Okazuje się, że dane 270 milionów ludzi są niewiele warte
Niekoniecznie. Warte kupę kasy są dane bardziej konkretne, to tutaj to nic specjalnego.
To co kosztuje to:
- numery PESEL, dowodów osobistych lub inne pokrewne w danym kraju
- hasła (można je często wykorzystać do dostępu do innych systemów)
- dane medyczne
- numery kart płatniczych, dane bankowe (informacje o balansie konta, kredytach itd.)
- historia zakupów
- inne dane wrażliwe, poufne, takie, których nie chcielibyśmy zdradzić
To tutaj to pierdoła, którą można wyciągnąć w setkach miejsc. Jedyna cokolwiek wartą rzeczą jest powiązanie nazwiska z numerem telefonu, ale to tez nie jest nic specjalnego.
Raczej unikałbym strony amibreached.com. Żeby sprawdzić, gdzie Wasze dane wyciekły, każą zakładać konto i podać numer karty kredytowej (nawet w przypadku darmowego sprawdzenia). Bez tego można tylko zobaczyć liczbę baz danych, w których jest podany mail czy login. Lepiej korzystać ze strony haveibeenpwned.com, która może nie sprawdza wszystkich dostępnych baz danych, ale jest darmowa i wysyła informację o kolejnym wycieku Waszych danych, jeżeli podacie maila.
A propos ataków hakerskich, to hakerzy włamali się do Fundacji Gatesa, WHO i laboratorium w Wuhan. Tysiące maili i haseł wyciekło, a ludzie ściągają dosłownie WSZYSTKO.
Po prostu wklepcie sobie w Twittera czy DuckDuckGo 'gates hacked'
Nagłówek wprowadza w błąd. Ktoś przeczyta sam tytuł i pomyśli, że faktycznie jego dane są nic nie warte, po czym dojdzie do niebezpiecznego i nieprawdziwego wniosku, iż jest w internecie bezpieczny, a cała nagonka na te wszystkie korporacje to tylko śmieszne teorie spiskowe tzw. foliarzy.
P.S. Świetna robota z cenzurą i usunięciem mojego posta.
Nagłówek i tytuł kładą nacisk na to, że dane milionów osób sprzedano za psie pieniądze - nie wszystko trzeba brać tak dosłownie, wiesz?
No nie wszystko trzeba brać dosłownie, co nie zmienia faktu, że wiele osób przeczyta nagłówek, nie zajrzy do samego tekstu i wyciągnie błędne wnioski, że nikt ich danych nie chce.
Właśnie z tego powodu nie warto podawać swoich danych nigdzie w internecie. Płatność tylko jednorazowa, żadnego średniowiecznego podpinania karty.
To jest jakiś 5 step w trzymaniu się bycia bezpiecznym.
Najważniejsze to mieć różne hasła wszędzie gdzie mamy swoje dane i rzeczy dla nas wartościowe. Reszta - wyrąbane.
Dopiero potem rozmawiajmy o podpiętych kartach, bo karta kredytowa z limitem i możliwością chargeback lub wygenerowana wirtualna dla jednego portalu to jest pikuś.
Dziwne, dlaczego bez https://www strona pokazuje ponad 580 wyników? Przecież adres jest ten sam.
"Lista zawiera następujące informacje:
imię;
nazwisko;
wiek;
adres e-mail;
...."
No i teraz spamerzy będą wiedzieli, że do pana X nie ma co wysyłać reklam środków na powiększenie penisa bo ma już 75 lat a nie 20. Lepiej mu wysłać reklamę cudownych leków na przerost prostaty :D
A na poważnie to cenne są głównie nr kart kredytowych, nr PESEL (czy ich odpowiedniki) albo hasła, bo ludzie często używają tego samego hasła do swoich bzdur na FB jaki i do logowania się do ważnych serwisów np. banków czy kont służbowych.
A imię, nazwisko, wiek, tel i email aż tak cenne nie są (co nie znaczy, że nic nie warte), tym bardziej, że z połowa tego to pewnie fakowe konta czy inne trolle.
Choć można użyć takie dane do wysyłania np. fałszywych SMS albo maili typu: Obywatelu płatniku. Ma obywatel zaległość podatkową w wysokości 4,35 złotego. Jeśli obywatel to w ciągu tygodnia pod tym linkiem opłaci to nie zostanie wszczęte przez naszą ukochaną władzę postępowanie skarbowo-sądowo-wykonawcze na mocy paragrafu 22.
Ileś tam osób się na to nabierze, zwłaszcza że będą podani z imienia i nazwiska.