Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Witcher Gramy dalej

Gramy dalej 26 października 2021, 15:42

Wiedźmin kończy 14 lat. Wiedźmin, którego początkowo nie trawiłem

Pierwszy Wiedźmin kończy dziś 14 lat. Jest to gra, od której zaczęła się moja przygoda z Geraltem, jednak początek naszej „znajomości” nie był udany. Na szczęście później poszło już z górki. Teraz zaś marzę o możliwości ponownego przeżycia tej historii.

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

„Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie”. Ze słowami skierowanymi przez Jaskra do Geralta w opowiadaniu Trochę poświęcenia trudno polemizować. Na szczęście zdarzają się przypadki, w których ktoś lub coś otrzymuje drugą szansę na wywarcie na nas dobrego wrażenia. Gdyby tak nie było, niewykluczone, że nie cytowałbym teraz twórczości Andrzeja Sapkowskiego, bo zwyczajnie bym jej nie znał.

Widzicie... trochę wstyd się przyznać... ale moja przygoda z Wiedźminem zaczęła się od gry CD Projektu RED, która zadebiutowała dokładnie 14 lat temu – 26 października 2007 roku. Mogę jedynie zgadywać, co pomyślałby sobie Andrzej Sapkowski, czytając te słowa, ale szansa, że na nie trafi, jest bardzo niewielka. Ostatecznie pisarz ucieszyłby się pewnie, iż zyskał kolejnego fana. I choć teraz uwielbiam wiedźmińskie uniwersum – a przynajmniej jego literacki fundament i growe wyobrażenie, bo żadna ekranizacja jak dotąd mi się nie spodobała – muszę wyznać, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.

A pamiętacie karty? Tak, TE karty. - Wiedźmin kończy 14 lat. Wiedźmin, którego początkowo nie trawiłem - dokument - 2021-10-26
A pamiętacie karty? Tak, TE karty.

Dość powiedzieć, że mój pierwszy kontakt z omawianą grą był krótki, pełen napięcia i nieuzasadnionych oczekiwań. Wszyscy opisywali Wiedźmina w samych superlatywach, więc spodziewałem się czegoś, co wywoła „efekt wow”, czegoś, co wgniecie mnie w fotel. A co dostałem? Dziwny, poskładany z różnych elementów gameplay, który notorycznie przerywały niekończące się ekrany ładowania, a także nieco przeterminowaną już w dniu premiery oprawę wizualną. Nie o takiego Wiedźmina nic nie robiłem! Gra szybko zniknęła z mojego dysku i przez długi czas nie zanosiło się, by kiedykolwiek miała tam powrócić.

Chemia przy drugim spotkaniu

Jak już się pewnie domyślacie, sprawy potoczyły się nieco inaczej. Na początku 2010 roku, w efekcie jakiejś rozmowy ze znajomymi, postanowiłem jeszcze raz zainstalować „Wieśka”. Wiedziałem, że otrzymał wzbogaconą o masę poprawek edycję rozszerzoną, ale moim celem nie było jej przetestowanie, a po prostu danie grze drugiej szansy, aby mnie do siebie przekonała.

I zrobiła to, choć nie od razu. Prolog w Kaer Morhen nadal wydał mi się przeciętny – dopiero znajomość dalszej historii odmieniła moje spojrzenie na sposób, w jaki zawiązana została opowieść – ale już na jego etapie pojąłem, co odrzuciło mnie od Wiedźmina przy pierwszym podejściu. Chodziło o kamerę izometryczną, która nie pozwalała mi zanurzyć się odpowiednio w przedstawiony w grze świat. Za drugim razem wybrałem widok znad ramienia Geralta i grało mi się o niebo przyjemniej.

Jeśli grać w Wiedźmina, to tylko w ten sposób. - Wiedźmin kończy 14 lat. Wiedźmin, którego początkowo nie trawiłem - dokument - 2021-10-26
Jeśli grać w Wiedźmina, to tylko w ten sposób.

W końcu – wciąż nieprzekonany – opuściłem wiedźmińskie siedliszcze i trafiłem na wyzimskie podgrodzie. Dalej zgrzytałem zębami na to i owo, ale z każdą mijającą godziną czułem, jak mięśnie żuchwy mi się rozluźniają. Gdy kończyłem rozwiązywać problem Bestii, rozluźniły się już całkowicie, a moje usta ułożyły się pełne zachwytu O. Podobało mi się – i to bardzo.

Ostatecznie ukończyłem Wiedźmina w dwa tygodnie, na zmianę grając, czytając Ogniem i mieczem Sienkiewicza oraz walcząc z grypą. W jednej chwili byłem ze Skrzetuskim w drodze do króla Jana Kazimierza, a w następnej, już jako Geralt, zabijałem południce i wychwalałem najlepszy w całej Temerii tyłek Pani Jeziora.

