Opowieść GRY-OnLine
Czekamy na wasze opinie na temat artykułu Opowieść GRY-OnLine
Genialne, przeczytalem od dechy do dechy za pierwszym posiedzeniem. Dawno sie tak nie obsmialem - ja chce wiecej!!!
Cha! Wreszcie sie pokazalo... Juz prawie zapomnialem, ze mialo sie tak stac. Ale do rzeczy: czyta sie to to dobrze, miejscami cos tam nie styka, ale biorac pod uwage ilosc autorow i sposob tworzenia (niemal na biezaco z forum) to i tak cud, ze udalo im sie sklecic cos tak dlugiego i w miare spojnego :) Nie wiem czy mialo to byc tylko smieszne, czy humor mial sie pojawiac tylko miejscami. Takie byly zapowiedzi, ale wyszlo z tego i to i to. Sporo sie tam dzieje :) Czytalem to kilka razy i jakos nie zaluje... dobra zabawa :)
niezle.. mozna nawet klime zalapac...
chyba warto cos takiego tworzyc.. by pokazac maluchom jak sie bawic mozna...
JRK --> więcej? proszę bardzo...
- A więc Sathorn to był Leo? Nic nie rozumiem... - Marcamper spojrzał ze smutkiem na Adamusa.
W takim razie lim był Leo? - rzuciła do Adamusa Magini. Ten pociągnął duży łyk zimnego Kuryńskiego piwa, po czym pokiwał głową - tego się chyba w najbliższym czasie nie dowiemy. - odrzekł
Adamus krzyknął w kierunku karczmarza:
- Ej ty! Podaj no tu jeszcze ze dwa dzbany tego złocistego trunku, ano hyżo bom nie w humorze!
Na stole zaraz pojawiły się dzbany, a karczmarz ze strachem odchodząc od stołu, szerokim łukiem ominął siedzącego na brzegu ławy Blacka.
Magini zapytała:
- I co teraz robimy? Crom odszedł, po wiosce MarCampera nie został nawet kamień na kamieniu, a my nie wiemy co robić. Nie uda nam się powstrzymać wojny bogów.
- Musimy znaleść miecz Oela. - Majin dotąd milczący podniósł głowę
- Tylko nie wiemy gdzie go szukać - Pietrus wzruszył ramionami - przecież Sathorn nie żyje, a to była jedyna osoba która mogła nas zaprowadzić do miecza.
Wtem od stołu obok podniósł się milczący osobnik w kapturze zasuniętym na oczy.
- przepraszam że przerywam, ale usłyszałem tutaj że rozmawiacie o moim nieżyjącym ojcu i o moim bracie? - spojrzał na zebranych
Drużyna wytrzeszczyla oczy na obcego
- ki..kim.. jesteś przybyszu?!? - wydukał Adamus
- Jam jest Mathorn, syn Oela i brat Sathorna. - rozejrzał się po zbaraniałych twarzach.
- Jechałem w kierunku Puszczy Dragońskiej, gdzie zginął podobno mój brat. Widzę że wiecie coś na ten temat?
Nikt się nie odezwał, wszyscy siedzieli jak zamurowani. Mathorn kontynuował:
- bym zapomniał, wspomnieliście też coś na temat miecza mojego ojca, czy to o tem miecz chodziło? - po tych słowach wyciągnął z pochwy długie ostrze. Miecz zabłysnął żółtą oślepiającą poświatą aż karczmarz zasłonił oczy ręką i wymamrotał coś pod nosem.
Majin spojrzał na miecz i pobladł - t..to...to jest miecz Oela! to...to jest tem miecz! Ten miecz nas uratuje! ....
Mathorn spojrzał po obecnych i powiedział:
- Musimy wrócić na miejsce gdzie pochowaliście mojego brata, to ważne. Adamus, znam cię, też modlę się do wielkiego Bachusa i to dzięki jego wskazówkom was odnalazłem.
- Dziwne, przecież Mistrz obiecał się nie wtącać i inni bogowie o tym wiedza - pomyslał, ale głośno odezwał się:
- Skoro mówisz że tak trzeba to ruszajmy, tylko szybko. Sprawę miecza wyjaśnimy pożniej.
Już robiło się ciemno gdy dotarli na miejsce gdzie świerza ziemia przykrywała zwłoki. Tylko czyje? Leo? Czy też Sathorna?
