Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 lutego 2016, 14:27

Recenzja gry Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 - kotlet odgrzany - Strona 2

To już szóste spotkanie z serią Ultimate Ninja Storm. Czy tym razem ekipa CyberConnect2 stanęła na wysokości zadania i dostarczyła grę, którą można uznać jako godne zwieńczenie cyklu?

Nowość we wsparciu pozwala na kilka ciekawych zagrań.

Gdy dodamy do tego piękną cel-shadingową grafikę i oryginalny japoński dubbing, stanie się jasne, że najnowsze Ultimate Ninja Storm to jedna z najładniejszych gier na licencji japońskiego komiksu. Oprócz celebrowania szybkiego wciskania przycisków pada w niektórych walkach trybu fabularnego stajemy przeciwko dziesiątkom wrogów niczym w serii Dynasty Warriors czy Sengoku Basara, a czasami bierzemy udział w sekwencjach rodem z oldskulowych celowniczków. Prawie każda walka w tym trybie to istne mistrzostwo choreografii i efektów, za które twórcom należy się pochwała. Między walkami zaś pojawiają się przerywniki filmowe na silniku gry oraz kadry z anime – niestety, osoby zielone w temacie natychmiast poczują się przytłoczone, kiedy usłyszą, jak narrator w kilku zdaniach próbuje podsumować historię z kilkuset rozdziałów komiksu. Jeśli nigdy nie czytaliście Naruto, możecie mieć problem ze zrozumieniem, dlaczego pewni bracia się pogodzili, skoro jeden z nich zabił drugiego kilka miesięcy wcześniej.

15 lat komiksu, dziesiątki postaci, a tu takie nudy!

Stare techniki ninja

Kiedy odpoczniemy wreszcie po wywołującym wypieki na twarzy trybie fabularnym, pozostaje zabrać się za dość obiecujący tryb przygody – szybko okazuje się jednak, że twórcy zmarnowali drzemiący w nim potencjał. Eksploracja monotonnych korytarzy, mających przypominać miejscówki z Naruto, nie zachwyca, ba, lokacje są nawet uboższe niż to, co widzieliśmy w Ultimate Ninja Storm 2. Z przykrością muszę stwierdzić, że twórcy nie wyciągnęli wniosków ze swoich poprzednich błędów, a świetna okazja do zwiedzenia różnorodnych wiosek ninja i wniknięcia w mitologię świata to ostatecznie tylko zapychacz wydłużający grę o nudne zadania. Mimo upływu lat Naruto: Broken Bond Ubisoftu pozostaje niedoścignione, jeśli chodzi o oddanie klimatu uniwersum Naruto i spółki. Ponadto w świecie gry porozrzucane są przedmioty, które pozwalają przeżyć najróżniejsze starcia, jakie miały miejsce serii. Niestety, w porównaniu z rozmachem trybu fabularnego potyczki te pozostawiają wiele do życzenia – szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że w poprzednich odsłonach przygotowano je o wiele lepiej, a tym razem bardzo często nie mamy nawet wszystkich mocy (z nieznanych mi przyczyn). Jeśli jednak nie przeszkadzało Wam to, co we wcześniejszych grach robiliśmy w przerwach między walkami, tryb przygody może przypaść Wam do gustu. W mojej ocenie jest on zwyczajnie nudny, zwłaszcza w zestawieniu z systemem walki.

Jako fan, który ma na półce mangi Naruto w trzech wersjach językowych, z ciekawością sprawdziłem polską lokalizację kinową. Jej jakość pozostawia jednak trochę do życzenia. Pomijając drobne literówki czy okazyjne problemy z deklinacją, często napotykane kwiatki, takie jak „pokonaj Madara”, „ostateczny koniec” czy „ciesz się trybem fabularnym”, nie powinny były trafić do profesjonalnej polonizacji. A jeśli dodamy do tego pełne tłumaczenie nazw technik, z pewnością wielu purystów nie będzie chciało doświadczyć tej produkcji w języku ojczystym.

Polonizacja...

Zręcznościowy system starć pozostaje prawie bez zmian od czasu pierwszej odsłony cyklu – co jest zarówno plusem, jak i minusem produkcji. Z jednej strony starzy wyjadacze od razu poczują się jak w domu, a jeśli macie na koncie poprzednie „Nawałnice ninja”, gra nie wyda się Wam bardzo trudna. Z nielicznych nowości warto wspomnieć o destrukcji pancerza naszych wojowników czy powrocie walk na ścianach (nieobecnych od pierwszej odsłony cyklu). Niestety, te drugie szybko stają się zaledwie ciekawostką, która wprowadza niepotrzebny chaos, kiedy już i tak ciężko nadążyć za licznymi eksplozjami na ekranie. Drobnostką, która przynosi bardzo wyczekiwany powiew świeżości w szóstej części cyklu Ultimate Ninja Storm, jest możliwość grania postaciami wsparcia w trakcie pojedynków. Dotychczas mogliśmy na kilka sekund przywołać jednego z dwóch wybranych przed walką sojuszników: czy to w charakterze dywersji, czy też do osłony naszego bohatera, kiedy ten zbiera siły. Tym razem wystarczy tylko drobny ruch drugą gałką, a nasz heros zamienia się miejscami z kolegą, który dotychczas trzymał się z boku. Nie tylko okazuje się to widowiskowe i sprawia dużo frajdy (kiedy np. gramy na zmianę trzema potężnymi bestiami ogoniastymi), ale pozwala też zaskoczyć przeciwnika w dogodnym momencie. Niestety, mimo wycyzelowanej przez tyle lat mechaniki walki Ultimate Ninja Storm nadal opiera się głównie na zręczności, a prawie wszystkimi postaciami gra się podobnie.

Jordan Dębowski

Jordan Dębowski

W 2012 r. pisał felietony i recenzje dla gameonly.pl. Z wykształcenia japonista. W 2013 r. rozpoczął pracę jako redaktor tvgry.pl. W latach 2014-2018 współprowadził i tworzył treści na kanał GamePressure na YouTube. Od 2020 r. prowadzi profil tvgry na instagramie, a od 2022, profil tvgry na TikToku. Od 2022 r. zastępca redaktora prowadzącego tvgry. W strukturach GRY-OnLine i tvgry zajmuje się planowaniem, tworzeniem oraz publikacją materiałów wideo. Planuje strategię oraz publikuje treści na profilach kanału w mediach społecznościowych. Bierze udział w streamach i komunikuje się ze społecznością. Pomaga wdrażać nowych pracowników w struktury firmy. Choć stara się śledzić ogół branży growej, szczególnie interesuje się grami niezależnymi, grami RPG, horrorami oraz szeroko-pojętym retro. Poza pracą dużo jeździ na rowerze, czyta reportaże, gotuje i zajmuje się swoim kotem – Jagą.

więcej