Bill Gates obiektem wewnętrznego śledztwa Microsoftu
"Mniej więcej w tym czasie zarząd Microsoftu otrzymał list pewnej inżynierki"
Mniej więcej w tym czasie zarząd Microsoftu otrzymał list pewnej inżynier
"Co więcej, przytoczona wcześniej inżynierka"
Co więcej, przytoczona wcześniej inżynier
Niedługo później, na początku maja 2021 roku, Bill i Melinda Gates rozpoczęli proces rozwodowy po 27 latach małżeństwa
To są prywatne problemy, a nie publiczne, który należy plotkować na lewo i na prawo. Widzę, że niektórzy nie mają za grosz poszanowanie do dane osobowe i sprawy prywatne. To nie nasze sprawy, ani ludzie z MS.
problemy pierwszego świata
jak bogaty ma romans to afera ze każdy wie
biedni czasem mają lepiej
"Mniej więcej w tym czasie zarząd Microsoftu otrzymał list pewnej inżynierki"
Mniej więcej w tym czasie zarząd Microsoftu otrzymał list pewnej inżynier
"Co więcej, przytoczona wcześniej inżynierka"
Co więcej, przytoczona wcześniej inżynier
Ekspert od globalnego ocieplenia i plandemii.
2 dni po ogłoszeniu plandemii opuścił Microsoft... ciekawy zbieg okoliczności ;)
największymi ekspertami są ludzie którzy odkryli jeden z największych spisków na świecie siedząc na facebooku
+1
Dokładnie.
Od kiedy?
Sam się param inżynierką i nie chciałbym żeby żona miała jakieś błędne podejrzenia.
SJP traktuje formę inżnierka jako potoczną, a Rada Języka Polskiego ma następujące stanowisko: https://rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=1359.
Jednakże, jak stwierdziliśmy na początku, formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne. Jeżeli przy większości nazw zawodów i tytułów nie są one dotąd powszechnie używane, to dlatego, że budzą negatywne reakcje większości osób mówiących po polsku. To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji.
Dokładnie o to chodzi. A Pan Dzikus, cóż, przynajmniej w swoim nicku otwarcie manifestuje, kto zacz.
[1]
a to nie ma inżynierek, są tylko inżynierzy na świecie? bo tak jak wspomniano wyżej, to są feminatywy
A dyplom czego masz? Inżyniera czy inżynierki?
No ciekawe dlaczego :D Niektórzy tak się opierają tym feminatywom, jakby mieli im jakąś godność odebrać
Akurat kierowca jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego ;) tak samo jak sędzia i tu się niczego nowego nie tworzy, bo jeśli już to musiałby być to maskulatyw (kierwoc? sędź?)
Niektóre feminatywy brzmią głupio, bo nie było dawniej kobiet, które wykonywałyby opisany zawód np. górnik, pilot (taki na statku morskim lub śródlądowym, ale i samolotu też) dlatego sfeminizowane rzeczwoniki przypisane zostały np. do przedmiotów (pilotka jako kurtka) i raczej nie stosuje się ich jako nazwy zawodów.
Nie ma co tu iść z jakimś idiotycznym trendem lewicowej nowomowy, bo skutek jest odwrotny - nikt nie bierze czegoś takiego na poważnie i brzmi pretensjonalnie. No ale...
I tak nic chyba nie przebije "słowa", które nagle zaczęło się pojawiać w napisach do serialu Chirurdzy. Facet to chirurg, kobieta to chirurżka.
SJP traktuje formę inżnierka jako potoczną, a Rada Języka Polskiego ma następujące stanowisko: https://rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=1359.
Ja tylko chciałbym zauważyć, że cały spór dotyczy nazw zawodów, a nie płci osob które te zawody wykonują.
A ze mamy TEN zawód, a nie TĄ zawodę, to nazwy rownież przybierają formę meskoosobową.
Choć jest tutaj wyjątek - kierowca. Rozumiem że od dzis, kazdy męski przedstawiciel tego zawodu powinien byc nazywany kierowiec albo kierowc?
Podobnie z tytułami. TEN tytuł, a nie TA tytuła.
Wiec tytuły to magister, doktor, profesor.
Ale w tytułach pojawia się również piękny przykład dedykowanych feminatyw:
Szlachcic i Szlachcianka (ale nie szlachcica lub szlachciczka)
Król i Królowa (ale nie króla lub królówka)
Można? Można!
Tylko trzeba trochę więcej wyobraźni i polotu niz bezmyślne dodawanie koncowki -ka, -a, -yni
nie da się zaprzeczyć, że język polski jest tak skonstruowany, że niektóre feminatywy brzmią naprawdę głupio (tak jak wymienił Persecutor), ale w artykule jest napisane "inżynierka", a to brzmi zupełnie zwyczajnie
a to nie ma inżynierek
Inżynierek = mały inżynier.
Moim zdaniem należy się kierować tym, co lepiej brzmi, a nie silić się na współcześnie wymyślane formy żeńskie z takiego czy innego powodu. Zwłaszcza takie głupio brzmiące. "Psycholożka" czy "kierowczyni" to przykłady takich śmiesznych głupstw. Mnie przynajmniej ciężko traktować je poważnie. "Programistka" z kolei brzmi dobrze, ale już "inżynierka" kojarzy mi się z pracą inżynierską, a odniesiona do osoby jakoś mi zgrzyta.
Ale wiadomo, każdy pisze sobie jak chce. Co najwyżej czytelnikom się nie spodoba.
W sumie kiedyś znajoma co siedziała ze mną przez jakiś czas na kontrakcie w tej samej firmie oburzała się bardzo na formy żeńskie, bo twierdziła, że inżynierka czy magistra kojarzą jej się z prowizorką i potworą i w ogóle są jakieś uwłaczające. Ona, jak mówiła, jest inżynierem jak każdy inny facet w tej firmie, kończyła te same studia i była równie kompetentna (moim zdaniem to była w top 25%).
