Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 26 marca 2018, 12:19

Recenzja gry Far Cry 5 – szalony sandbox - Strona 2

Far Cry 5 nie definiuje na nowo szaleństwa. To asekuracyjna kontynuacja znanych motywów przeznaczona dla fanów sandboksowej wolności, w której fabuła ustąpiła miejsca bardziej dopracowanym mechanizmom rozgrywki.

Burn baby, burn! – demolka w rytmie disco

Szkoda, że twórcy nie postawili na dominację właśnie tej luźniejszej, pełnej humoru konwencji, przywodzącej na myśl grę Far Cry 3: Blood Dragon, bo tego rodzaju sekwencje wyszły im naprawdę rewelacyjnie. W każdym regionie czeka na nas kilka odjechanych misji, które wyróżniają się tematyką czy specjalnie dobraną muzyką. Musimy chociażby stawić czoła zaskakującym wrogom, szukając śladów kosmitów na polu pełnym tajemniczych znaków, oraz w szczególny sposób odnaleźć bycze jądra przy nastrojowych dźwiękach piosenki Sexual Healing Marvina Gaye.

W serii Far Cry nie może obejść się bez narkotycznych wizji, pełnych zadziwiających scen.

TRZECIA OPINIA

Recenzja gry Far Cry 5 – szalony sandbox - ilustracja #2

Chciałoby się powiedzieć, że Far Cry jaki jest, każdy widzi. Ubisoft konsekwentnie przeprowadza ewolucję w swoich seriach i choć przez to gry ze studiów tego wydawcy stają się do siebie niezwykle podobne pod względem zastosowanych rozwiązań, to jednak nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Nie inaczej jest w przypadku wielkiej przygody Świeżego, który staje do walki z religijnymi fanatykami.

Far Cry 5 wyewoluował wprost z Ghost Recon: Wildlands. Wpływy taktycznej strzelanki widać niemal na każdym kroku – począwszy od funkcjonalności mapy przez zachowanie niezwykle agresywnych przeciwników pojawiających się na ważniejszych drogach Montany (grając miałem wręcz wrażenie, że uczestniczę w poważnej wojnie), a na przyjaciołach ratujących skórę w przypadku postrzału kończąc. Ten ostatni pomysł jest również wyciągnięty wprost z Far Cry 2, z czego bardzo się cieszę, bo bardzo lubię tę starszą, zdecydowanie bardziej hardkorową odsłonę cyklu.

W Far Cry 5 po raz pierwszy pojawia się niemy protagonista. Deweloperzy pozwolili tutaj na większe zaangażowanie gracza, który niejako osobiście uczestniczy w konflikcie, ale pomimo tego, że misje są lepiej przemyślane niż w poprzednikach, brakowało mi jakiegoś konkretniejszego bohatera.

W grę bawiłem się na Xboksie One X podłączonym do wielkiego telewizora 4K z włączoną opcją HDR. FC5 w wysokiej rozdzielczości działa i wygląda rewelacyjnie – ani razu nie zdarzyły mi się żadne spadki płynności. Od czasu do czasu trafił się jakiś drobniejszy bug w postaci lewitujących obiektów. Raz oszalała kamera, która po uchwyceniu przeciwnika skręcanego niczym sprężyna wokół własnej osi sama zaczęła wyczyniać dzikie harce. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Co ważne, ogrywałem ten tytuł przed jego premierą, więc niewykluczone, że przyszłe łatki wyeliminują te problemy.

Przemysław „g40” Zamęcki

Cała reszta to już farcryowa codzienność, czyli odbijanie posterunków, ratowanie zakładników, poszukiwanie przedmiotów, polowania, wspinaczka za pomocą rzucanej kotwiczki i zjazdy na linach czy widziane w Wildlands przechwytywanie konwojów na drogach. Na ich tle wyróżnia się ostatnia misja w rejonie – mocno oskryptowana, w starym, korytarzowym stylu. Po godzinach totalnej swobody taka mała odmiana jest jak niezwykły powiew świeżości – niestety do czasu, gdy odkryjemy, że dzieje się tak w każdym rejonie. Tutaj znowu pojawia się syndrom Ghost Recon – podporządkowanie wszystkiego dowolnej kolejności przechodzenia misji oraz trybowi kooperacji nie pomaga grze, tylko czyni ją uboższą.

Recenzja gry Far Cry 5 – szalony sandbox - ilustracja #3

Asasyński skok wiary w Far Cryu 5

Ślady ubisoftowych gier w różnych produkcjach tej firmy to już standard. W Far Cryu 5 znajdziemy pewną kapitalną serię misji na ten temat, którą grzechem byłoby tu spojlować, ale poza tym szczególną rolę odgrywa też słynny skok wiary z Assassin’s Creed. Na stogi siana nie ma tu jednak co liczyć – niewierni kończą go w kałuży krwi.

Napotykane postacie mają w sobie spory potencjał, ale fabuła nie daje im miejsca, by zaistnieć.

