autor: Maciej Kozłowski
Mythos - recenzja gry
Cyklopy w spódniczkach, eksplodujące wilki i niekończący się grind - witamy w Mythos! Po tej grze nic już nie będzie takie, jak wcześniej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Za Mythosem ciągnie się ponury cień. Prawa do tego tytułu przechodziły z rąk do rąk, zmieniała się konwencja i gatunek gry oraz jej główne założenia, a swego czasu myślano nawet o całkowitym zamknięciu projektu. Ostatecznie nieszczęśnika przejęła dalekowschodnia firma HanbiSoft, praktycznie przywracając do życia niedoszłego trupa. Sam „nieumarły” już od dawna wzbudzał duże kontrowersje – jego pierwotni twórcy, Flagship Studios, stworzyli bardzo nierówne Hellgate: London, maczali również palce w Diablo i Torchlighcie. Gracze spodziewali się więc kolejnego, wciągającego hack’n’slasha – co zaś otrzymali?
Diablo Online
Autorzy postanowili pójść o krok dalej – stworzyć darmową grę, łączącą formułę MMO z ideą przyświecającą klonom Diablo. Wedle ich założeń gracze mieli skupiać się w wielkich gildiach, by radośnie rzezać tysiące potworków. Trzonem winna być bezpardonowa walka z masami kolejnych, coraz silniejszych istot, zamieszkujących losowo generowane podziemia. Wszystko to miało zostać podlane sosem o wyraźnie sieciowym posmaku – stąd crafting, licytacje, ogromna ilość elementów odróżniających graczy od siebie (osiągnięcia, epickie stroje etc.) oraz… mikropłatności. Jak więc widać, założenia były więcej niż śmiałe.
Niestety, w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że Mythos nie sprostał wyzwaniu. W rzeczy samej stoi on w rozkroku pomiędzy prymitywną Tibią a cukierkowym World of WarCraft. Co gorsza, cały czas czuć tu posmak Torchlighta – gry całkiem niezłej, ale jednak nie na tyle wybitnej, by ją kopiować.
Torchlight 1.5
Wydany niedawno hack’n’slash jest wyczuwalny w Mythosie w bardzo wielu elementach – przede wszystkim w charakterystyce trzech dostępnych klas postaci. Możemy bowiem pokierować losami nimroda (typowy wojownik), piromanty (skrzyżowanie maga z rycerzem) oraz technologa (obsługującego broń palną, łuki i gadżety). Dodatkowym urozmaiceniem są cztery rasy: ludzie, gremliny, cyklopy i satyry. W rzeczywistości jednak są to wyróżniki bardzo sztuczne – podczas gry otrzymujmy dokładnie takie same zadania i odwiedzamy te same lokacje, niezależnie od wybranej profesji czy rasy. Podjęta przez nas decyzja nie ma większego wpływu na kształt zabawy – cała rozgrywka polega bowiem niemal wyłącznie na eksterminacji ogromnych ilości wrogów. To, czy pokonamy ich z łuku, czy przy użyciu kuli ognia, nie ma wielkiego znaczenia.
Co do fabularnej strony gry – ta po prostu nie istnieje. Nie zostajemy nawet poinformowani, kim jesteśmy i jakie jest nasze zadanie w pstrokatym świecie Uld. Walczymy więc z niewiadomych przyczyn z bezimiennym wrogiem – tego poznać możemy jedynie na oficjalnej stronie gry. Nie zachęca to do żmudnego rozwijania postaci.
Struktura rozgrywki jest boleśnie prosta – idziemy do miasta, w którym zdobywamy K20+5 zadań, a następnie przechodzimy do ich realizacji. Misje są bardzo mało zróżnicowane – na ogół polegają na wejściu do lochu, masowej rzezi wewnątrz, następnie pokonaniu bossa i powrocie do zleceniodawcy. Nudno i sztampowo.