Wydaje mi się, że ta tego typu końcówki mają parcie głównie humaniści, którym się nudzi i muszą jakoś usprawiedliwić swoje istnienie.
A tak osobiście to uważam podobnie jak przedmówca, trzeba patrzeć jak cos brzmi, bo czasem forma żeńska po prostu brzmi śmiesznie i może wręcz urażać część kobiet. Właśnie wspomniana inżynierka w języku potocznym oznacza m.in. pracę inżynierską lub tez drobną inżynierię rzeczy. Ogólnie w tych formach nie ma nic złego pod względem językowym, natomiast wiele osób, w tym kobiet zarzuca im brzmienie mało prestiżowe. W dodatku problem rodzą skróty. Przykładowo magister Anna to mgr Anna, ale magistra Anna to mgr. Anna. W takim wypadku trzeba być jednak konsekwentnym, a tego często brakuje.
Powodem kolejnym jest problem tłumaczeń z języka angielskiego, gdzie uwierzcie mi, pracuję z anglojęzycznymi państwami w Afryce, bez googla nie odgadniesz płci po imieniu. Z tego powodu w wypadku osób z zagranicy bezpieczniej jest stosować formę klasyczną. Nawet jak znamy czyjąś płeć to trzeba uważać czy nowa forma kogoś nie urazi.
Wydaje mi się, że ta tego typu końcówki mają parcie głównie humaniści, którym się nudzi i muszą jakoś usprawiedliwić swoje istnienie.
Rozwaliłeś mnie xD
Ja ciagle czekam na hydrauliczynie, budowlanki, smieciarki i szambonurczynie.
Cos mi jednak mowi, ze sie nie doczekam, to nie sa zawody ktore plec [seksizm]piekna[/seksizm] chcialaby wykonywac, nie ma tego prestizu.
Polecam do poczytania, szczegolnie samcy alfa czegos nowego sie moga dowiedziec
GOL nie daje ani dodac link ani tekstu :/
Pani inżynier czy inżynierka? Feminatywy w branży budowlanej
Gdy rzucam hasło „feminatywy” często słyszę w odpowiedzi: Nie masz poważniejszych tematów? I nie chodzi tu o to, że chcę ten temat ponownie „wałkować”, rozkładać na czynniki pierwsze. Znam historię feminatywów, argumenty zwolenników i przeciwników ich stosowania. Domyślam się, jakie zmiany powinny zajść, aby zaczęto je stosować w mowie codziennej. Wiem też, że wiele osób nigdy nie poświęciło im dłuższej uwagi, jednocześnie powtarzając te same, zasłyszane u innych, argumenty na NIE. Nadal spotykam osoby, dla których sformułowanie „feminatyw” jest czymś nowym, nieznanym. Dlatego śpieszę w wyjaśnieniem – feminatywy to tzw. nazwy żeńskie, czyli rzeczowniki rodzaju żeńskiego stworzone od rzeczowników rodzaju męskiego, np. malarz – malarka, prezes – prezeska.
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu o tym piszę. Już wyjaśniam. Temat ten jest omawiany w kontekście branży budowlanej, ale można go odnieść też do innych dziedzin. Musicie też wiedzieć, że feminatywy to jeden z najbardziej budzących emocje i najczęściej komentowanych tematów na profilach, które prowadzę w social mediach. A omawiam bardzo dużo różnych problemów branży budowlanej!
Chciałabym ostatecznie rozwiać wątpliwości dotyczące stosowania takich form jak: inżynierka, architektka, inspektorka itd. Aby sprostać temu zadaniu zaprosiłam do rozmowy specjalistkę w temacie – językoznawczynie mgr Martynę F. Zachorską. Zapraszam do lektury!
Rozmawiam z…
Martyna Faustyna Zachorska – filolożka, doktorantka w Szkole Nauk o Języku i Literaturze Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W pracy badawczej zajmuje się socjolingwistyką, w szczególności powiązaniami języka z płcią. Jej rozprawa doktorska dotyczyć będzie młodzieżowego slangu w Polsce i Wielkiej Brytanii. Współautorka pierwszego korpusowego badania śledzącego użycie feminatywów na przestrzeni wieku. Tłumaczka pisemna i konferencyjna szkolona m.in. w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej. Pasjonatka literatury faktu, zapalona czytelniczka i popularyzatorka językoznawstwa.
Martyno, zacznijmy od tego jaka forma jest poprawna: pani inżynier czy inżynierka?
Martyna F. Zachorska: Obie formy są, według zaleceń Rady Języka Polskiego, poprawne. Nie ma dyskusji.
Wiele osób nie lubi formy inżynierka, bo kojarzy im się pogardliwie lub z pracą dyplomową. Jak możemy zmienić nasze skojarzenia?
M.F.Z.: Dotykamy tu kwestii homonimiczności języka. Wiele słów w języku polskim, chociażby „pilot” czy „zamek” ma więcej niż jedno znaczenie. Zazwyczaj nie krytykujemy tego, co więcej, zjawisko to daje naszej kreatywności pole do popisu, chociażby w żartach opartych na grze słów. Jednakże gdy w grę wchodzą feminatywy, jakby zapominamy o tych „codziennych” homonimach i bronimy form męskich zarzutami, jakoby te żeńskie będą mylić się nam z innymi desygnatami tych samych słów. Są to zarzuty bezpodstawne. Cytując prof. Łazińskiego z UW, język jest homonimiczny i nie może być to argumentem przeciw feminatywom. Jeśli chodzi o pogardliwe konotacje, spróbujmy się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego żeńskie formy kojarzą nam się z czymś pogardliwym/ śmiesznym/ infantylnym/ mało prestiżowym? Dlaczego męskie formy nam „lepiej brzmią”, kojarzą się z prestiżem, wysoką pozycją? Jedyną drogą do zmiany tego stanu rzeczy jest osłuchanie się z danymi formami. Im więcej osób będzie ich używać, tym mniej dziwne będą nam się wydawać.
