autor: Amadeusz Cyganek
Recenzja gry Cities in Motion 2: The Modern Days - symulatora współczesnej metropolii
Finowie ze studia Colossal Order po raz kolejny próbują swoich sił w odwzorowaniu komunikacji miejskiej. Tym razem udowadniają, że skupienie się na wąskiej tematyce raczej im służy – nie zapomnijcie jednak skasować biletów!
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- zdecydowanie większe tereny;
- obecność trolejbusów;
- różne drogi rozwoju naszego przedsiębiorstwa;
- rozbudowane planowanie rozkładu;
- nowy system sprzedaży biletów;
- możliwość budowy dróg;
- miła dla oka oprawa graficzna;
- zmieniające się pory dnia;
- tętniące życiem metropolie.
- niezbyt realistyczna ekonomia;
- błędy związane z zaliczaniem postępu w zadaniach;
- muzyka;
- niedoróbki w trybie multiplayer;
- beznadziejny samouczek.
Niewielu spodziewało się, że po niezbyt udanej pierwszej części Cities in Motion, dość przeciętnej strategii traktującej o funkcjonowaniu komunikacji miejskiej, twórcy ze studia Colossal Order jeszcze raz podejmą wyzwanie i wypuszczą luksusowy autobus ze swojej fińskiej zajezdni. Dziesiątki DLC, mało eksploatowana ostatnio tematyka ekonomiczna i finansowy sukces gry sprawiły jednak, że wydawca po raz kolejny łaskawie spojrzał na tramwaje, trolejbusy i inne środki transportu w wirtualnej rzeczywistości. Choć „dwójka” powiela niektóre błędy poprzedniczki, to twórcy starają się je wytrwale eliminować, dorzucając również kilka ciekawych nowości. Nikt przecież nie powiedział, że zoptymalizowanie systemu transportu miejskiego przebiegnie bez problemów.
W trakcie kryzysu nigdy nie jest łatwo...
Już w „jedynce” stworzenie dobrze prosperującego przedsiębiorstwa komunikacyjnego przynoszącego zadowalające profity było naprawdę niemałym wyzwaniem, wymagającym od gracza sporego pokładu cierpliwości i często rozgrywki metodą „prób i błędów”. Wirtualni prezesi, mający doświadczenie z pierwszym Cities in Motion, zapewne szybko przystosują się do panujących tu zasad, czego z pewnością nie można powiedzieć o totalnych nowicjuszach, bo – co tu dużo mówić – „dwójka” to produkcja zdecydowanie bardziej kompleksowa, a co za tym idzie: również nieco trudniejsza. W bezproblemowym wejściu do świata gry z pewnością nie pomoże kiepsko przygotowany samouczek, który wyjaśnia tylko najważniejsze podstawy – nie jest sztuką przygotować tutorial, w którym za zadanie mamy wybudowanie kilku przystanków, ich połączenie i wypuszczenie na trasę autobusu, na dokładkę dorzucając najprostsze zmiany cennika biletów. Twórcy najwyraźniej uznali, że nie każdy może od razu zostać komunikacyjnym królem i jednocześnie posiąść na całą wiedzę na temat transportu – a szkoda, bo jak się okazuje, autorzy oddali nam szereg ciekawych narzędzi i możliwości, które uprzyjemniają walkę z korkami, gapowiczami i psującymi się pojazdami.
W Cities in Motion 2 próbujemy przewieźć jak największą liczbę pasażerów i zarobić na tym niełatwym biznesie, korzystając z pięciu różnych środków: autobusów, trolejbusów, tramwajów, metra oraz tramwajów wodnych. Osobiście z ulgą pożegnałem absurdalny pomysł implementacji helikopterów, które zastąpiły zdecydowanie bardziej powszechniejsze i widziane również na polskich ulicach „autobusy na prąd”. Z budową metra z kolei wiąże się dość spora niedogodność – narzędzie służące do układania torów na danej wysokości okazuje się, niestety, niezbyt intuicyjne – niejednokrotnie mocno się natrudzimy, by uzyskać oczekiwany efekt, tym bardziej że tory prowadzimy zarówno pod, jak i na powierzchni ziemi. Trzeba jednak przyznać, że możliwość zburzenia budynków pod zabudowę komunikacyjną to znaczne uproszczenie, pozwalające szybciej nakreślić planowany przebieg linii kolejowej.