autor: Borys Zajączkowski
Wiedźmin - recenzja gry
Nie wiadomo, co się stało z Geraltem z końcem Sagi. Gdy wchodzimy w świat gry, obowiązywać zaczyna wersja, w której wiele osób widziało, jak Geralt zginął na rivskiej ulicy, pchnięty w brzuch widłami...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wykonuj swą pracę z sercem, jakkolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu. – Max Ehrmann, Dezyderata.
Łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo – to jedno z moich ulubionych przysłów, ładnie brzmi, a przy tym sprawdza się w praktyce. Ustawicznie. Pamiętacie taką grę jak Gothic III? Przepiękny świat, zapadający w pamięć bohaterowie, niezła fabuła, dobry rozwój postaci – grałby w nią każdy miłośnik RPG, gdyby nie te słabe ogniwa: zatrzęsienie bugów, niezbalansowana siła przeciwników, stroma krzywa nauki. W trzeciego Gothika zagrywali się chyba tylko Polacy i Niemcy, a JoWood zerwał kontrakt z Piranha Bytes. A pamiętacie Freelancera? Rozległy wszechświat, mnogość frakcji, przyjemny system walk, fantastyczny wybór statków i wyposażenia. Niestety ktoś wpadł na pomysł, żeby gra zaczynała się wtedy, gdy fabule przyszło się skończyć.
Przez lata moich kolejnych spotkań z Wiedźminem obawiałem się, że dokładnie taki sam schemat w nim zastanę – dobra fabuła, świetna postać głównego bohatera, klimatyczny świat i mnogość nawiązań do książek Andrzeja Sapkowskiego, a przy tym zwalone sterowanie, rozwój postaci zrobiony na siłę i archaiczną grafikę. Zbyt wiele nieźle a nawet doskonale zapowiadających się polskich gier już widziałem, żeby nie bać się narodowej tradycji niedopinania guzików. I wiecie co? Chrzanić głupie tradycje – oto pojawiła się jedna z najbardziej wciągających i najlepiej dopracowanych gier fabularnych, w jakie grałem. Chrzanić i skromność: jakie powstały. Nawet, jeśli można jej zarzucić to i owo, rzuca na gracza czar, który utrzymuje się dłużej niż przez kilkadziesiąt godzin rozgrywki, które oferuje.
Fabuła
Nie wiadomo, co się stało z Geraltem z końcem Sagi, bo Mistrz pozwolił sobie na dowcip względem swoich czytelników i pozostawił dwie, jak nie trzy, możliwe interpretacje do wyboru. Gdy wchodzimy w świat gry, zaczynamy rozmawiać z dawnymi znajomymi i czytać książki, obowiązywać zaczyna wersja, w której wiele osób widziało, jak Geralt zginął na rivskiej ulicy, pchnięty w brzuch widłami, a pewna czarodziejka oddała życie starając się Wiedźmina uratować. „Pewna” czarodziejka – ponieważ Yennefer magicznym sposobem znikła z pamięci wszystkich, w tym z pamięci swego ukochanego. O to ostatnie było akurat najłatwiej, gdyż Geralt pojawia się w okolicy Kaer Morhen – w pięć lat po wojnie z cesarstwem Nilfgaardu – totalnie wycieńczony i nie pamiętający absolutnie nic. Znaleziony przez pozostałych przy życiu wiedźminów – Vesemira i Lamberta – zostaje zawieziony do wiedźmińskiej twierdzy. Pamięta ledwie podstawy swojego fachu – umie trzymać miecz i wie, że eliksiry leje się do ust – całej reszty będzie musiał się nauczyć od nowa. Przy wielkim udziale gracza. Na powrót do sił nie ma zresztą wiele czasu – oto atak na Kaer Morhen przypuszcza dwójka potężnych magów oraz wzięty płatny zabójca – Twoim pierwszym zadaniem, graczu, jest złapać za byle jaki miecz i rzucić się do walki.
Również na samym początku pojawia się Triss Merigold – kolejna, po zniknięciu Yennefer, tajemnica gry. Czarodziejka, która od czasu Bitwy pod Sodden zapinała się pod szyję, nosi tu bowiem dekolt do pępka... Bardzo precyzyjna konstrukcja fabuły każe jednak wierzyć, że „coś tu jest grane”, a nie że mamy do czynienia z banalnym przeoczeniem.
Wiedźmin zaczyna się więc od hitchcockowskiego trzęsienia ziemi, a dalej jest jeszcze lepiej... Jak bardzo Geralt nie życzyłby sobie, swoim zwyczajem, pozostać neutralnym wobec problemów wielkich tego świata, wplątuje się w konflikt koronowanych głów, dworskie intrygi i podchody, wchodzi z butami w interesy ponadnarodowych organizacji oraz w całą masę pomniejszych kłopotów. I bynajmniej nie ze wszystkich da radę wyciąć sobie drogę wyjścia swoimi dwoma mieczami. Będzie zmuszony przeprowadzić śledztwo zakrojone na pół tuzina podejrzanych, wydobyć potężny traktat z magicznie zamkniętej wieży, wziąć udział w sekcji zwłok, rozpracować osobowość wilkołaka czy zmierzyć się z pewnym... bogiem – nieśmiertelnym z natury – i pokonać go. Wierzcie mi, korci mnie, żeby skorzystać z tego, że w dniu premiery gry ja już w nią grać kończę i przytoczyć Wam kilka co lepszych fragmentów – wszyscy dojdziecie do nich jednak sami, bo grzech w Wiedźmina nie zagrać.