Kolejny argument, przytaczany przez sceptyków – na dyplomie mam tytuł inżynier a nie inżynierka. Czy „jedyną” prawidłową formą nazwy zawodu to ta na dyplomie? Czy jest szansa, że w przyszłości na dyplomach będziemy widzieć żeńską nazwę zawodu?
M.F.Z.: Jeśli zmieni się prawo (Art.77 ustawy Prawo o szkolnictwie), zmieni się nazewnictwo na dyplomach. Prawo nie jest wyznacznikiem tego, jak dana funkcja się nazywa. Być może w przyszłości będziemy na dyplomach widzieć również żeńskie formy, jednak jeszcze sporo wody upłynie zanim to się stanie.
Pamiętam, że przeglądając kiedyś forum o tematyce budowlanej, jedna z młodych przedstawicielek tej branży w swojej wypowiedzi użyła sformułowania „inżynierka”. Bardzo się zdziwiłam, widząc komentarze pod jej wypowiedzią. Zarzucono jej nowomowę i ośmieszanie kobiet z branży. Dlaczego to budzi tyle emocji?
M.F.Z.: Od początku: formy żeńskie nie są żadną nowomową. Myślę, że to jest najważniejsza rzecz, którą możecie wynieść z tego wywiadu. Początkowo, gdy kobiety wywalczyły sobie prawo do wyższej edukacji i wykonywania zawodów do tej pory zarezerwowanych dla mężczyzn, normą było używanie wobec nich form żeńskich. Autorytety skupione wokół „Poradnika Językowego” zalecały użycie feminatywów ze względów logicznych. Pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów: „nawet, choćby się to nie podobało interesowanym. W miarę przypuszczania kobiet do studiów uniwersyteckich może będziemy musieli stworzyć jeszcze i magisterkę (farmacji), a może i adwokatkę , i nie cofniemy się przed tem, czego różnica płci wymaga od logiki językowej” (Poradnik Językowy 1911: 117–119) “(…) jest rzeczną naturalną, że w czasach, gdy kobiety otrzymują doktoraty, katedry itd., tworzą się odpowiednie tytuły, jak doktorka, docentka, profesorka, adwokatka” (Sieczkowski 1934: 4 ). Normatywiści uważali, że kwestia użycia feminatywów jest kwestią logiki, a nie ideologii.
To dlaczego sto lat później feminatywy nie są powszechnie u nas stosowane?
M.F.Z.: Sprawy miały się tak aż do lat pięćdziesiątych XX wieku. Wtedy to, a konkretnie w 1957 roku, władze komunistyczne poprosiły Polską Akademię Nauk o wydanie dokumentu, w którym ustosunkuje się ona do nazw żeńskich w kontekście równości płci, którą (skutecznie czy nie – to temat na inną dyskusję) ówczesne władze próbowały wdrożyć. Prof. Zenon Klemensiewicz wydał ową opinię, w której zalecił używanie form męskich, co argumentował… właśnie równością płci i postępem. Cytując go, „taki rozwój (maskulinizacja) może być poczytany za objaw postępu językowego” (Klemensiewicz 1957: 747), gdyż użycie feminatywów jest „tradycyjną, odwieczną tendencją” (1957:103). Podobną opinię prezentował Kazimierz Pawłowski, który pisał, iż zwolennik nazw żeńskich „mógłby się łatwo narazić na zarzut ciasnej pedanterii naukowej, zacofaństwa, kurczowego trzymania się tradycji językowej” (Pawłowski 1951: 49).
Okazało się, że ich zalecenia stały się uzusem – dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych ruchy kobiece zaczęły odzyskiwać feminatywy dla języka. Jednak ich wysiłki nie były zauważalne – dyskusja o feminatywach rozgorzała na dobre dopiero wtedy, gdy najpierw Izabela Jaruga-Nowacka, a następnie Joanna Mucha zaczęły używać wobec siebie formy „ministra”. Według mnie, to właśnie fakt, że do powszechnej świadomości feminatywy zostały przywrócone przez polityczki, jest powodem wielu nieprzychylnych komentarzy i niechęci. Polityka nie łączy, lecz dzieli, a bez znajomości historii formy te jawiły się jako jakieś wytwory politycznego dyskursu. Należy więc przywrócić neutralność feminatywów, to przecież słowa jak każde inne, nie żadne markery przynależności politycznej.
A co jeśliby te ponad 50 lat temu poproszono inne autorytety o wydanie opinii? Albo gdyby feminatywy zostały przywrócone, nie przez polityczki, ale np. przedstawicielki świata nauki?
M.F.Z.: Pozwól, że najpierw ustosunkuję się do pierwszego zagadnienia. Powiem tak – czasu nie cofniemy i teraz możemy już tylko sobie gdybać. Być może rzeczywiście tak by się stało, warto pamiętać też o innych czynnikach. Przykładowo, używanie feminatywów było w tamtych czasach przez niektórych uznawane za wstecznictwo i zacofanie. Po wojnie chciano iść do przodu, z duchem czasu. Nowy ustrój, nowe rozdanie, to i nowe podejście do tej tradycji.
