Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 2 kwietnia 2019, 15:27

autor: Sebastian Purtak

Recenzja gry Outward – to miał być Gothic, Skyrim i Soulsy w jednym... - Strona 4

Wziąć większość lubianych i udanych mechanik rozgrywki z ostatnich lat, wymieszać je i na bazie tego co wyjdzie zbudować własną grę. Przepis na hit? Outward udowadnia, że niekoniecznie.

Słowo o fabule

Sporo było o systemie survivalu i eksploracji, ale właśnie to stanowi główny trzon rozgrywki w Outward. Mimo wszystko należy wspomnieć również o fabule – niezbędnym elemencie każdego RPG. Jeśli więc chodzi o snutą w grze opowieść, to cóż, podobno jakaś jest, nie uświadczyłem jej jednak zbyt wiele, gdyż okazała się tak nieciekawa, że zajmowałem się nią głównie z poczucia obowiązku.

Dialogi nie są porywające.

Zasadniczo w Outward występują trzy frakcje, do których możemy się przyłączyć, a każda z nich oferuje odrębną historię. Aby jednak poznać którąś z nich, musimy najpierw ukończyć prolog, a następnie wybrać się do stolicy danego stronnictwa. Miasta te znajdują się na tyle daleko od lokacji początkowej, że wyprawy do nich okazują się długie i trudne, zwłaszcza dla słabo rozwiniętej postaci. Gdy już uda się dotrzeć do celu i dołączyć do jednej z frakcji, możemy rozpocząć karierę. Ta jednak nie wzbudziła we mnie praktycznie żadnego zainteresowania. Zadania, jakie otrzymujemy, są zwyczajnie nudne, a dialogi pisali chyba programiści, bo naprawdę musiałem się starać, żeby się na nich skupić. Postacie, które odgrywają tu ważniejszą rolę, nie odbiegają jakoś specjalnie od utartych schematów i przez większość rozgrywki pozostawały mi kompletnie obojętne.

DWA SŁOWA O TRZECH FRAKCJACH

W grze występują trzy główne stronnictwa: Kolektyw Błękitnej Komnaty, Bohaterskie Królestwo Levantu i Święta Misja Elatt. Kolektyw to sojusz plemienny, którego mieszkańcy uważają się wzajemnie za członków wielkiej rodziny i ściśle określają swoje prawa i obowiązki, Bohaterskie Królestwo zrzesza ludzi o postępowych poglądach, stawiających na pierwszym miejscu wolność osobistą, zaś Święta Misja jest organizacją religijną, której główne zadanie stanowi szerzenie wiary i niesienie pomocy potrzebującym.

OutSouls

Kolejnym elementem Outward, w założeniach wzorowanym na najlepszych rozwiązaniach, jest system walki żywcem wyjęty z produkcji FromSoftware. Nasze zadanie stanowi więc nauka ruchów przeciwnika, tak aby blokować jego uderzenia i w odpowiednim momencie wyprowadzać własne. To, co świetnie sprawdzało się w kolejnych odsłonach Dark Souls, tu wygląda jak bardzo tania podróbka oryginału. Brakowało mi zwłaszcza tego charakterystycznego poczucia ciężkości mojej postaci i mocy zadawanych przez nią ciosów. Zarówno nasz bohater, jak i wrogowie poruszają się jak na wirtualnych łyżwach, w związku z czym walka jest znacznie szybsza, ale też bardziej chaotyczna.

Na szczęście strzelanie z łuku jest prostsze niż w Kingdom Come.

Recenzja gry Outward - to miał być Gothic, Skyrim i Soulsy w jednym... - ilustracja #3

RAZEM RAŹNIEJ

Kolejną rzeczą, którą Outward robi po swojemu, jest multiplayer. Całość możemy przejść w kooperacji, i to nie tylko grając w sieci, ale także na podzielonym ekranie. Jest to rozwiązanie wyjątkowo udane i powód, dla którego warto sprawdzić ten tytuł, pomimo jego licznych wad. We dwoje gra nie staje się wcale łatwiejsza, gdyż nasi przeciwnicy są odpowiednio silniejsi, a loot, jaki z nich wypada, okazuje się dokładnie taki sam jak w rozgrywce singlowej. Zawsze jednak pozostaje nadzieja, że jeśli jedna osoba z drużyny padnie, to druga zdoła ją podnieść i wspólnie dobiją oponenta lub uciekną z pola walki.

Mimo że w grze występuje wiele rodzajów broni, a każdą z nich posługujemy się nieco inaczej, starcie z jednym przeciwnikiem zawsze sprowadza się do prostej wymiany bloków i uderzeń. Szybko wkrada się więc tu nuda i schematyczność, a my mamy raczej wrażenie, że ubijamy kotlety, a nie że prowadzimy emocjonujący pojedynek. Jeśli natomiast na naszej drodze stanie większa liczba wrogów, to najlepiej sobie odpuścić, gdyż takie potyczki zwykle kończą się respawnem w losowym miejscu mapy.

Sytuacji nie poprawia fakt, że większość nieprzyjaciół, na jakich trafiamy, wygląda wręcz fatalnie. Nie chodzi nawet o niską rozdzielczość tekstur, ale o to, że modele oponentów sprawiają wrażenie, jakby twórcom w pewnym momencie po prostu skończyły się fundusze na grę. Kiedy spotkałem kurczaka, któremu ktoś dokleił głowę smoka, czułem się tak, jakbym grał w produkcję za 9,99, a nie za 149 złotych. W pewnym sensie wygląd zobowiązuje, więc nasi adwersarze zasadniczo zachowują się jeszcze gorzej, niż się prezentują. Sztuczną inteligencję w grze można spokojnie skwitować krótkim „widzisz przeciwnika – atakuj”. Dodajmy do tego fakt, że nagrody za zwycięstwo są zwykle symboliczne, zaś kara za porażkę potrafi być niewspółmiernie wysoka, a otrzymamy system walki, który zamiast satysfakcji budzi raczej niechęć i frustrację.

Chciałabym napisać o Outward coś miłego, jednak ogromna liczba błędów, występujących w tej produkcji, stanowczo mi to uniemożliwia. Kilka razy musiałam ponownie rozpoczynać grę, tracąc kilkanaście godzin rozgrywki. Przy którejś próbie z kolei straciłam już nadzieję, bowiem z mojego ekwipunku zaczęły znikać przedmioty. Dorobiłam się przez to chorej obsesji, ciągłego sprawdzania plecaka postaci oraz strachu przed wyłączeniem gry.

O kolejną obsesję wzbogaciłam się, gdy jeden z questów wysłał mnie w daleką podróż w niebezpieczne regiony tego świata. Biegnąc, starałam się omijać przeciwników, aby nie uszkodzili mojej biednej, niedoświadczonej postaci. To wszystko jednak na nic, gdyż po dłuższej chwili tego szaleńczego pędu dowiedziałam się, że bez walki nie przejdę misji... Gra posiada oznaczenie PEGI 12, ponieważ może wywoływać strach. Trudno się z tym nie zgodzić, za każdym razem, gdy odpalam Outward, naprawdę się boję.

Natalia Fras, autorka poradnika do Outward