autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Trine 3: The Artifacts of Power - stracony potencjał pięknej platformówki
Do trzech razy sztuka. Tak mówi przysłowie, które nie precyzuje jednak czy ten trzeci raz okaże się sukcesem czy porażką. Finowie z Frozenbyte zaryzykowali, a z rezultatem ich działań możecie zapoznać się w naszej recenzji gry Trine 3.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- prześliczna bajkowa oprawa wizualna;
- muzyka;
- dalej sprawia frajdę, ale już nie przykuwa do ekranu tak mocno;
- edytor i wsparcie modów.
- krótki czas rozgrywki;
- prymitywizacja zabawy poprzez usunięcie rozwoju postaci;
- areny;
- nieoczekiwanie się kończy;
- liczne drobne bugi;
Na Frozenbyte polegaj jak na Zawiszy, chciałoby się powiedzieć biorąc pod uwagę znakomite przyjęcie, z jakim spotkały się pierwsze dwie części Trine. Wymuskane wizualnie baśniowe platformówki z ewidentnym zacięciem RPG, polegającym na rozwoju umiejętności trzech zróżnicowanych postaci, mocno przypadły mi do gustu. To były jedne z tych gier, dla których nie żal było zarwać nocy. Oczekiwania wobec Trine 3: The Artifacts of Power były więc ogromne, a mój apetyt dodatkowo zaostrzył się po wypróbowaniu swego czasu tych fragmentów kodu, które Finowie zaprezentowali w ramach akcji wczesnego dostępu na Steamie.
W Trine 3: Artifacts of Power ponownie pokierujemy losami trójki wagabundów baśniowego świata, czyli magiem Amadeusem, rycerzem Pontiusem i złodziejką Zoyą. Postacie doskonale znane fanom serii z poprzednich odsłon, z których każda dysponuje odmiennymi umiejętnościami. Seria pełnymi garściami czerpie z klasyków bardziej złożonych platformówek, pozwalając się w dowolnym momencie przełączać pomiędzy postaciami. "Trójka" zachowuje ten podział i dodatkowo przenosi rozgrywkę w pełen "trójwymiar". Miejsce akcji nabrało głębi, a postacie po dostępnych lokacjach mogą poruszać się w dowolnym kierunku, a nie tylko w prawo lub w lewo. Wraz z tą zmianą pewnym modyfikacjom musiała również ulec mechanika zabawy. Problem w tym, że zamiast ulepszyć dotychczasowy model rozgrywki, twórcy wyraźnie sprymitywizowali ten istniejący do tej pory.
Zacznę jednak od dobrych stron nowego Trine. Od pierwszej chwili gra urzeka pięknem wykreowanego przez grafików świata. W czasie kiedy masowo produkowane indyki w ogromnej części odwołują się do nostalgicznych czasów maszyn ośmio- lub szesnastobitowych, co samo w sobie także jest dużą wartością, tytuł fińskiego dewelopera dosłownie kładzie na łopatki całą konkurencję. Żywa, kolorowa oprawa graficzna i zastosowana paleta kolorów zachwycają niemal od początku do samego końca rozgrywki. Niemal, ponieważ w grze trafił się także poziom pseudo dwuwymiarowy, stylizowany na akwarelową iluminację starej księgi, który pomimo początkowego efektu zaskoczenia nie robi już takiego wrażenia. Niemniej jednak grafikę oraz animację postaci trzeba oceniać w samych superlatywach. Lokacje opływają w detale, oświetlenie scen sprawuje się wyśmienicie, a kiedy zobaczycie w leśnych ostępach pięknego jelenia mam nadzieję, że ugną się pod Wami kolana.
Nie inaczej jest z muzyką. Głupio jest się powtarzać, ale poziom poprzedników został utrzymany i towarzyszące nam utwory muzyczne perfekcyjnie pomagają zagłębić się w wirtualny świat baśni. Niewielki zarzut miałbym tylko w stosunku do głównego tematu, który jako żywo przypominał mi miejscami kompozycję z czołówki serialu Gra o Tron.