Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 maja 2007, 12:32

autor: Krzysztof Gonciarz

The Elder Scrolls IV: Shivering Isles - recenzja gry

Puśćmy średniawe plug-iny w niepamięć, Shivering Isles to pierwszy i ostatni pełnoprawny dodatek do Oblivona.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Podpadła wszystkim Bethesda tymi swoimi niesmacznymi mikrotransakcjami. Ileż można sprzedawać tak niewiele za tak wiele? Na szczęście niedługo, gdyż czas jednoquestowych dodatków ostatecznie dobiegł końca, a przynajmniej uległ zawieszeniu. Shivering Isles to rozszerzenie z krwi i kości – z nową mapą świata, nowymi przeciwnikami, misjami i przedmiotami. Najważniejsze jednak, że poza posiadaniem sporego potencjału „na papierze”, stanowi ono porcję gameplay’a pod wieloma względami ciekawszą, niż sam wyjściowy Oblivion. Bądźmy szczerzy: historia Martina Septima to żadne mecyje, a ze wszystkich questów podstawowej wersji gry tylko kilka porzucało drętwe schematy i naprawdę zapadało w pamięć. I choć SI zasadniczo wciąż jedzie na tym samym wózku, wyróżnia się polotem i sporą dozą ambitności.

Zapraszający krajobraz Dementii.

Akcja dodatku toczy się na tytułowych Drżących Wyspach, krainie której władcą jest Książę Szaleństwa – Sheogorath. Po zainstalowaniu gry i włączeniu stosownego plug-inu, portal prowadzący do nowego obszaru pojawia się na niewielkiej wysepce na środku Niben Bay. Przekroczenie go inicjuje główny wątek SI, w którym to gracz przyjmie rolę czempiona na usługach Księcia. Zbzikowany staruszek potrzebuje naszej pomocy, by powstrzymać nieuchronnie zbliżającą się katastrofę, kataklizm, który na początku każdej nowej ery pustoszy całe jego ziemie. Zanim doprowadzimy tę sprawę do końca, będziemy też mogli zboczyć z drogi i wykonać jeden z kilkunastu questów pobocznych, starym zwyczajem skupionych wokół osad i miast (a w zasadzie jednego miasta, New Sheoth, które podzielone jest na dwie rozłączne dzielnice: Bliss i Crucible).

Świat przedstawiony w Shivering Isles bardzo różni się od Cyrodiil. Momentami aż trudno uwierzyć, że to wciąż stary, wyeksploatowany Oblivion. Kraina Sheogoratha podzielona jest na dwie mniej więcej równe części: Manię oraz Dementię. Ta pierwsza to kolorowy, wesoły kraj szalonych artystów i nie-ziemskich rozkoszy. Druga jest przytuliskiem bardziej hardkorowych świrów – jej obszar to głównie mroczne bagniska i na wpół wymarłe zagajniki. Dwa różne style graficzne ciągną się równolegle przez całą mapę, aż do wspomnianego New Sheoth, gdzie wreszcie spotykają się w pałacu Księcia. Ów dualizm SI stanowi tu jeden z głównych czynników klimatotwórczych, choć niestety jego potencjał nie został w pełni wykorzystany.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]