Rozwijanie Geralta w „jedynce” sprawiało sporo satysfakcji. - Wiedźmin kończy 14 lat. Wiedźmin, którego początkowo nie trawiłem - dokument - 2021-10-26
Rozwijanie Geralta w „jedynce” sprawiało sporo satysfakcji.

Byłem zachwycony niemal wszystkim – od świetnej, wielowątkowej fabuły, przez angażującą, zręcznościową walkę (styl grupowy rządzi!), aż po rozwój postaci, który nadal uważam za najlepszy w wiedźmińskiej trylogii. Grafice brakowało trochę do ideału, ale pozostałe elementy wciągnęły mnie tak bardzo, że przestałem zwracać uwagę zarówno na nią, jak i na inne niedostatki debiutanckiej produkcji „Redów”. Nie muszę chyba dodawać, iż wkrótce po ukończeniu growego Wiedźmina sięgnąłem po literacki pierwowzór. Można powiedzieć, że odzyskiwałem pamięć wraz Geraltem, do którego wspomnienia zaczęły wracać w sequelu Zabójcy królów.

Bez różowych okularów

Oczekując na kontynuację, uważałem się już za fana uniwersum. Jak na takowego przystało, przed premierą „dwójki” postanowiłem jeszcze raz przejść „jedynkę” – poczynione w niej wybory miały mieć znaczenie, więc chciałem stworzyć „sejwa” idealnego (kilka lat później zrobiłem to samo w oczekiwaniu na część trzecią). Kolejne przejście Wiedźmina pozwoliło mi na chłodno spojrzeć na tę produkcję i dostrzec wszelkie jej niedoskonałości. A tych było, niestety, sporo.

Grafika starzała się w zastraszającym tempie. Jak wspomniałem wcześniej, można przymknąć na to oko (również dzisiaj), ale z każdą godziną spędzoną w grze przychodziło mi to trudniej. Na modele postaci, których było raptem kilka na krzyż, w pewnym momencie nie mogłem już patrzeć – mając przed sobą Triss, widziałem Kalksteina. Skończyło się na tym, że pomimo planu stworzenia „sejwa” idealnego związałem się z Shani. A że wybór ten i tak nie miał właściwie przełożenia na „dwójkę” – ani tym bardziej na „trójkę” – to nawet nie żałowałem.

Fabuła w dalszym ciągu się broniła, jednak gameplay... Nie mogłem uwierzyć, że wcześniej nie zauważyłem, ile w tej grze jest backtrackingu! Na ulicach Wyzimy aż tak tego nie odczuwałem, ale na Podgrodziu i w Brzegu niektóre miejsca mijałem po kilkanaście razy. W mieście natomiast irytowały mnie ekrany ładowania, a na bagnach – te chędożone niskie płotki. Kto by pomyślał, że białowłosy zabójca potworów nie będzie w stanie ich przeskoczyć (na pewno nie twórcy silnika Aurora, który napędzał pierwszego Wiedźmina).

Mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałem... - Wiedźmin kończy 14 lat. Wiedźmin, którego początkowo nie trawiłem - dokument - 2021-10-26
Mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałem...

Mój zachwyt nad dziełem CD Projektu RED się nie ulotnił – wciąż uważam, że pod wieloma względami pierwowzór jest lepszy od sequela – ale wyraźnie zmalał. O ile jednak drugie przejście gry wspominam dobrze (znajomość książek pozwoliła mi odkryć wszystkie momenty, w których deweloperzy puszczali oczko do fanów twórczości Sapkowskiego), o tyle trzecie, rozpoczęte w 2015 roku, na kilka tygodni przed premierą Dzikiego Gonu, zmęczyło mnie niemiłosiernie. Po prostu nie chciało mi się już grać w Wiedźmina, a fabułę znałem na pamięć.

„Dużo bym dał, by przeżyć to znów...”

Jeśli nie mieliście jeszcze okazji jej poznać, nie zważajcie na moje narzekanie – opowieść o Salamandrze i poszukiwaniu wykradzionych wiedźmińskich receptur wciąż warto zgłębić. Podczas zabawy prawdopodobnie raz czy drugi zaklniecie pod nosem; niewykluczone również, że odbijecie się od „jedynki” tak jak ja przed czternastoma laty. Mimo to – a może właśnie dlatego, by przekonać się, jak długa i kręta była droga „Redów” do Dzikiego Gonu – naprawdę warto.