Co do drugiego pytania – jestem zdania, że gdyby to nie polityczki przywróciły do języka feminatywy, te słowa byłyby trochę mniej kontrowersyjne w społecznym odbiorze. Polityka to przecież taka sfera życia publicznego, która z natury rzeczy polaryzuje społeczeństwo. Do tego zazwyczaj nie traktujemy polityków poważnie, lubimy się z nich śmiać. Niezbyt dobre środowisko rozwoju poważnej zmiany językowej, no nie? Obawiam się jednak, że gdyby to kobiety świata nauki przywróciły feminatywy, zmiana ta nie zdobyłaby wystarczającego rozgłosu. Przyznajmy sobie to szczerze – mało kto dziś słucha tego, co naukowcy mają do powiedzenia. Gdyby natomiast zmiana językowa w dziedzinie feminatywów dokonała się za sprawą celebrytów, i to nie tych niszowych, „ambitnych”, tylko tych obecnych codziennie w naszych domach za sprawą mediów – wtedy rzeczywiście można przypuszczać, że spotkałaby się z mniejszym oporem niż walka o „ministrę” Muchy i Jarugi-Nowackiej. Chociaż z drugiej strony, taka sytuacja mogłaby pociągnąć za sobą opór drugiej strony – tzw. intelektualistów, którzy zazwyczaj odżegnują się od „celebryckiego światka”. Oczywiście byłaby też z całą pewnością grupa ludzi, którym i taka zmiana by się nie podobała. Pamiętajmy o tym, że wszystko, co dotyczy kobiet jest automatycznie kontrowersyjne, nawet regulacje prawne w takich wydawałoby się oczywistych obszarach jak przemoc domowa czy seksualna.
Czemu boimy się feminatywów?
M.F.Z.: Moim zdaniem właśnie z wyżej wymienionego powodu – feminatywy utraciły swoją pierwotną neutralność, więc wielu ludzi odbiera je jako swoisty marker lewicowości. Dodajmy, że wciąż pokutuje mnóstwo negatywnych stereotypów na temat feministek – że jesteśmy brzydkie, nie mamy poczucia humoru ani życia seksualnego. Toteż wiele osób odcina się również od feminatywów, aczkolwiek to jest związane z wcześniejszym argumentem.
Wiele pań zaznacza, że nie mają potrzeby podkreślania swojej kobiecości przez stosowanie żeńskiej formy zawodu. Spotkałam się z określeniem, że feminatywy to „kompleksy feministek”. Moim zdaniem idealnie by było, żeby nazwa zawodu nie sugerowała jakiejkolwiek płci. Czy powinna powstać jakaś trzecia forma zamiast inżyniera i inżynierki?
M.F.Z.: „Podkreślanie swojej kobiecości” to rzecz naturalna w języku, w którym jest rodzaj gramatyczny. A właściwie nie „podkreślanie”, tylko stwierdzanie statusu rzeczy. Wielu osobom wydaje się, że formy męskie są neutralne, tymczasem wcale tak nie jest. Jak sama nazwa wskazuje, są to formy męskie. I to, że uzus jest właśnie taki i że jest to dopuszczalne przez autorytety nie zmienia faktu, iż mówiąc „lekarz” czy „prawnik” mamy przed oczami mężczyznę. Polecam zapoznanie się z wynikami prowadzonego od lat osiemdziesiątych badania „draw a scientist”. Jest to badanie amerykańskie, ale do pewnego stopnia jest ono uniwersalne.
Co do form neutralnych – ekspertami na ten temat są osoby niebinarne i warto posłuchać, co mają do powiedzenia. Jeśli o mnie chodzi – potrzebne są trzy formy – męska, żeńska i niebinarna. Powinniśmy dążyć do symetrii w tym względzie. Bardzo podoba mi się przytoczony przeze mnie wcześniej argument o logice języka. Po kilku latach używania feminatywów nielogicznym wydaje mi się używanie form męskich wobec kobiet. Jak powiedziała kiedyś prof. Fuszara, „niektóre osoby ciągle zmieniają mi językowo płeć”. Ten brak logiki szczególnie uderzający jest w Ustawie o szkolnictwie wyższym, gdzie mowa jest o „nauczycielu akademickim w ciąży”.
Faktycznie, brzmi to wręcz kuriozalnie! A jak przekonać sceptyków do używania żeńskich końcówek? Czy może nie warto próbować?
M.F.Z.: Moim ulubionym argumentem jest właśnie ten o logice. Ważne jest również zapoznanie się z historią feminatywów, ich przeszłości jako pewnej tradycji językowej. Pomagają też eksperymenty myślowe: dlaczego ta sama końcówka w jednym słowie jest akceptowana, a inna nie? Dlaczego z matematyczką nie mamy większego problemu, a z informatyczką już tak? Czemu kobieta ucząca w podstawówce/ szkole średniej jest „nauczycielką”, a na uczelni wyższej zmienia się w „nauczyciela akademickiego”? Dlaczego końcówka -żka w słowie „Norweżka” nikomu nie przeszkadza, a w formie „psycholożka” już tak? Dlaczego homonimia pilot (zawód) i pilot (do telewizora) przechodzi niezauważona, a pilotka (zawód) i pilotka (czapka) wzbudza tyle kontrowersji? Przecież słowa „pilot” w znaczeniu ten do urządzeń używamy nieporównywalnie więcej razy niż „pilotka” w znaczeniu czapka! A słowo „adwokatka”? Oznacza ciastko… o którym większość osób słyszy po raz pierwszy przy omawianiu feminatywów. Chyba łatwiej w cukierni spotkać pączki z adwokatem niż adwokatkę-ciastko. Czy nie jest tak, że szukamy na siłę argumentów przeciwko żeńskim formom? Dlaczego to robimy? Dlaczego to, co kobiece jest gorsze, infantylne, mniej poważne, dziwne?
Ostatnio pod pewnym artykułem o dokonaniach pewnej embriolożki, dyskusja skupiła się na użyciu formy „embriolożka” zamiast na samym osiągnięciu. Dlaczego według niektórych feminatywy umniejszają nasze dokonania, odwracają uwagę?
