Mother Hub
To już dzisiaj: Goty wśród indyków. Wystarczy, że jestem napisane słowo Half Life i horror. Więcej mi nie trzeba, a po gameplayu wygląda na konkretny tytuł
Tak jak twórca obiecał, tak zrobił i dał fajną cenę. W premierowej promocji kosztuje 27 zł zamiast niemal 40 gdyby sugerował się steamowym przelicznikiem.
Gra FPS w posępnych, futurystycznych klimatach widocznie inspirowana „Half-Life" i "Doom 3". Wykonaniem i jakością im nie dorównuje, bowiem „Mother Hub” to dzieło jednego dewelopera, który poświęcił na stworzenie gry wiele lat w czasie wolnym, ale jest całkiem niezłą strzelanką w horrorowych klimatach. Dla mnie jest to drugoligowy FPS na poziomie „Dead Effect” (ale bez hord zombie i ze zdecydowanie lepszą historią), czy „Pyramis” i gra dużo lepsza od niedawno ogrywanego przez mnie "Operator8".
Wcielamy się w dziewczynę, która zapuszcza się w dawno nieodwiedzane korytarze potężnego kompleksu, który stanowił niegdyś ostatnie centrum ludzkości. Jednak przez setki lat ludzie żyli na górnych poziomach ignorując to, co się działo niżej. Ale to właśnie tam młoda kobieta upatruje szansę na znalezienie lekarstwa dla swojej matki. Wyrusza w misję, która okaże się też szansą dla reszty ludzkości.
Historia jest w miarę ciekawa. Odnajdując jakieś ciało, czy działający ekran pojawiają się opcje z wyborami, w które klikamy zapoznając się z korespondencjami, wiadomościami zawierającymi niekiedy przydatne informacje, czy przeszukujemy ciało w poszukiwaniu naboi lub kart dostępu. Z zainteresowaniem czytałem odnalezione logi, odkrywając powoli, co się wydarzyło w przeszłości w tym miejscu. Smaczku dodaje fakt, że przy niektórych znaleziskach mamy wybór opcji, dzięki której mamy coś w rodzaju przeczucia, czy deja vu i zyskujemy więcej informacji, ale jeszcze więcej pytań. Przy końcu gry dokonamy też wyboru, które będzie rzutowało na zakończenie (jedno z kilku).
Samo strzelanie jest w porządku. Broni mamy kilka. Zaczynamy z rurką, która sprawdza się w rozwalaniu przeszkód oraz zombiaków. Potem w nasze ręce wpadnie pistolet, futurystyczny rewolwer, karabin itp. Wrogów mamy nieco więcej, ale w miarę urozmaiconych. Zombie, różnej maści humanoidalne potwory, pełzające i latające stwory, czy jakieś zmutowane wielonogi, które nie ruszając się są niemal niewidzialne. Dlatego przez niektóre korytarzy należy przechodzić powoli i mieć oczy szeroko otwarte i szanować każdy nabój.
Lokacje są zrobione poprawnie z widocznym upływem czasu, choć nie jest ich tak dużo jak początkowo można było się spodziewać. Nie odczuwałem, że ów obszar był jakiś ogromny. Szybko przechodzimy z jednej miejscówki do drugiej. I tak do końca. W takim „Pyramis” było zauważalne, że trafiliśmy do ogromnego kompleksu. W „Mother Hub” odczuwałem, że wszystko dzieje się tuż za rogiem. I tu też pojawia się kolejny minus – przejście do kolejnych miejscówek to ekran wczytywania. Zawsze. I to na jakieś 10-15 sekund. Ok, grafika ładna, ale nie powinno to trwać tak długo, tym bardziej, że niektóre pomieszczenia były niewielkie. Jak już jestem przy minusach to nie czuć siły strzału, wrogowie na nas nacierają i tak sama atakują gryząc/uderzając (poza latającymi). Z początku trudno rozpoznać, co jest elementem interakcji, a co nie. Zlewało się to, tym bardziej, że akcja dzieje się w mocno zaciemnionych miejscach. Przechodzenie kucając nieprzyjemnie szarpie kamerą. Czułość myszki też trzeba ustawić sobie samemu, bo domyśla jest odrobinę niewielka. Niekiedy potwory przechodzą przez tekstury. Ale poza tym technicznie gra jest w porządku. Nie miałem błędów jak zacinanie się na teksturach, czy wysypywanie się do pulpitu. Przydałyby się też napisy przy dialogach mówionych, bo można czasami nie zrozumieć wypowiedzi. Swoją drogą gra ma bardzo dobry voice acting.
Czas na przejście gry to jakieś 2 godziny (plus minus kilkadziesiąt minut), podczas których dużo się dzieje. Wszystko jest skondensowane, nie ma zapychaczy. Gra zapisuje się przy wejściu do danej lokacji. Do tego cena gry jest adekwatna do zawartości. Wiedziałem czego się spodziewać i „Mother Hub” dostarczyła mi nieskomplikowanej rozrywki. Poza tym, jak można zauważyć, gra nie jest zrobiona małym nakładem sił, po taniości, rozpikselowana, udająca staroszkolne shootery (które swoją drogą lubię) i za to też należy się plus.