Wiedźmini ruszają na szlak, gdy stopnieją śniegi, ale ja lubię wracać do Królestw Północy głównie jesienią. W ostatnich latach mój wybór pada przeważnie na trzecią część serii – nie muszę jej nawet kończyć; wystarczy, że powałęsam się po Velen czy Ard Skellig, uraczę oczy kilkoma zachodami słońca, zabiję parę utopców bądź kikimor i żądza zostaje zaspokojona. Byłbym jednak skłonny sięgnąć po portfel, gdyby CD Projekt RED postanowił wydać remake „jedynki”.

Powiedzmy to sobie wprost – remaster nie wchodzi w grę. Zbyt wiele elementów pierwszego Wiedźmina trąci dzisiaj myszką. Od większości z nich „Redzi” odeszli już w Zabójcach królów, a w Dzikim Gonie jeszcze bardziej doszlifowali nowe rozwiązania. Czwarta część serii, która niechybnie nadejdzie, z pewnością znów je przedefiniuje... jednak zanim to się stanie, wiele wody upłynie w Pontarze. W międzyczasie zaś chętnie zagrałbym w pierwszego Wiedźmina na silniku Wiedźmina 3.

„Graj, muzyko”. Fajnie klikało się do rytmu, jednak wolę zręcznościową walkę z „trójki”. - Wiedźmin kończy 14 lat. Wiedźmin, którego początkowo nie trawiłem - dokument - 2021-10-26
„Graj, muzyko”. Fajnie klikało się do rytmu, jednak wolę zręcznościową walkę z „trójki”.

Czy jest to niemożliwe? Nie. Prawdę mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby włodarze CD Projektu RED brali pod uwagę taki scenariusz. Jasne, wiele lokacji trzeba by stworzyć od nowa, a lwią część zadań przepisać (nie zaszkodziłoby również dorzucenie garści nowych), bo kompletnie nie wyobrażam sobie, żebym znów miał ganiać za wnętrznościami potworów X potrzebnymi zleceniodawcy Y w liczbie Z. Fundament pod questy i fabułę już jednak istnieje. Jestem też przekonany, iż dałoby się wykorzystać część tekstur z Dzikiego Gonu – na przykład przerobione Krzywuchowe Moczary z powodzeniem mogłyby stać się bagnami położonymi niedaleko Wyzimy.

Co więcej, „Redzi” mają już gotowe modele niektórych postaci – chociażby Geralta, Jaskra, Zoltana, Shani, Triss, Vesemira, Eskela, Lamberta, Foltesta czy Radowida – a także potworów. Nie zapominajmy również o systemie walki z „trójki”, który – choć nie jest idealny – z powodzeniem zapewnia frajdę z przerabiania wrogów na krwawą miazgę. Grafika z części trzeciej nie zestarzała się jeszcze zbyt mocno, zresztą dzięki next-genowej wersji gry i tak doczeka się niedługo liftingu.

Nie wiem jak Wy, ale ja przyklasnąłbym takiemu powrotowi pierwszego Wiedźmina. W dobie mniej (Alan Wake) lub bardziej (Diablo II) udanych remasterów „Redzi” mogliby dostarczyć na rynek produkt z jednej strony doskonale znany, a z drugiej na tyle świeży, by gracze nie odnieśli wrażenia, że ktoś chce od nich wydębić kasę za nic. Ponadto nic tak nie podtrzymuje zainteresowania marką jak kolejny tytuł z nią związany – nawet jeśli byłby to częściowo odgrzany kotlet. Wreszcie osoby, dla których pierwszy Wiedźmin jest dziś niegrywalny, zyskałyby doskonałą możliwość nadrobienia zaległości. Ja natomiast mógłbym przeżyć sentymentalny powrót do przeszłości. Dziki Gon kupiłem już dwukrotnie – za „jedynkę” też z chęcią zapłacę jeszcze raz.

O AUTORZE

Choć uwielbiam fantastykę, to za młodu zaczytywałem się głównie w twórczości Tolkiena i Pratchetta, a dokonania rodzimych pisarzy traktowałem po macoszemu. Po zagraniu w Wiedźmina to się zmieniło – do tego stopnia, że sagę Sapkowskiego skończyłem dwukrotnie, a teraz z niecierpliwością czekam na szósty tom Opowieści z meekhańskiego pogranicza Roberta M. Wegnera. Jeśli zaś chodzi o produkcje CD Projektu RED, to grałem we wszystkie, a najwięcej w Dziki Gon, na który od premiery poświęciłem prawie 1000 godzin.

Hubert Śledziewski | GRYOnline.pl

TWOIM ZDANIEM

Która odsłona Wiedźmina jest najlepsza?

Wiedźmin 1
14,7%
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
7,4%
3... Wiedźmin 3, najlepszy.
77,9%
Zobacz inne ankiety