M.F.Z.: To niestety bardzo częste zjawisko. Moim zdaniem wynika z tego, że przeciwnicy feminatywów są bardzo głośni w mediach społecznościowych. Omawiany przykład to ta sama sytuacja, co w przypadku np. ocen restauracji – negatywne doświadczenie ma znacznie większe szanse na zostanie opisanym niż pozytywne. Podobnie tu – osoby, które nie zauważyły/ pochwaliły użycie feminatywu po prostu się nie wypowiadają, bo i nie o tym mowa w artykule.
Ja ostatnio staram się popularyzować słowo InżynieRA. Czy taka forma jest poprawna? Czy jest szansa, by zadomowiła się w naszym języku?
M.F.Z.: Część autorytetów, np. prof. Katarzyna Kłosińska optuje za tym, aby używać raczej form „magisterka”, „inżynierka”, „ministerka”, ponieważ w języku polskim to „-ka” jest żeńskim sufiksem, nie „-a”. Jednakże to użytkownicy tworzą język i mają prawo używać takich form, jakich sobie życzą. Być może to „inżyniera” czy „ministra” staną się uzusem. Mnie samej one bardziej odpowiadają.
Sądzę, że to ma związek z tym, że końcówka „-ka” kojarzy nam się przede wszystkim ze zdrobnieniem: dziewczyna – dziewczynka. Choć z drugiej strony tenisista to mężczyzna a tenisistka to kobieta.
M.F.Z.: To prawda. Wielu osobom przeszkadza fakt, że końcówka „-ka” tworzy również formę zdrobniałą. Według mnie zastrzeżenie to związane jest podświadomie z tym, że to, co żeńskie jest infantylne, zdrobniałe właśnie. Z drugiej strony mamy zastrzeżenia co do form z „-a”. Spotkałam się z opinią, jakoby zwrot „pani dziekana” implikował słuchaczom znaczenie „kobieta (np. żona) dziekana – mężczyzny”. Jednak Dziekana mojego wydziału z powodzeniem używa tej formy, za co szczególnie ją podziwiam ??
Są takie kraje, gdzie feminatywy się świetnie zadomowiły, np. inspectora w Hiszpanii. W jakich innych językach feminatywy mają się dobrze? Co na to wpłynęło?
M.F.Z.: Hiszpański, czeski, słowacki, niemiecki, na pewno również wiele innych języków. Nie jestem w stanie określić, co było powodem powszechności feminatywów w każdym z tych języków. Mogę jedynie powiedzieć ogólnie, że jeśli w języku występuje rodzaj gramatyczny, to najprawdopodobniej feminatywy będą w nim występować. Polski jest wyjątkiem właśnie ze względu na zawirowania historyczne. Można by sądzić, że również przez zakorzeniony w naszej kulturze patriarchalizm, jednakże w krajach hiszpańskojęzycznych mizoginia również ma się dobrze (kultura macho!), a jednak feminatywy są tam na porządku dziennym (z lekcji hiszpańskiego pamiętam bardzo dobrze słowo „la mujer de negocios” – businesswoman).
Jako ciekawostkę dodam, że podobne kontrowersje do naszych feminatywy budzą we Francji – kilka lat temu przez ten kraj przetoczyła się szeroka dyskusja na ten temat. Mogę postawić hipotezę, że dzieje się tak dlatego, iż i w Polsce, i we Francji mamy sporą liczbę tzw. purystów językowych, a i „zwykli” obywatele żywią gorące uczucia do swojego języka. To wszystko przy jednoczesnej nieznajomości historii (nie wiem jak we Francji, i nie wiem też, czy we francuskim feminatywy są nowością) sprowadza się do sprzeciwu wobec wszystkiego, co ze zmianami w języku związane.
Jako amerykanistka nie mogę nie powiedzieć słowa o języku angielskim, w którym sytuacja jest dokładnie odwrotna niż w polskim. Angielski nie ma rodzaju gramatycznego, więc i nie ma feminatywów. Obecnie jest tam tendencja do tworzenia neutralnych płciowo form, np. chair/ chairperson zamiast chairman/ chairwoman czy police officer zamiast policeman/ policewoman . Co ciekawe, badania wykazują, że nawet te „neutralne” formy (czyli te bez „man”, te które nie przeszły zmiany, np. doctor ) są „upłciowione” – nazwy zawodów prestiżowych, wymagających specjalnego wykształcenia kojarzone są z mężczyznami.
Ile jeszcze minie czasu zanim feminatywy przyjmą się na stałe?
M.F.Z.: Jako językoznawczyni powstrzymuję się od takich rozważań. W języku nie ma nic „na stałe”, a i z tempem zmian łatwo się pomylić. Dziś feminatywy nie są szczególnie popularne, choć bardziej niż kilka lat temu. Kto wie, być może jutro jakaś celebrytka zacznie ich używać, a wraz z nią tysiące młodych ludzi? Młodzież i młodzi dorośli (w szczególności kobiety i mniejszości) są uznawani za motor napędowy zmian językowych. Trzeba więc mieć nadzieję właśnie w młodym pokoleniu – to oni zmieniają świat, to oni zmieniają język.
Na koniec proponuję zabawę ?? Znajdź feminatyw zawodów branży budowlanej: murarz, tynkarz, monter, glazurnik, rzeczoznawca.
M.F.Z.: No dobra! Murarz – murarka, tynkarz – tynkarka, monter – monterka, glazurnik – glazurniczka, rzeczoznawca – rzeczoznawczyni. Większość z nich utworzymy sufiksem „-ka”, i choć rozumiem, że mogą wzbudzić śmiech przez swoją homonimiczność z nazwami profesji (murarka, stolarka), to utworzenie tych form nie jest trudne. Mnie ogółem wydaje się, że mamy większy problem z „prestiżowymi” zawodami: wszelkie specjalizacje medyczne, zawody prawnicze, funkcje administracyjne itd.
