autor: Kamil Ostrowski
Duchy w sieci - recenzja gry Tom Clancy's Ghost Recon Online
Firma Ubisoft próbuje swoich sił w segmencie free-to-play, serwując darmową strzelaninę Tom Clancy's Ghost Recon Online. Sprawdzamy jak ta gra prezentuje się na tle silnej konkurencji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- taktyczny charakter gry;
- szereg świeżych i dobrze zaimplementowanych rozwiązań, m.in. fantastyczne wślizgi;
- grafika i animacja.
- płacący mają lepiej, czyli syndrom „pay-to-win”;
- faworyzujące snajperów kiepskie zbalansowanie rozgrywki;
- tylko dwa tryby i cztery mapy.
Gdybyśmy kilka lat temu próbowali przekonać kogoś, że wielcy wydawcy będą prześcigać się w robieniu gier opartych na modelu finansowym free-to-play, pewnie nasz słuchacz złapałby się za głowę i w kilku zdaniach wytłumaczył, dlaczego jest to niemożliwe. Aktualny stan rzeczy mówi jednak sam za siebie. Coraz częściej słyszymy, że gdy „darmowe” to przyszłość, a wielcy elektronicznej rozrywki zastanawiają się, gdzie by jeszcze upchnąć mikrotransakcje. Ubisoft nie chce być gorszy i też ma swoje free-to-play, oparte na znanej marce. Jak ma się Tom Clancy’s Ghost Recon Online na tle niezwykle silnej konkurencji?
Ilość, jakość, obfitość
Ghost Recon: Online szybko rozwiewa obawy w kwestii jakości wykonania. Od razu widać, że autorzy przyłożyli się do pracy. Od przemyślanego interfejsu, przez dobrze wykonany HUD, poczucie przepychu w kwestii wyposażenia i perków, a na dodatek ładną, napakowaną efektami grafikę, aż po rewelacyjne animacje – na każdym kroku czuć, że nowe dzieło Ubisoftu to produkt poważny, stworzony potężnymi środkami.
Ghost Recon: Online oferuje w tym momencie tylko cztery mapy i dwa tryby gry:
Onslaught – w pierwszej połowie spotkania jedna drużyna ma za zadanie obronę wyznaczonych obszarów, później następuje zmiana. Od ilości zdobytych/obronionych punktów zależy ostateczny wynik.
Conquest – klasyczna dominacja, rozgrywana na podłużnych arenach. Mapy są „rozszerzalne” w przeciwne strony, a linia frontu względnie jednokierunkowa.
Nie jestem taka jak wszystkie!
Kiedy już zaczniemy grać... giniemy. Raz, drugi, trzeci, dziesiąty, trzydziesty, aż w końcu nauczymy się pozostawać za osłonami przez 95% czasu, nie wychylać się na zbyt długo i pilnować swoich pleców, jeżeli nie mamy pewności, że robi to ktoś z naszej drużyny. Przyzwyczajony do zręcznościowej zabawy w sieciowych strzelaninach w stylu Modern Warfare i błyskawicznej regeneracji życia co rusz wystawiałem się na ostrzał. Na swoje nieszczęście.
Ghost Recon: Online szybko wymusza na nas bardziej defensywne podejście. Na otwartym polu giniemy łatwo, wystarczy kilka strzałów, żeby nasz wojak odszedł w niebyt. Jakby tego było mało, za osłoną poprawiają się „parametry” naszego żołnierza – celność, odrzut, regeneracja zdrowia itp. Po pewnym czasie orientujemy się, że jedyną słuszną taktyką jest przemykanie od jednej przeszkody do drugiej. Na szczęście sprawia to sporą przyjemność, m.in. dzięki robieniu... wślizgów. Wystarczy pobiec sprintem w danym kierunku, wcisnąć spację, a w efektowny sposób dotrzemy do osłony. Wygląda to super, a w dodatku nieraz ratuje nam tyłek.