filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy
Wiadomość filmy i seriale 8 maja 2022, 09:16

autor: Karol Laska

The Batman udowodnił mi, że HBO Max wygra wojnę z Netflixem

Jedno pole bitwy, całe mnóstwo liczących się w walce uczestników. Przemysł VOD cieszy się popularnością jak nigdy wcześniej, a w tym momencie na prowadzenie wysuwa się w mojej opinii HBO Max. Skąd taki wniosek? Spytajcie Batmana.

134 miliony dolarów w weekend otwarcia i ponad 760 milionów dolarów łącznie w światowym box offisie – The Batman to jak na razie największy komercyjny sukces filmowy w 2022 roku (a zarazem dzieło spełnione artystycznie, o czym pisał w recenzji Hubert). Co więcej, po 45 dniach od kinowej premiery otrzymało ono drugie życie, choć to pierwsze nadal radośnie trwa, multipleksy bowiem wciąż nie narzekają na brak widzów, chcących zobaczyć „gacka” w wersji Pattinsona. W każdym razie film trafił na HBO Max, tydzień temu rzuciły się na niego ponad 4 miliony widzów i liczba ta nadal rośnie.

HBO Max kupisz tutaj

O czym to świadczy? Ano o tym, że jeden film może radzić sobie świetnie na dwóch różnych platformach jednocześnie. Kina nie tracą za wiele, bo na seanse walą tłumnie wszyscy sympatycy popcornu i nachosów, a HBO Max zyskuje po kilku tygodniach od premiery iście gorące wzbogacenie swojej biblioteki. Sytuacja typu win-win. Wychodzi więc na to, że plan regularnego poszerzania oferty tej platformy o hity ze stajni Warner Bros. działa wręcz doskonale. I wiem – przecież nie jest realizowany dopiero od premiery Batmana, niemniej dopiero teraz HBO Max w pełni ruszyło w Polsce. Zatem dopiero teraz zrozumiałem, że może to być nowy lider w wielkiej wojnie platform streamingowych.

HBO niczym nowy Matrix – zmartwychwstaje

HBO każdy zna, bo na rodzimym rynku funkcjonuje nie od dziś. Najpierw jednak działało na poletku telewizyjnym – głównie w najbardziej rozbudowanych (i najdroższych) ofertach kablówek – a potem stanęło do wyścigu streamingowego, w postaci HBO GO, tuż obok Netflixa, okupując bezpieczną drugą pozycję. Nie oferowało jednak tylu produkcji co jego konkurent. Dwa seriale oryginalne w jednym tygodniu wspierane przez świeżutki film pełnometrażowy? Sorry, nie ten adres. W przypadku HBO dobrze było, gdy dostawaliśmy przynajmniej jedną produkcję oryginalną w miesiącu. Biorąc jednak pod uwagę, że mowa o hitach pokroju Gry o tron, Czarnobyla czy Sukcesji, nikt nie miał z tym problemu. Skoro bowiem każde nowe dzieło stało na tak wysokim poziomie, to i zaufanie oraz lojalność subskrybentów względem platformy pozostawały niewzruszone.

The Batman udowodnił mi, że HBO Max wygra wojnę z Netflixem - ilustracja #1

Ostatnie lata minęły jednak pod znakiem wielu dynamicznych zmian na rynku VOD. Zaczęli pojawiać się nowi gracze, początkowo trochę bezzębni, ale dziś już wyraźnie wpisujący się w mainstream i oferujący warte rozważenia oferty. HBO GO nie wystarczyła już więc jedynie oszczędnie dawkowana jakość. Nadeszła era ilości i najlepiej, żeby te dwa elementy żyły ze sobą w symbiozie. HBO Max obiecało więc od samego początku więcej, ale nadal dobra. Przeciętność nie wchodziła w grę, porzucenie modelu autorskości mogłoby okazać się strzałem w kolano.

Poza zwiększoną częstotliwością wydawania seriali oryginalnych (o czym przekonuję się niezmiennie od paru tygodni) pochwalono się nowymi licencjami (Discovery, Cartoon Network czy The Criterion Collection), a także wielkim, przełomowym dla streamingu planem wydawniczo-biznesowym realizowanym wspólnie z Warnerem, który obiecał klientom to, czego nie obiecywała żadna platforma nigdy wcześniej – szereg wysokooktanowych blockbusterów, zarezerwowanych jak dotąd ekskluzywnie dla kin, w ofercie HBO (już Max, a nie GO). Co prawda 45 dni po oficjalnej premierze, ale wspomniany przykład Batmana pokazuje, że widzów to raczej nie boli. Oni poczekają i rzucą się na film nawet z tym ponadmiesięcznym opóźnieniem.

Korpokalkulacja

Widać, że WarnerMedia porządnie to sobie przemyślało. Upiekło bowiem dwie pieczenie przy jednym ogniu. Z jednej strony pieniądz wydawany na produkcję i dystrybucję kinową filmu idzie bezpośrednio do Warner Bros. Pictures. Z drugiej Home Box Office ma za zadanie zająć się dystrybucją streamingową, czyli po prostu wydaniem filmu na HBO Max. A na tym wszystkim korzysta i tak ten sam medialny koncern hegemon, który musiał tylko opracować taktykę zmaksymalizowania potencjału sprzedażowego swoich największych pełnometrażowych filmów.