To też jest związane z tym, że panie częściej wybierają zawody, wymagające specjalistycznego wykształcenia niż zawody, wymagające siły fizycznej. Na polskich budowach kobieta pracująca na stanowisku pracownicy budowlanej to wręcz niespotykany widok.
M.F.Z.: Fakt, aczkolwiek nadal stoję na stanowisku, że żeńskie nazwy zawodów wymagających specjalistycznego wykształcenia bardziej kłują w oczy niektórych niż potencjalne (lub nie!) feminatywy od nazw zawodów rzemieślniczych. Ostatecznie np. „rolniczka” przyjęła się dość szeroko dzięki wytworom popkultury. Podobnie „truckerka”, ze „strażaczką” też chyba mniejszy problem niż np. z „adwokatką” czy „naukowczynią”… Myślę, że gdyby w zawodach wymagających siły fizycznej było więcej kobiet, feminatywy od ich profesji też by się przyjęły.
Martyno, bardzo dziękuję Ci za rozmowę i wyczerpujące temat odpowiedzi.
M.F.Z.: Również dziękuję.
Ale bełkot:P Ale w sumie zabawne, że uważasz moją żone za "samca alfa":P
belkot bo kloci sie z twoja wizja swiata? swietne podejscie
uważasz moją żone za "samca alfa" uwazam ze masz problemy z rozumieniem napisanego tekstu.
Panie tu w najlepsze gadu-gadu o formach zniewieściałych jako przejawie walki o równe prawa, a same odbierają prawo nauczycielowi akademickiemu do ciąży.
Trochę tendencyjna rozmowa pod tezę.
Otóż pojawiły się tutaj w mojej opinii dwa błędne założenia:
„Podkreślanie swojej kobiecości” to rzecz naturalna w języku, w którym jest rodzaj gramatyczny. A właściwie nie „podkreślanie”, tylko stwierdzanie statusu rzeczy. Wielu osobom wydaje się, że formy męskie są neutralne, tymczasem wcale tak nie jest. Jak sama nazwa wskazuje, są to formy męskie. I to, że uzus jest właśnie taki i że jest to dopuszczalne przez autorytety nie zmienia faktu, iż mówiąc „lekarz” czy „prawnik” mamy przed oczami mężczyznę.
Tutaj zgodzę się z tezą z pytania:
Wiele pań zaznacza, że nie mają potrzeby podkreślania swojej kobiecości przez stosowanie żeńskiej formy zawodu. Spotkałam się z określeniem, że feminatywy to „kompleksy feministek”. Moim zdaniem idealnie by było, żeby nazwa zawodu nie sugerowała jakiejkolwiek płci.
Bo się z tym stwierdzeniem nie raz spotkałem u kobiet. To, że forma męska w sensie językowym nie jest określeniem neutralnym to prawda, jednak w potocznym takim jest. Lwia część specjalistów nie chce być oceniana przez pryzmat płci, stąd decydują się na neutralne potocznie określenie. Nie znaczy to, że jak komuś zależy na formie żeńskiej to jest w tym cos złego, ale nie ma co ich forsować na siłę.
Po drugie problem nazywania osób trzecich, w tym w sytuacjach, w których np. nie jesteśmy pewni płci lub tez preferencji danej osoby. Pominięto kwestie skrótów. Itd. Podobnie w odpowiedzi na zarzut
Dodajmy, że wciąż pokutuje mnóstwo negatywnych stereotypów na temat feministek – że jesteśmy brzydkie, nie mamy poczucia humoru ani życia seksualnego.
Mamy tutaj trochę zarzut sprowadzony do absurdu. Otóż zarzuty względem pewnych ruchów feministycznych często mają dużo konkretniejsze podłoże. Ba sam feminizm nie jest homogeniczny. Na pytanie czy popieram feministki odpowiadam zawsze: Ale które? Bo przecież postulaty różnych ruchów i fal są często wzajemnie sprzeczne. Trudno równocześnie popierać postulaty radyklanego feminizmu, liberalnego czy też ekofeminizmu lub anarchofeminizmu, albo marksistowskiego i chrześcijańskiego (tak są też chrześcijańskie ruchy feministyczne).
Względem wcześniejszego zdania też mamy problem bo problem kulturowy i obecnie ciągnącego się głównie w mediach społecznościowych konfliktu światopoglądowego nie można ignorować a żeńskie końcówki stały się trochę jego zakładnikiem. Sam fakt, że są one wykorzystywane w walce o równe prawa. A co mają z nimi wspólnego? Rozumiem walkę o nie ze względów estetycznych, ze względu na zwykłe preferencje pań itd. Ale w kwestii równouprawnienia nie widzę wartości dodanej (można nawet argumentować działanie odwrotne, choć to trochę karkołomne i naciągane).
I byśmy mieli jasność, jak jakaś moja współpracowniczka chciałaby być nazywana inżynierką to spoko, bo co to za problem, (no chyba, że byłaby super irytująca to może zrobiłbym jej na złość ;P) ale jednak domyślnie zostanę przy tradycyjnie używanych określeniach.
monter – monterka, glazurnik – glazurniczka, rzeczoznawca – rzeczoznawczyni
No i właśnie te formy, które nie brzmią głupio, są przecież powszechnie używane.
Tzn. glazurniczki to może rzadkość, ale już monterki mniej, a rzeczoznawczynie chyba nikogo nie dziwią, nawet macho...
Podobnie programistki - po prostu brzmią dobrze, naturalnie, wiec naturalnie wchodzą do potocznego języka i są szeroko akceptowane. "Nie zauważa się" ich, nie odbiegają od językowej normy.
