Znacie to uczucie - zostawiliście coś w jakimś miejscu, a gdy sięgacie po przedmiot to okazuje się że nie ma go tam, hm? Szukam pocieszenia bo okradli mnie pierwszy(?) raz w życiu :/
Często wam się przydarzyły takie sytuacji? Może były to jakieś pomyłki, które następnego dnia się wyjaśniały, a zgubiony, a raczej wzięty przez przypadek przez kogoś wracał do Was? Były to poważne pieniądze czy takie tam "duperele"?
Raz okradli mnie cyganie jak z dobroci serca częstowałem ich papierosami. 300zł w atmosferę.
Raz okradł mnie "kolega" z klasy w liceum ukradł mi Nokie 3210.
Raz "zgubiłem" telefon, a dokładniej wsadziłem go na automacie (czyli stanie gdzie będąc trzeźwym robi się i się tego nie pamięta) do innej kieszeni niż zazwyczaj.
Raz mi rower zajumali. Przez płot dziady przeleźli i z podwórka zgarnęli, jak byłem po drugiej stronie domu. Na szczęscie nie był drogi.
A sam permanentnie zostawiam rzeczy nie wiadomo gdzie. Pamięć mam taką, że dorobiłem się systemu jak gość z Memento. Niestety nie zawsze się go trzymam.
Kiedyś znalazłem 3 stówy włożone między kartki Sin City stojącego na regale. To jest dopiero uczucie :).
Raz ktoś mi ukradł telefon.
Pieniędzy nigdy nie zgubiłem, bo zwykle noszę przy sobie w weekendy, tyle ile wiem, że przeyebie.
Nigdy nie znalazłem więcej niż 2 zł. Chyba, że we własnej kurtce jakąś dyszkę z zeszłego roku. Raz mi zajobali bluzę na disko. Raz zgubiłem kurtkę, ale wróciła. W podstawówce miałem fajny długopis, to mi kolega z ławki zayobał.