prawidła, zapał maleje, zachwyt przemija. Czasem zdarza się, że gra staje na wysokości zadania, nie rozmija się za bardzo z tym, czego się spodziewaliśmy, a czasem nawet oferuje coś ponad to – wówczas mamy do czynienia z hitem. Zdecydowanie jednak zieloną kredą w kominie zapisać należy produkcje, które najpierw robią wrażenie wręcz tragiczne, a dopiero później (jeśli ktokolwiek zechciał do tego „później” dopuścić) okazują się oferować zupełnie dobrą zabawę. W każdym razie opakowanie dobrego produktu w odstraszające pudełko świadczy o sporej... hmm... dezynwolturze producenta, żeby mocniejszego słowa nie użyć. „Massive Assault” jest bowiem naprawdę atrakcyjną turówką, opowiedziana zaś na wstępie historia, prymitywnie animowane wprowadzenie oraz domyślne uruchamianie się gry w systemowym okienku niejednego twardziela mogą z miejsca przestraszyć.
„Massive Assault” swoimi założeniami, fikcyjnym światem, w którym rozgrywa się zbrojny konflikt oraz podziałem planszy na sześciokąty przywodzi na myśl jakże zasłużoną dla gatunku strategicznych gier turowych „Battle Isle” – szczególnie jej starsze, mniej rozbudowane części. Nie chciałbym jednak, by wspomniane podobieństwo do gier sprzed dekady zabrzmiało niepochlebnie i mam nadzieję, że rodzi ono – przynajmniej u fanów turówek – pozytywny dreszcz sentymentu. Tym bardziej, że „Massive Assault” prezentuje się bardzo dobrze zarówno pod względem graficznym, dźwiękowym jak również muzycznym.
Oprawa graficzna „Massive Assault” spisuje się znakomicie. W pełni trójwymiarowy świat daje się obserwować z dowolnie ustawionej kamery – od klasycznego widoku pionowo z góry do rozglądania się po polu bitwy z poziomu widzenia jednostek. Ten pierwszy sposób jest naturalny podczas toczenia rozgrywki, drugi nadaje się zaś do robienia efektownych screenshotów (panoramiczne widoki potrafią najszybszy komputer przyprawić o czkawkę). Dostępne tereny są zróżnicowane nawet, jeśli dużych map autorzy gry przygotowali tylko sześć. Wykorzystująca możliwości pixel shadera woda jest niebrzydka. Jednostki różnią się od siebie wyraźnie i dają się rozpoznać na pierwszy rzut oka – podobnie informacja o ich stanie i możliwościach bojowych jest czytelna i łatwo dostępna. Zniszczone maszyny wybuchają rozpadając się na części, które bądź wbijają się w ziemię, bądź toną w wodzie – czyli: satysfakcja ze skutecznego ataku gwarantowana. Zarówno interfejs jak również menu są schludne i działają intuicyjnie. Natychmiastowe rozpoczęcie zabawy nie nastręcza więc żadnych problemów, a jeśliby takowe miały gracza dopaść, proste i niedługie tutoriale przystępnie wszystko wyjaśnią. W zasadzie jedyne, do czego można by się przyczepić w kwestii grafiki, to hojność w serwowaniu jaskrawych kolorów, takich prosto z tubki.