autor: Amadeusz Cyganek
Recenzja gry Saints Row: Gat Out of Hell - Święci w piekle
Johnny Gat i Kinzie wracają, by znów narobić totalnego rabanu, tym razem w piekielnej przestrzeni. Dobra zabawa jest gwarantowana, choć nie da się ukryć, że wszystko to już widzieliśmy wcześniej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Zwariowany klimat rozgrywki;
- Spora dawka absurdalnego humoru;
- Kilkanaście godzin zabawy;
- Wreszcie opuszczamy Steelport;
- Skrzydła i odjechane pukawki.
- Brak znaczących nowości;
- Żarty już tak nie śmieszą;
- Przestarzała oprawa graficzna.
Studio Volition po raz kolejny przygotowało grę zgodną z duchem serii Saints Row, znów więc mamy do czynienia z irrealnymi i totalnie odlotowymi przygodami gangu Świętych, który tym razem opuszcza mury Steelport (można by rzec „nareszcie!”). Po dwóch kolejnych wizytach we wspomnianym mieście, akcja przenosi się w niezbyt spodziewane przez wielu miejsce. Otóż miłościwie panujący Prezydent, wskutek misternie zaplanowanej akcji samego Szatana, trafia do piekła, stając się jednocześnie pierwszym kandydatem do ręki jego ukochanej córki Jezebel. Szkopuł w tym, iż ten plan podoba się wyłącznie władcy piekieł – ani przyszła panna młoda nie wydaje się zachwycona perspektywą stanięcia na ślubnym kobiercu z kandydatem, ani on sam nie chce wiązać się na całe życie. Z misją ratunkową do podziemnych czeluści udają się więc Kinzie i Johnny Gat, a ich celem, oprócz rzecz jasna przywrócenia swojego człowieka na właściwe miejsce, jest – cytując – „obicie ryja diabłowi”. A to już chyba mówi samo za siebie.
Piekielnie duże miasto
Ci, którzy przyzwyczaili się już do widoku wielkich wieżowców, szerokich ulic i masy dziwacznych postaci przechadzających się po mieście, poczują się tutaj jak w domu. Mimo iż wydawałoby się, że w piekle raczej zabraknie wielkomiejskich atrakcji, to teren, po którym poruszamy się podczas zabawy, jest dość sporych rozmiarów metropolią podzieloną na kilka różnorodnych dystryktów. Mamy tu więc z jednej strony dzielnicę z wielkimi drapaczami chmur, jak i z drugiej – zamieszkałą przez lokalną biedotę. Tak, również i w tej strasznej krainie mamy do czynienia z różnorodnymi podziałami społecznymi, a podziemną ludnością rządzi nie tylko Szatan, ale również biznesmeni chcący sprawić, by bogaci byli jeszcze bardziej bogaci, biedni zaś coraz biedniejsi.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że projekty poszczególnych budynków, głównych arterii czy pojazdów były obecne w poprzednich odsłonach tej serii. Pod tym względem nie da się nie odnieść wrażenia, że gdzieś już te rzeczy widzieliśmy – teraz są one tylko odrobinę przerobione i wystylizowane na nieco bardziej diabelską modłę. Oczywiście na ulicach spotkamy typowych przedstawicieli tego tajemniczego światka, czyli udręczone dusze, regularnych, niezbyt groźnych „diabełków” oraz siejące postrach kreatury, które już samym wyglądem wzbudzają nieprzychylne reakcje. No i rzecz jasna są również przedstawiciele Świętych, a ich naczelnym zadaniem staje się sianie jak największej rozpierduchy.
Robienie zamętu okazuje się bowiem konieczne do wywołania zainteresowania naszą osobą i zmuszenia Szatana do zaproszenia na audiencję naszych śmiałków. Najefektywniej czynimy to poprzez wypełnianie zadań zlecanych przez kilka drugoplanowych bohaterów, którzy również chcą odegrać się na piekielnym zarządcy. Oczywiście każda z tych postaci to bardzo oryginalne „elementy”, niechaj za przykład posłuży William Szekspir rozkręcający imprezy w jednym z klubów w centrum piekła. Szkoda tylko, iż w zdecydowanej większości zlecenia te polegają na tym samym – twórcy zaserwowali nam bowiem zaledwie kilka typów wyzwań, które przeważnie obliczone są na wyeliminowanie jak największej liczby wrogów. Oprócz tego mamy misje polegające przede wszystkim na wykorzystaniu nowej mocy, czyli skrzydeł pozwalających w szybki sposób podróżować pomiędzy lokacjami. Trzeba jednak przyznać, że zdecydowana większość zadań albo powtarza się z poprzednich odsłon serii, albo też polega na prostym eksterminowaniu kolejnych zastępów przedstawicieli piekła. Mało tutaj nowości, których nie uświadczyliśmy już przy poprzednich produkcjach studia Volition – a szkoda, bo pole do popisu było ogromne. Cel w postaci napełniania specjalnego paska demolki można przecież zrealizować w lepszy sposób, niż tylko kilkoma powtarzającymi się schematami misji.