- No to bierzmy się do pracy - zakomenderował Majin.
Po kilku minutach wydobyli ciało i delikatnie złożyli je na trawie.
- Dlaczego naruszacie spokój tego zmarłego, nic i tak wam to nie pomorze. Jego dusza należy do mnie i nic nie jest w stanie tego zmienić - Zza pleców zabrzmiał mroczny głos.
Błyskawicznie odwrócili się wyciągając broń i z przerażeniem ujrzeli olbrzymia postać przy której lekko migotała półprzezroczysta postać zbliżona wyglądem do Sathorna. Crom uśmiechał się złośliwie.
- Oddaj go nam, on nie jest twój - Zawołał Mathorn
- Mam co do niego swoje plany i wy śmiertelnicy nie przeszkodzicie mi w tym. A twoje czary kapłanie są za słabe żeby przywrócić mu życie nie sil się na nic, bo i tak to nie pomoże.
Adamus stał z rękoma wzniesionymi do góry i na jego twarzy widniał wyraz wielkiego skupienia. Z ust wychodziły mu słowa w dziwnym języku i nagle...
- O Cholera, zaklął ROM - zaczyna sie tu robić cokolwiek przyciasno.
Nieopodal zgromadzenia, lekko zajaśniało powietrze i jakieś pół metra nad ziemią zmaterializowała się sylwetka dobrodusznie wyglądającego lekko otyłego mężczyzny, który z uśmiechem na twarzy popatrzył Cromowi w oczy:
- Witaj mój młodszy bracie, Widzę że się dobrze bawisz. Jak zawsze największą radość sprawia ci zadawanie cierpienia innym, wywoływanie wojen i zabijanie. Ni chciałem sie w to wszystko mieszać, ale widzę że nie mam innego wyjścia.
- Bachusie, przecież obiecałeś....
- Obiecałem że nie będę sie wtrącał? Zgadza się nie wtrącam się, ja tylko załatwiam prośbę mojego najwierniejszego kapłana. Bachus lekko poruszył dłonią i duch Sathorna złączył sie z ciałem.
- ARRRRCHHH, zacharczał Sathorn i otworzył oczy.
- To by było na tyle - powiedział Bachus - ja się nie wtrącam - mrugnął do Adamusa i rozpłynął się w powietrzu.
- Ehhhh, niecierpliwi jak zwykle - zamruczal Crom. - Ta dusza byla mi potrzebna, ale skoro chcecie ja miec w tym ciele, to prosze wezcie ja. Ja poszukam innej. Adamus musze ci pogratulowac wiary. Moj brat rzadko rozdaje takie dary, a tu...no no. Niezla ciekawostka. - Nagle ujrzal miecz Mathorna. Jego oczy zwezily sie i drgnal mimowolnie.
- Widze, ze znalezliscie miecz. To wspaniale. Teraz nic mn..was nie powstrzyma przed zatrzymaniem wojny bogow. - usmiechnal sie - No, jedynym problemem moga byc Kiowas i Arktus, ale mam nadzieje, ze dam rade sie nimi zajac. Zreszta poczynilem juz pewne przygotowania i na tych panow czekaja wspaniale niespodzianki.
Crom z usmiechem powiodl wzrokiem po zebranych.
- To jak - zapytal - Mozemy ruszac?
Ich wędrówka trwała już bardzo długo. Crom prowadził ich przez coraz dziksze miejsca, a wędrówka z dnia na dzień stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Ataki dzikich bestii nasilały się, im bardziej zbliżali się do celu swej wędrówki. No właśnie. Nie znali tego celu. Crom prowadził ich, ale nie odpowiadał na żadne pytania. Drużynie wydawało się to co najmniej dziwne. Jednak nie mieli wyboru. Jeśli chcieli uwolnić świat od kiowasa i jego wspólników, to musieli ślepo podążać za Cromem. Nawet, jeśli miałoby to oznaczać ich śmierć... .
Jesteśmy na miejscu - odezwał się wreszcie Crom.