Za to akcja między misjami to już totalne przeciwieństwo słowa „uboga”. Autorzy zadbali, by gracz ani przez chwilę nie narzekał na bezczynność, i jeśli tylko udamy się w pobliże jakiejś drogi, w ciągu kilkunastu sekund zaatakuje nas patrol kultystów, po chwili dołączy do imprezy puma i wściekły rosomak, a gdy wycofamy się kawałek, stratują nas dwa bizony, zaś z nieba ostrzela samolot, który będzie powtarzać naloty, dopóki ktoś nie padnie. Ta częstotliwość ataków miejscami ociera się wręcz o absurd, bo wróg potrafi nas dopaść nawet wtedy, gdy sekundę po wyzwoleniu posterunku postać NPC dziękuje nam za to, że w końcu zapanował tu spokój. Jeśli kogoś swędzi palec na myszce bądź padzie, to z pewnością będzie zachwycony, ale jeśli bliższe Wam tempo Kingdom Come: Deliverance, to lepiej podróżować głównie przez dzikie ostępy.

W lesie spotykają się niedźwiedź, człowiek, puma i pies... Ten kawał pojawia się w grze zdecydowanie zbyt często.

Guns for hire – w kooperacji łatwiej

Twórcy chwalą się głównie usunięciem niesławnych „wież Ubisoftu” (choć przemycono je do kilku misji fabularnych) i rzeczywiście – obecny system odkrywania aktywności na mapie poprzez zbieranie znajdziek i rozmowy z NPC jest dużo bardziej naturalny i zachęca do zapuszczania się w nieznane rejony, gdzie mógł zapodziać się jakiś informator. Najistotniejszą nowością w Far Cryu 5 jest jednak – ponownie zapożyczony z Ghost Recon Wildlands – system wirtualnych towarzyszy, mogących zostać płynnie zastąpionymi przez innych graczy w kooperacji. Możemy wydawać im proste rozkazy czy liczyć na wskrzeszenie po zgonie, poza tym tak jak w Wildlands potrafią też znacznie ułatwić wszelkie zadania, likwidując za nas większość wrogów. Autorzy chyba mieli tego świadomość, bo z gry usunięto po raz pierwszy minimapę, a lornetki na szczęście nie zastąpił żaden rodzaj drona, ale warto od razu wyłączyć sobie w intefejsie chociażby oznaczanie wrogów, by rozgrywka nie była zbyt prosta.

Z taką ekipą posterunki zdobywają się same!

Nowością jest system rozwoju postaci, który polega teraz na wykonywaniu szeregu zadań, niczym w strzelance sieciowej, np. „zabij 10 wrogów”, „upoluj 3 zwierzaki”, i wydawaniu zebranych za to żetonów na dowolne perki. Z jednej strony jest to niezwykle wygodne, bo bez specjalnego wysiłku możemy od razu powiększyć torbę na amunicję czy dodać kolejną broń do ekwipunku, ale z drugiej paradoksalnie nie ma w tym żadnego wyzwania. Zlecenia te są tak banalne, że wszystkie zaliczamy z marszu, wykonując po prostu misję za misją. Wyjątkiem mogą okazać się wyzwania czasowe dostępne w sieci, ale te pojawią się dopiero na początku kwietnia. Odniosłem też wrażenie, że perków jest trochę zbyt dużo i wiele z nich nie odgrywa istotnej roli. Po odblokowaniu paru najważniejszych złapałem się na tym, że przez wiele godzin zapominałem aktywować kolejne i bez problemów dotarłem do końca gry. Brakuje tu misji, nawet pobocznych, które wymagałyby ich użycia.

Recenzja gry Far Cry 5 – szalony sandbox - ilustracja #7

Wybór postaci i co oferują mikrotransakcje?

Opcja gry w kooperacji wzbogaciła Far Crya 5 o możliwość personalizacji naszej postaci. Do wyboru jest płeć, kilka predefiniowanych twarzy i fryzur oraz oczywiście stroje, w których dominują kowbojskie kapelusze czy kamuflaże preppersów. Wiele z nich odblokujemy dopiero poprzez wypełnienie konkretnej misji.

Każdy element wyposażenia, od strojów aż po broń i samochody, trzeba zakupić za zbierane w grze dolary albo opcjonalnie za sztabki srebra – walutę dostępną również za prawdziwe pieniądze. Te mogą okazać się przydatne, gdy zechcemy zebrać szybko wszystkie dostępne unikatowe wzory z każdego elementu wyposażenia – i to pod warunkiem, że jesteśmy fanami naprawdę pstrokatych i kolorowych motywów.

Przeniesie akcji w rejon rozwiniętej cywilizacji oznacza także, że nieśmiały gyrokopter z Far Crya 4 zastąpiono w końcu pełnoprawnym śmigłowcem oraz samolotami. Helikopter z działkami to prawdziwa bestia, która pozwala roznieść w pył każdy posterunek, i według mnie pilotuje się go o wiele przyjemniej niż samoloty. W obu przypadkach jednak latanie przypomina bardziej utrudnione na siłę przesuwanie kamery niż jakąkolwiek fizykę lotu i wymaga odrobiny wprawy. Bez problemu za to pokierujemy ogromną liczbą dostępnych samochodów, w tym różnych muscle carów, ale uwaga – większość z nich znajdziemy jedynie jako opcję zakupu w specjalnych garażach. Z jakichś powodów w Stanach Zjednoczonych pojazdów jest jak na lekarstwo i jeśli nie przechwycimy wrogiego pick-upa, to dopóki nie wyzwolimy regionu, na pozostawione wozy cywilów nie ma co liczyć – występują jedynie sporadycznie.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej