autor: Amadeusz Cyganek
Cities in Motion: Symulator Transportu Miejskiego - recenzja gry
Po kilku tygodniach beta-testów pełna wersja gry Cities in Motion trafiła wreszcie do rąk maniaków tycoonów. Czy efekt końcowy jest na tyle zadowalający, by klasyka tego gatunku poszła w odstawkę?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Od premiery Traffic Giant i Transport Giant – dwóch ostatnich przedstawicieli tycoonów, traktujących o problemie komunikacji miejskiej i transportu – minęło już kilka ładnych lat. Przez długi czas wydawało się, że będzie to ostatni akord podupadającego, a tak popularnego niegdyś gatunku gier, jednak zupełnie niespodziewanie zza horyzontu nieśmiało wychylił się projekt fińskiego studia Colossal Order – Cities in Motion: Symulator Transportu Miejskiego – mający przywrócić piękne wspomnienia i pokazać, że na rynku wciąż jest miejsce dla dobrych strategii ekonomicznych. Czy warto wydać pieniądze na ten bilet i dofinansować biznes? Cóż, szczerze powiedziawszy, w niektórych momentach miałem nieodpartą chęć skonfrontowania swoich poglądów z umięśnionymi kanarami.
W założeniach twórców powinniśmy mieć do czynienia z kompletną symulacją systemu komunikacyjnego i w tym aspekcie plan wykonano w stu procentach. Cities in Motion to nie tylko gra o wypuszczaniu kolejnych pojazdów na trasę i liczeniu dynamicznie spływających na nasze konto dolarów. To produkcja, w której każda nasza decyzja wpływa zarówno na nasz stan posiadania, jak i na prestiż firmy czy ogólne notowania na rynku. Do naszych zadań należy między innymi ustalanie polityki cenowej w zakresie biletów i wynagrodzeń, prowadzenie kampanii reklamowych, zakup odpowiednich pojazdów czy zaciąganie pożyczek. Oprócz części stricte finansowej coś dla siebie znajdą także zapaleni architekci – jesteśmy bowiem odpowiedzialni za zaprojektowanie opłacalnych z punktu widzenia spółki linii, wznoszenie przystanków oraz stacji i spełnianie zachcianek klientów pochodzących z różnych grup społecznych. Ostatecznie liczy się jednak po prostu kasa – bez kolejnych tysięcy na koncie nie damy rady nic zrobić. A pomnażanie majątku w tej grze wcale nie jest takie proste.
Wydawałoby się, że kluczem do sukcesu jest stworzenie dochodowej linii, wypuszczenie na trasę odpowiedniej liczby pojazdów i obserwowanie, jak z przystanków znikają kolejni zadowoleni pasażerowie. Rzeczywistość okazuje się jednak trochę bardziej brutalna, a swoje pięć groszy dorzucili, niestety, i twórcy, robiąc z tytułowego „miasta w ruchu” jeden wielki i niekończący się uliczny korek. Stworzenie sprawnie działającego systemu opartego na autobusach i tramwajach to cud porównywalny z marzeniami o idealnym rozkładzie jazdy polskiej kolei. Przez całą rozgrywkę miałem wrażenie, że wraz ze wzrostem liczby moich pojazdów ludzie chętniej przesiadają się do samochodów osobowych – mimo że na przystankach ciągle zwiększa się ilość oczekujących, to praktycznie na każdym skrzyżowaniu formuje się peleton trąbiących kierowców, zaś sygnalizacja świetlna, zamiast poprawiać sytuację, dodatkowo ją komplikuje. I tak oto stajemy przed nieustanną próbą znalezienia kompromisu – wypuszczanie na ulice dalszych autobusów lub tramwajów pozwala na przewóz wszystkich oczekujących pasażerów, ale konsekwencją tej decyzji jest wydłużanie się i tak horrendalnie długich korków. Jeśli natomiast zdecydujemy się na okrojenie liczby kursujących pojazdów, to wprawdzie poprawi się przepustowość dróg, ale ucierpi nasz prestiż, co oznacza zmniejszenie grupy potencjalnych klientów. Dalszy scenariusz jest łatwy do przewidzenia – stojące w miejscu autobusy generują mniejszy przychód, z konta bankowego ubywają kolejne tysiące, bo wynagrodzenia i koszty napraw nie zmieniają się w ogóle, a my, ratując się przed plajtą, zaciągamy kolejne wysoko oprocentowane pożyczki. Przyznacie, że to niezbyt interesująca perspektywa.