Ich oczom ukazał się posępny zamek. Spowijała go gęsta i nieprzenikniona dla ludzkich oczu mgła. Cała otaczjąca go ziemia wyglądała jak zgniła i równie odrażająco cuchnęła. Ta sama magia, która trawiła niegdyś las nie opodal wioski MarCampera niszczyła także i tę okolicę, choć patrząc na rozmiary zniszczeń, czyniła to od dużo dłuższego czasu. Zniszczone drzewa rosnące tu gęsto dowodziły tylko potęgi ich przeciwnika. Patrząc na ten posępny widok, mocno zwątpili w swe szanse na zwycięstwo... .
-To dziwne, nie ma żadnych straży - powiedział szeptem matchaus - przecież ktoś powinien pilnować tego zamku.
- Może myśli, ze jest na tyle potężny, iż poradzi sobie z każdym zagrożeniem ?
- Ahhh, jak bardzo się myli - rzekł Mathorn i ścisnął mocniej legendarny miecz, którym mial zamiar pokonać potwora - jak bardzo się myli.
Kręte korytarze wiły się coraz bardziej, stając się zarazem coraz węższe. Drogę oświetlały im tylko pochodnie, których pomarańczowe światło delikatnie oświetlało ich spocone twarze. Wędrując przez ten labirynt nie spotkali żadnych straży, czy choćby jakiejś pułapki. Ani razu. W końcu dotarli do ogromnych, bogato zdobionych drzwi.
- To tu - szepnął Crom
- Więc nie czekajmy dłużej, tylko rozprawmy się z tą bestią ! - wykrzyknął MarCamper i silnym kopniakiem "otworzył" drzwi. Zamek drzwi zgrzytnął głośno, a następnie majestatycznie oderwał się, rozlatując się na drobne kawałeczki przy kontakcie z marmurową posadzką. Drużyna z wrzaskiem wparowała do środka. Na próżno. W sali nikogo nie było, a przynajmniej nie było tego, kogo się spodziewali. Zamiast kiowasa i jego żołnierzy stał samotny bies. Jego czerwone oczy otworzyły się. Zalśniły w świetle rzucanym przez pochodnie. Bies niespodziewanie odezwał się:
- Czekam na twe rozkazy panie.
- Do kogo mówisz piekielna istoto ? - spytał się Admus
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech. Szyderczy śmiech, który odbił się echem od zamkowych ścian. Jednak nie śmiech biesa, tylko kogoś kto stał za ich plecami. Odwrócili się tylko po to, aby ujrzeć jak Majin wraz ze swym towarzyszem zniknęli we wnętrzu portalu.
- Zabij ich ! - krzyknął Majin znikając w otchłani - zabij ich wszystkich !
Bies ryknął i rzucił się do ataku...
- No nie, najpierw Leo, potem Kiowas, teraz on, kiedy to sie skonczy ??? -
- Magini uspokoj sie !!! Mamy teraz co innego do zalatwienia... - powiedzial Adamus, łypiac na poteznego Biesa.
- Przygotujcie sie, walka nie bedzie latwa... nawet nie wiem czy sobie poradzimy - powiedzial Pietrus
Cala druzyna przygotowala sie do walki, Pietrus stanal na uboczu, w ciemnym rogu sali, po drugiej stronie stal Adamus i Mar - ktory juz trzymal napiety luk, za nimi stanela Magini i Sat...
Wtedy walka rozgorzala, bies nie wiedzial co czynic, od kogo zaczac, wykorzystali to magowie rozpruwajac sale Kulami Ognia oraz deszczami Kwasu, Mar i Adamus wypuscili strzaly z cieciw, niestety nie mogli dosiegnac nimi oczu bestyji.
Pietrus w tym czasie przystapil do ataku, z blyskawiczna predkoscia zaczal zadawac ciosy, w kilka chwil nie bylo wiadomo gdzie sie znajduje, raz byl przy glowie, drugi raz przy ogonie...
Bies zdecydowal, najpierw zajmie sie Pietrusem, ta mucha latajaca wokol niego i kaszaca jego cialo, jednak byl za wolny aby go trafic.
I tak walka toczyla sie, dobrych kilka kwadransow, magom/kaplanom zaczelo brakowac czarow offensywnych, wiec rzucili kilka defensywnych, na Pietrusa - niewidzialnosc oraz kamienna skore, a na dzielnych lucznikow dar zrecznosci co pozwolilo na bardziej precyzyjne strzaly. Musze tu dodac, ze bies zaczal wygladac bardziej jak jez niz jak bies, z jego ciala wystawalo kilkadzisiat strzal, a male potoczki zielono/brunatnej krwi splywaly na marmur, a w miejscu zetkniecia wypalaly male dziurki.
