Wojciech Smarzowski nakręci najdroższy film w historii polskiego kina. Scenariusz do trzygodzinnego widowiska o Słowianach jest już gotowy
ukazaniu słowiańskich zwyczajów
Czyli wóda będzie, tradycja filmów pana Wojtka zostanie zachowana.
Najdroższy film w historii polskiego kina.
Trzygodzinne widowisko.
I k**** film o... Słowianach.
Ambitnie.
Czekamy na kolejny antypolski film pokazujący, jak widzi Polaków. Hektolitry wódki, przekleństwa w co drugim zdaniu i prześladowania.
Chyba nie jest smarzowskiemu tak daleko do vegi.
Tytuł roboczy: “Słowianie. Początek chlewu”
Arkadiusz Jakubik jako lokalny żerca-alkoholik, który zamiast modłów do Swaroga, częściej składa ofiary z kozy i bimbru. Bartłomiej Topa jako niepiśmienny woj, co kradnie, kłamie, r*cha i jeszcze tłumaczy to “duchem przodków”. Kinga Preis jako silna słowianka, która ogarnia chatę, dzieci i bitwę, zanim wypije pierwszy dzban miodu pitnego.
Smarzowski po raz kolejny udowadnia, że gdzie Polacy — tam spirytus, seks, przemoc i korupcja — nawet jeśli jeszcze nie wynaleziono pieniędzy, a główną walutą są skóry i kość słoniowa.
Film trwa trzy godziny, a po dziesięciu minutach już wiesz, że wszyscy są zepsuci do szpiku kości i nikt nie wyjdzie z tego czysty. Nawet koń. Szczególnie koń.
To powinno być tematem dzisiejszej matury. Zdałeś
Nie kon, tylko tarpan. Ostatni tarpan, zapil sie na smierc widzac stan narodu slowianskiego.
Ewentualnie strzelil sobie w glowe z luku (majac 3 promile we krwi), dla wiekszego dramatyzmu.
Państwo polskie zaczęło się od tego jak w 966 narzucono nam pewnego pajaca, po tym jak wcześniej spalono setki wiosek, zamordowano tysiące mężczyzn, zgwałcono tysiące kobiet i dzieci. I to się dzisiaj nazywa "chrzest Polski". I niektórzy kretyni te gwałty i morderstwa, po tysiącu latach, świętują. Serio :D
Może Smarzol pokaże jaka to jest tępawa hipokryzja?
Marzyłoby mi się coś w stylu 13 wojownika tylko, że ze słowianami zamiast wikingów, bizantyńczykiem zamiast araba i nawiązaniem do polskich legend zamiast Beowulfa.
Prosta, przyjemna, momentami podniosła opowieść bawiąca się realiami słowiańszczyzny z tuż przed państwa Mieszka.
A co najważniejsze - dobrze wykonana od strony technicznej, kostiumowej i aktorskiej. Bez porywania się z motyką na słońce jak w przypadku Bitwy pod Wiedniem ale za to jakościowo.
Trochę taki nasz polskich The Northman.
Mam nadzieję, że nie będzie to moskiewska rzygowina o "Wielkiej Lechii"