Tak, wiem "że "dobrze brzmi" to może być kiepskie kryterium, ale czy zupełnie pomijalne? Język to nie tylko jego ścisła gramatyczna część.
Zgodzę się też z tym, ze wiele nazw zawodów tylko gramatycznie ma rodzaj, ale używając ich niekończenie myślmy o płci, nawet jeśli ich rodzaj historycznie jest związany z hermetycznością danej profesji, czy raczej brakiem emancypacji kobiet.
Ja wolałbym być panią doktor. albo panią inżynier niż inżynierką... Jakoś tak lepiej to brzmi...
O kilku samców Beta widać dzielnie walczy nadal. Ciekawe jakie podziękowanie za tę walkę dostaną hahahahaha
Strateżka idiokracji - nowe feminazisłowo (nie, to nie mała strategia) tylko:
Strategia strateżki, polega na tym, że zostałem wyrzucony z grona znajomych na fb pisząc w komentarzu, że nie ma takiego słowa "strateżka" (za SJP) za którą owa znajoma się uważa.
Feminatywy ogólnie są dość śmieszne, niektóre nawet da się przyjąć, ale największa głupotą jest przyznawanie im rangi i znaczenia walki o równouprawnieni płci. Kompletny brak zrozumienia problemu. O równouprawnieniu nie decydują końcówki żeńskie czy męskie, ale te same zdolności kobiet i mężczyzn, taka sama efektywność pracy, takie same wykorzystywanie wiedzy w praktyce itd. Mężczyźni zdominowali ten Świat nie dlatego, że nosili męskie końcówki. Całe pitolenie o patriarchacie, szklanym suficie, dyskryminacji jest nonsensem, Żydzi byli od tysiącleci dyskryminowani. Nie dopuszczano ich na studia, a mimo to tworzyli wspaniałe dzieła, a w nauce 30% laureatów Nagrody Nobla to Żydzi.
I teraz najważniejsze, o kompetencjach nie świadczą końcówki, żadna szanująca się pani architekt, premier, strateg, marynarz, kapitan, muzyk, nie nazwie się architektką, premierą, strateżką, marynarką, kapitanką, czy muzyczką.
Aż się ciśnie na usta "złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy"
Także ten, tego, owa "strateżka", nie jest dobrym strategiem ?? może najwyżej być początkującą taktyczką ??
A to romans jest nielegalny? Kto mu zabrania obcować z współpracownicą? Kwestie wpływu romansu na małżeństwo to już tylko moralność.
P.S. Inżynierka xd
No to akurat w wielu firmach jest dość oczywiste: romans z podległym pracownikiem łamie etykę pracy. Niby nic złego dla samej firmy, ale tak naprawdę generuje to szereg różnych problemów dla tejże firmy, więc z reguły jest to niedopuszczalne i tacy pracownicy są często zwalniani.
Niedługo później, na początku maja 2021 roku, Bill i Melinda Gates rozpoczęli proces rozwodowy po 27 latach małżeństwa
To są prywatne problemy, a nie publiczne, który należy plotkować na lewo i na prawo. Widzę, że niektórzy nie mają za grosz poszanowanie do dane osobowe i sprawy prywatne. To nie nasze sprawy, ani ludzie z MS.
To są prywatne problemy, a nie publiczne
Bill Gates nie jest osoba prywatą. Na swoje własne życzenie stał się osoba publiczną, więc twój argument jest inwalidą.
To, że jest osobą znaną, może wręcz publiczną, to nie znaczy, że wchodzenie mu z butami do łóżka jest w porządku. Co więcej, na portalu technologicznym to są plotki na najniższym poziomie. Może kolejne "artykuły" będą o tym z kim śpią youtuberzy i jaki kolor majtek noszą przed lub po?
Dokładnie. Ale niektórzy dziennikarze i plotkarze nigdy nie zrozumieją, co znaczy szanować cudzą prywatność, dopóki sami nie doświadczą "zagrożony prywatność" i mieć utrudnione życie z tego powodu.
Masz minus ode mnie za Twojej głupoty i bezczelność. Tak jak wyjaśnił dobrze SylwesterZ, trzeba szanować cudzą prywatność bez względu na to, czy ktoś jest bogaty czy wpływowy, o ile jego prywatność nie ma wpływu na nasze życie.
Skoro jesteś już znany na forum GryOnline, nie przeszkadza Ci to, że w internecie będą plotkować na lewo i na prawo, z kim masz romansu i z kim spałeś, oraz czy oglądałeś porno, czy ściągnąłeś piractwo, oraz jakie grzechy wypowiadałeś się u księdza (o ile jeśli jesteś wierzący i katolik)? Nie drażni Cię to, że Google zbiera informacji, jakie strony internetowe odwiedzamy? Pomyśl... Życie prywatne (dom, rodziny, hobby itd.) to życie prywatne, a życie publiczne (praca, szkoła, życie na zewnątrz) to życie publiczne. Wszystko ma swoją granicę. Każdy potrzebuje "bezpieczny świat", który musi odpoczywać z dala od troski zewnętrzne. Bill Gates jest też człowiekiem co my.
Kompletnie mnie nie obchodzi kogo Bill Gates posuwał 20 lat temu.
Natomiast widzę że golusie nie rozumieją z czym wiąże się zostanie osoba publiczną. I nie internetowy anonek z GOLa nie jest osoba publiczną. Jak będziecie starsi może zrozumiecie dlaczego należy patrzeć osobom publicznym na ręce, wyciągać ich brudy z życia prywatnego, sprawdzać jak bardzo głoszone przez nich publicznie poglądy są zgodne z tym co robią na co dzień.
To tak jakby oceniać piekarza nie po tym jak piecze, ale po tym, czy lubi kompletnie niezwiązane z piekarstwem rzeczy.