Nagle bies, trafil Pietrusa, potezny cios powalil go na posadzke, wgniatajac w marmur.
- To byla dopiero zabawa, teraz ja pokaze co potrafie - krzynal Pietrus
- KameHameHAAA !!! - wydarl sie, a w jego rekach zmaterializowala sie blekitna kula energii, ktora rosla i rosla i ROSLA, w koncu Pietrus wypuscil ja prosto w leb potwora. Potezny wybuch, odrzucil cala druzyne w strone sciany. Krew obryzgala posadzke, kolumny i szaty bohaterow, ktorzy szybko je zdjeli, zanim przezarl ich kwas.
Zanim opadla mgielka z sproszkowanego marmuru i krwi potwora, wszyscy cieszyli sie ze zwyciestwa. Widocznie zapomnieli o mieczu, przeciez tylko on mogl skonczyc zywot bestii. Z odlamkow i kurzu zaatakowal bies, przygniotl Mara swym cielskiem, a jego krew obryzgala mu twarz, reszta druzyny naszczescie w pore odskoczyla do tylu.
- Jezu nie moge na to patrzec, niech ktos cos zrobii, on nie moze tak zginac, nie on - krzyczala Magini. I juz potwor mial schrupac biednego Mara, gdy nagle...
..gdy nagle rozległsię ogromny pierd i wszystkich spowił smród tak straszliwy, iż mało kto był w stanie go wytrzymać. Bies padł pierwszy z ukręconym nosem, a po nim kolejno nasi dzielni bohaterowie. A kiedy tak leżeli, skręcając się z obrzydzenia, spod kamiennej płyty wypełznął sprawca całego zamieszania - krasnoludek Smrodek Kręcinosek.
- Ojeju, ale narobiłem...platam sie już od dobrych kilku dni po tym zamczysku jak smród po gaciach, aż tu akurat wtedy jak słyszę jakieś głosy, wyskoczył mi z pupy Pączuś Jadowity i nie mam z kim rozmawiać...ehhh czy to moja wina że mam za ciasną skórę, i kiedy zamykam oczka pupa mi sie otwiera...
To mówiąc podreptał w stronę leżącego Adamusa i spojrzał mu w oczy. Adamus chciał cos rzec ale nie był w stanie, tak okrutnie smierdziało od maluczkiego krasnoludka.
-Dlaczego nikt nie chce ze mna rozmawiać? - zasmucił sie Smrodek...
Adamus ocknął się nagle...W około panowała okrutna cisza, a po bestii nie było ani śladu. Podniósł głowę i rozejrzał si dookoła. Towarzysze leżeli wciąż nieprzytomni. Kiedy wróciła mu ostrość umysłu spostrzegł zagłębienie w posadzce.
- No tak...pułapka. Weszliśmy w pułapkę projekcyjną, która stworzyła te omamy o krasnoludkach i robaczkach...niezły pomysł mieli budowniczy tego gmachu. Jak mogliśmy jej nie zauważyć.?
Sięgnął ręką po okuty kostur i podniósł się. Wziął głęboki wdech i skierował się w stronę towarzyszy, by udzielić im pomocy...
...
Nad równiną unosiła się mgła a słońce właśnie skryło się za linią horyzontu. Wieczorny wiatr zawodził i wydawał się być smutnym śpiewem konającego dnia. Ołowiane chmury wisiały niczym topór nad głową wędrowcy, który podążał przez łąki na potężnym karym ogierze. Jego kruczoczarne rozwiane włosy wychodzące spod ciężkiego kaptura opadały na potężne ramiona, oplatając je niczym dłonie nimf spoczywających na dnie szmaragdowego jeziora. Twarz wędrowcy przecinały pajęczyny blizn, świadczące o jego niespokojnym charakterze, a potężny dwuręczny miecz pił czerwoną niczym wino krew z niejednego pucharu czaszki.
Jeżdziec kierował się na południe a jego drogę znaczyły padlinożerne ptaki, które miały dość jedzenia podążając jego śladem...
