autor: Maciej Kozłowski
Recenzja gry Mass Effect 3: Citadel – żegnamy się z Shepardem
Przygoda komandora Sheparda dobiega końca - warto spotkać się po raz ostatni i uczcić żyjącą legendę. A przy okazji ujawnić spisek, która zagraża pierwszemu ludzkiemu Widmu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- humor i autoironia;
- możliwość spotkania z dawnymi towarzyszami;
- ciekawy wątek główny, zawierający zaskakujące zwroty akcji;
- zróżnicowanie misji;
- liczne odniesienia do poprzednich części serii;
- wyzwania Armax Arena.
- tylko dla weteranów serii.
Twórcy Mass Effecta w końcu zauważyli, że po dość przeciętnym Lewiatanie i wyjątkowo kiepskiej Omedze fani serii oczekują czegoś bardziej niekonwencjonalnego. Stworzyli więc rozszerzenie dające chwilę wytchnienia od dramatycznych zmagań ze Żniwiarzami: dużo luźniejsze w formie i zawierające sporo autoironicznych żartów. Cytadela była zapowiadana jako ostatni dodatek fabularny do Mass Effecta 3, pozwalający na godziwe pożegnanie się z komandorem Shepardem. Humorystyczne, ale nie infantylne minizadania, ciekawy wątek główny oraz sporo małych innowacji – czego chcieć więcej?
Spy vs. Spy
Intryga stojąca u podstaw dodatku wystarcza na trzy godziny zabawy – nie jest to może najlepszy wynik, ale przyznać trzeba, że nowe zadania są nad wyraz zróżnicowane. Całość zaczyna się dość sielankowo: załoga Normandii otrzymuje rozkaz dokowania w tytułowej Cytadeli i kilkudniową przepustkę, podczas której może zająć się swoimi sprawami. Szybko okazuje się jednak, że komandor Shepard musi stanąć do walki się ze zdradzieckim spiskiem wymierzonym w niego samego. Po krótkim wprowadzeniu akcja zaczyna się rozkręcać – grupa najemników, dowodzonych przez tajemniczego arcyłotra, pragnie śmierci legendarnego Widma. Co przy tym istotne, ze względu na zawirowania fabularne główny bohater nie może liczyć na wsparcie oficjalnych władz – stąd wyraźnie szpiegowski charakter nowej misji. Oznacza to, że sporą część zadania należy wykonać po cichu, kryjąc się przed strażnikami i unikając rozgłosu. Nie brak jednak typowej rzeźni – elementy skradankowo-przygodówkowe stanowią jedynie ciekawy interwał pomiędzy kolejnymi sekwencjami przepełnionymi akcją i wybuchami.
Główny wątek fabularny należy uznać za dość udany – jest absorbujący i bardzo osobisty, posiada też kilka zwrotów akcji. W trakcie zmagań spotykamy paru starych znajomych, z Urdnotem Wrexem włącznie (można przyłączyć go do drużyny). Przemierzamy też kilka nowych lokacji, z których największe wrażenie robią Archiwa Cytadeli oraz restauracja umieszczona w wielkim akwarium. Zakończenie co prawda przychodzi zbyt wcześnie, a przeciwnicy nie są jakoś specjalnie oryginalni (najemnicy nie różnią się zbytnio od żołnierzy Cerberusa), ale i tak wrażenia należy uznać za co najmniej pozytywne. Twórcom udała się niełatwa sztuka - dzięki paru wyśmienitym smaczkom oraz narastającemu napięciu stworzyli rozgrywkę, która przez cały czas pozostaje interesująca i dynamiczna. Finał jest przy tym pełnokrwisty i zadowalający, chociaż nie sposób nie zauważyć, że wątek rasistowski zawarto w nim na siłę.