Co innego, gdyby Gates dawał "dobre rady" z zakresu życia rodzinnego, tak jak nasi rządzący politycy, którzy najpierw opowiadają bajki o świętych sakramentach, a później się rozwodzą "kościelnie", ale tak nie jest, a przynajmniej ja tego nie zauważyłem, być może omijam serwisy plotkarskie.
problemy pierwszego świata
jak bogaty ma romans to afera ze każdy wie
biedni czasem mają lepiej
A to huncwot jeden, taki niby niepozorny i proszę. Jednak cicha woda brzegi rwie.
Bill w pigułce:
https://www.youtube.com/watch?v=1xZVb2SY5jA&t=27s
Czyli Pan Hipokryzja.
Zobaczycie, że w nie tak dalekiej przyszłości pisanie o tym idiocie będzie obciachem :)
Zobaczycie, że w nie tak dalekiej przyszłości pisanie o nim będzie obciachem! :)
Większość społeczeństwa to kretyni, więc możesz mieć rację.
Tak z 70%
Minimum :)
Ludzi, nie tylko społeczeństwa.
Natomiast bardzo cennym zjawiskiem jest to, że wiele osób się budzi, zaczyna dostrzegać bardziej co im szkodzi, co nie, kto kłamie, a kto nie. Dostrzegać kłamstwa i manipulacje tak mega widoczne zwłaszcza w polityce zarówno krajowej jak i geopolityce. Wszystko rozbija się o to, że ludzie z owego pakietu 70% nie czytają , nie oglądają mediów niezależnych :) Ale właśnie...tak tendencja na szczęście się zmienia.
WOW! 7 subów, 2 komentarze. Od dziś to mój guru!
Pozwól, że zacytuję Twój komentarz i trochę go zmodyfikuję:
Największymi ekspertami są ludzie którzy odkryli jeden z największych spisków na świecie siedząc na facebooku i słuchając jupiterów
Inżynierka-etażerka
Proponuję też konkurs na męską wersję przedszkolanki. :)
romans rzeczywiście miał miejsce 20 lat temu i skończył się „na przyjaznej stopie”
poruchał i zaproponował by zostali przyjaciółmi :D
przeczytalem tytul i zastanawialem sie, jak to sledztwo w microsofcie? i co zrobil bill gates? czytam dalej i zastanawiam sie znowu, jak to, on odszedl z tej firmy? aha odszedl juz w marcu, to bylo 2 miesiace temu, a ja o tym dopiero teraz dowiaduje xD. napiecie az roslo :D. potem doczytalem, ze on romansowal z jakas pracownica, co mnie rozwalilo, to mi sie wydawalo takie smieszne, ze sledztwo z powodu romansu :D.
a cały świat czeka na nowe oświadczenia ze strony Microsoftu, Melindy i innych stron w sprawie.
Tak... szczególnie na Antarktydzie i w strefie Gazy aż przebierają z niecierpliwością nogami, w oczekiwaniu "co dalej"
Zapewne wyglądało to mniej więcej tak:
Najpierw poleciała na pieniądze, myślała że może zostawi dla niej żonę. Nie udało się. Potem szantażowała go przez 20 lat, a jak przestał płacić, to o wszystkim powiedziała.
„z dyrektorem generalnym Microsoftu, Satyą Nadellą”
Satją Nadelą? To jakiś trans? Wyglada jak gość... Odmiana imion to nie łatwy chleb :)
Ale się ekscytujecie "inżynierką".
Przyjmie się i następne pokolenie nawet nie będzie tutaj wyczuwać jakiejś kontrowersji.
Ja w kwestii formalnej i na poważnie - jest propozycja jak nazwać kobietę-kierowcę? Kierowczyni? Bo przecież nie kierownica...
Język polski = trudny język. Zawsze jest jakiś trudność. Co poradzę? ;)
"sześć anonimowych osób powiedziało, że Bill Gates miał wywoływać u nich dyskomfort jako pracodawca" noż kur*a to jest wprost niemożliwe żeby ktokolwiek na świecie mógł poczuć dyskomfort i to na dodatek w pracy...
Czy miejscowi jezykoznawcy mogliby mnie pouczyc jak wyglada feminatyw dla kobiety kierowcy TIRa? Mezczyzn nazywamy tirowcami. Natomiast nie wiem jak kobiety, a nie chcialbym popelnic fatalnego "fopa", czy tez urazic uczuc jakiejs wyemancypowanej uzytkowniczki twittera.
Z gory dzieki.
Nie "mężczyzn", tylko "mężczyznów", chyba że ktoś jest zniewieściałym mężczyznem.
Mój przedmówiec zwrócił jednak uwagę na ciekawy przypadek - zapewne równie nierozwiązywalny jak określenie panny nazwiskiem Jemga. ;-P
Tirowczyni zapewne.
To jest nawet zabawne, bo doskonale obrazuje problem. Feninatyw ma inne potoczne znaczenie niż forma męska. Że tirówka to ssak leśny, jest idiotyzmem z punktu widzenia zasad języka. Polski często - a język jest przecież związany z mentalnością i stosunkami społecznymi - jest inaczej używany wobec mężczyzn i kobiet.
A Tirowiec ma jeszcze jedną kłopotliwą warstwę. To jest słowo potoczne. TIR wbrew temu co się uważa, nie jest ciągnikiem z naczepą. TIR to konwencja międzynarodowa o standardach odprawy tychże. A że na naczepach zwykle są te 3 litery, to się przyjrzęło i zostało.
O filantrop od szczepień w Indiach.
Inżynierka? Gdzie wyście do szkoły chodzili? Pod budką wiadomo jaką, wiedzą że chodzi o Panią Inżynier. Ponadto "Ustawa o języku polskim.".