Spójrzcie chociażby na takiego Netflixa. Kiedy HBO czeka bezczynnie na gotowy produkt od WB, Netflix musi albo sam oddelegować grupę ludzi do stworzenia projektu spod znaku Originals, a następnie go sfinansować, albo aktywnie śledzić poczynania niezależnych od korporacji reżyserów, poszukujących pieniężnego wsparcia dla swojej autorskiej wizji (ot, casus Irlandczyka czy Psich pazurów). To dużo więcej roboty od strony organizacyjnej, zresztą nie zawsze się kalkulującej.

The Batman udowodnił mi, że HBO Max wygra wojnę z Netflixem - ilustracja #2

HBO znalazło się więc w bardzo komfortowej sytuacji. Jest bowiem zdrowo prosperującym, autonomicznym bytem, który paradoksalnie korzysta z tego, że stał się częścią większego układu naczyń połączonych. Oferuje odbiorcom wiele atrakcji niedostępnych na innych platformach dość małym kosztem i nakładem sił. Nie obchodzą go wszelkie aspekty związane z produkcją, interesuje go tylko odpowiednie sprzedanie gotowego już dzieła.

A jako że dostaje pod swoje skrzydła takie filmy jak Matrix: Zmartwychwstania, The Batman czy Diuna, o popyt i odbiorców martwić się nie musi. Jeszcze parę miesięcy nie byłbym tego taki pewien, ale na ten moment trudno zaprzeczyć faktom. Przychód z kin i streamingu się nie kanibalizuje. Wręcz przeciwnie – dany tytuł dociera w ten sposób do większej liczby potencjalnych odbiorców, zarówno tych stroniących od głośnych multipleksów, jak i tych głośno twierdzących, że w domu to można sobie co najwyżej Milionerów obejrzeć, a nie wypchanego CGI akcyjniaka.

Blockbustery robią różnicę

Tak więc fajnie, że istnieją sobie wysokojakościowe seriale oryginalne i masa treści innego rodzaju, wpisujących się w zapotrzebowanie widzów odpalających telewizor w salonie. O wiele fajniej jednak odpalić sobie ów telewizor i móc obejrzeć na nim dopiero co wydany kinowy hit. To odróżnia na ten moment HBO Max od pozostałych konkurentów na rynku VOD i sprawia, że typuję je na potencjalnego zwycięzcę wspomnianej wojenki, w której jesteśmy zresztą zaledwie liczbami. Tego czegoś brakuje innym platformom. Być może dlatego, że nie mają środków i możliwości, a może po prostu brakujeim jeszcze pomysłów. Jestem jednak prawie pewien, że następne miesiące, a już niewątpliwie lata, przyniosą kolejne współprace kinowych gigantów ze streamingowymi grubymi rybami.

The Batman udowodnił mi, że HBO Max wygra wojnę z Netflixem - ilustracja #3

Istnieje jeszcze inna alternatywa rozwoju danej platformy VOD, którą pokazuje teraz raczkujące, ale już powoli wygrażające palcem tym największym Paramount+, wywodzące się przecież z Paramount Global, posiadającego Paramount Pictures (mam nadzieję, że nie zgubiliście się w tej „paramountozie”). Rysuje się analogiczna sytuacja do tej z WarnerMedia, bowiem wielogałęziowe przedsiębiorstwo funkcjonujące przez długi czas jako producent i wydawca filmowy, urodziło platformę, na której promuje własne, wydane na przestrzeni dekad treści w formule VOD. Nie jest to więc ani pierwszy, ani ostatni streamingowy twór tego rodzaju, na razie jednak żaden nie wystrzelił podobnych fajerwerków jak HBO Max.

Jedno wydaje się pewne, o monopol martwić się nie musimy. Co więcej, spora liczba graczy oznacza o wiele ciekawszą grę – i niewątpliwie to my na tym zyskamy. Netflix stracił ostatnio trochę na giełdzie, więc musi prędko wpaść na parę pomysłów ratunkowych, Amazon Prime Video kusi promocyjnymi cenami, a na czarnego konia tego roku wyrasta powoli Apple TV+, którego seriale oryginalne mogą mierzyć się z tymi produkowanymi przez HBO Max. I choć wróżę świetlaną przyszłość temu ostatniemu zawodnikowi, jest to zbyt dynamiczna branża, bym już teraz odbierał innym szansę. HBO wygrywa wojnę, ale ta ani myśli się kończyć.

OD AUTORA

Na ten moment jestem subskrybentem czterech różnych platform VOD, wśród nich jest oczywiście HBO Max i jak na razie to z niego najwięcej korzystam. Wbrew jednak temu, co przeczytaliście w tekście – głównie oglądam na nim seriale. Wszystkie kinowe hity obejrzałem w kinie. Nie przeszkodziło mi to jednak zauważyć pewnego interesującego zjawiska w tejże streamingowej wojnie.

Więcej moich opinii i pole do dyskusji znajdziecie na moim profilu na Twitterze.

HBO Max kupisz tutaj

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

więcej