...Tymczasem mężny Adamus rzucał leczące zaklęcia na swych towarzyszy, nie będąc świadom potwornego przeznaczenia, jakie miało się wkrótce stać jego udziałem...
...
..Od dobtych kilku godzin przedzierali się przez pokryte pajęczynami podziemia zamczyska. Dwie postacie przypominające swym wyglądem raczej duchy niż żywych. Byli to Majin i jego bestia. Po opuszczeniu drużyny i zadaniu im ostatecznego (jak im się wydawało) ciosu w plecy ich jedynym celem było teraz dotarcie do Arktusa, i zdanie relacji z minionych wydarzeń.
-Jak myślisz bestio, czy Arktus przygotował dla nas nagrodę za zlikwidowanie tych głupców? - zaśmiał się szyderczo Majin. Bestia w milczeniu skinęła głową a jej potężne łapy zerwały kolejną grubą jak sznur pajęczynę zagradzającą im drogę...
...Tymczasem Arktus w obecności Croma siedział w swej sali na okrytym mrokiem tronie i zastanawiał się, cóż takiego stało się z najemnikiem Leo. Już przeszło trzy dni minęło od terminu ich spotkania, a ten chuderlawy pies jeszcze się nie pojawił.
-Wystawiasz mą cierpliwość na ciężką próbę- pomyślał Arktus i pogrążył si w domysłach....
-AAAAHHH !!! - krzyknął Pietrus, kiedy poczuł dotyk zimnych dłoni kapłana Adamusa na swym ciele. magia starego kapłana nie była zbyt przyjemna. Chodziło jednak o życie przyjaciela i Adamus nie zastanawiał się nad delikatnością swych zabiegów. Kiedy skończył wstał i powiódł wzrokiem po stojących za nim towarzyszach: Sathorn, jak zawsze dostojny, Magini, o twarzy jakby zgaszonej, lecz mimo wszystko z iskierką nadziei w oczach, MarCamper - łowcy nie było chyba w stanie już nic zadziwić, Kiowas - ten krasnolud wydawał się najmniej przerażony tym co ich spotkało...
...Adamus nagle przystanął.
-Zaraz, zaraz...co ten podły zdrajca tu robi?..- to mówiąc odwrócił się i spojżał w oczy Kiowasa. Zły do szpiku kości krasnolud, który przed chwilą dosłownie niepostrzeżenie wyłonił się z wykopanego naprędce tunelu ścisnął mocniej topór w swych dłoniach i rzucił zuchwałe słowa skierowane do kapłana:
- tylko spokojnie starcze, niech mądrość ogarnie twój rozum zanim zrobisz coś głupiego-...
- Niech i tak będzie... Pora nam wyruszyć w drogę- rzekł zmęczonym głosem Adamus i powoli skierował się w stronę wrót zamczyska, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, a także zobaczyć blask słońca, którego od dawna już nie widział....
...
Tu na razie opowieść się zatrzymała :o)
Zapraszam wszystkich chętnych do jej współtworzenia (JRK, ALVER - obiecałeś) i wszystkich uczestników forum gry-online
pozdrawiam
leo987
Bardzo fajne - gdybym ja tak umial pisac........
kiowas--> :o)))
Twoje kawałki są tam najlepsze...no wiesz.." fok ju ju stiupid dlorf...i te przepierki w kociołku... Może zdecydujesz się krasnoludzie na mały tekścik kontynuujący?
ps. pisaliśmy to w maju a mnie się wydaje że to było z rok temu :-/
Bracie leo... Tak sie sklada, ze w tym tygodniu bede poza domem (2 nastepne rowniez) wracajac tylko na weekend'y. Wiem, ze obiecalem, ale sam wiesz jak jest ;) Chce zrobic to, to, to i jeszcze moze to, a jak zdaze... A do tego wszystkiego cala masa innych zajec... Ale w ten weekend juz cos napisze, dobra? Nie zeby Ci zalezalo, ale widze, ze przypominasz ;)
Adamus -- ciiii... wiem.
Alver--> OKI (nie żebym się domagał na siłę ale mam dobrą pamięć :)))))
A teraz napiszę ciąg dalszy pod właściwym linkiem w dziale "opowieści" i kto będzie chciał pisać to będzie pisał.
Przypominam: piszemy w wątku pt:
RPG CZĘŚĆ II - Rozdział 6 - "Mrok"
no to pa :)