Patrząc po kryteriach określające " no lifa " w jakiś 90% do nich się zaliczam ( chyba jako jedyny na golu) .
Ciekawi mnie kilka rzeczy:
-Czy do bycia w/w osobnikiem potrzebny jest komputer ? Czy to właśnie urządzenie zapewnia nam ten "zaszczytny" tytuł ?
-Co z życiem towarzyskim jeśli nie mamy lub z jakiś powodów nie chcemy się z kimś spotykać ?
-Co jak ktoś ma niezdiagnozowaną np. agorafobie,antrofobie lub jakąś fobię społeczną ?
-Czy też jesteśmy "no lifem" jeśli mamy 1 lub 2 znajomych którzy też "nadużywają" internetu ?
Jak w 100% możemy mieć pewność że ktoś jest no-lifem i w czym ten "nałóg" (choroba?) jest gorsza od innych ?
No Lifem może być osoba, która całymi dniami skleja modele czy czyta książki i nie wychodzi do innych ludzi :|
Jeżeli w 90% jesteś, to znaczy, że nie jesteś. Albo się ma życie albo się go nie ma. Nie da się mieć trochę.
Co z życiem towarzyskim jeśli nie mamy lub z jakiś powodów nie chcemy się z kimś spotykać ?
Really?
Mól książkowy czy zapalony modelarz to niekoniecznie no-life. Znam wielu ludzi, którzy są nałogowymi czytelnikami - i nie mógłbym o nich powiedzieć, że stronią od ludzi. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że książki raczej otwierają ludzi na świat.
Ja nie mówię, że czytanie książki robi z kogoś no-life'a. Mówię, że nie tylko komputer może z kogoś zrobić no-life'a
Można powiedzieć że duża część społeczeństwa jest no lifowa, przykładowo taki "Kowalski", lat 40, żonaty z dwójką dzieci jest no life, bo jego przykładowy dzień wygląda tak:
6:00 pobudka
7:00-15:00 praca
16:00-22:00 dom, obiad, piwo, oglądanie TV
22:00-6:00 sen
W skrócie gość jest no lifem :)
W skrócie gość jest no lifem :)
A może jest właśnie totalnym przeciwieństwem nolife?
Każdy kto robi jedną rzecz bardzo długo w ciągu dnia, lub całymi dniami i mysli tylko lub zwłaszcza o tej rzeczy jest no lifem.
Czy to książka, czy komputer, czy telewizor, ja tak nie umiem, nie umiem się od czegokolwiek uzależnić i jestem z tego dumny.
Lubię grać, lubię oglądać , lubię czytać, no ale bez przesady,żeby tylko jedna stale robić...
Wszystkie nałogi są złe po równo
A może jest właśnie totalnym przeciwieństwem nolife?
Czy ktoś mógłby podać definicję (nawet ogólnikową) togo legendarnego no-lifa?
Co tak właściwie oznacza powiązane określenie "zacznij żyć"?
Tuminure
Praca - obowiązek
Jedzenie - konieczność
Piwo z TV - zwyczaj, czasem uzależnienie
Sen - konieczność
Gdzie tu życie ? Bardziej bym to wegetacją nazwał, a do przeciwieństwa No-Life w ogóle się nie skłaniał. Chociaż z drugiej strony wieczny imprezowicz, to uosobienie idealnego pod względem społecznym człowieka ? Chyba nie, no właśnie - gdzie leży złoty środek ?
Chyba nie, no właśnie - gdzie leży złoty środek ?
Nie ma, każdy żyje tak lubi i nikomu nic do tego.
Praca - obowiązek
Jedzenie - konieczność
Piwo z TV - zwyczaj, czasem uzależnienie
Sen - konieczność
Gdzie tu życie ?
Najpierw zdefiniuj "życie".
No-Lifem można nazwać każdego którego życie jest podyktowane przez jedną max kilka czynności.
No-lifem może być równie dobrze pracoholik. Z drugiej strony osoba która ciągle imprezuje też jest odmianą no-life bo nie robi ze swoim życiem niczego innego poza imprezowaniem.
Jeżeli przykładowo w trakcie doby dana osoba poświęca 8h na sen i 8h na pracę, a pozostałą ilość czasu poświęca na jedną czynność np. gry, tv, czytanie, imprezowanie (z tym, że robi tylko jedną z nich przez 8h) to jest no-lifem. Jeżeli natomiast robi kilka z tych rzeczy zamiennie w odpowiednich proporcjach (jakie powinny być te proporcje to już ciężka sprawa do ogarnięcia :P) to jest normalną osobą.
No właśnie, tak naprawdę nie ma konkretnej definicji życia. To społeczeństwo ocenia innych według z góry ustalonego porządku. Każdy sam o sobie decyduje, a presja otoczenia to najgorszy syf, bo skłania nas, żebyśmy się zmieniali.
ja nie potrafię podać dobrej definicji no-life'a. Za to wiem jak taki osobnik może wyglądać.
[16] akurat moje wyobrażenia z tymi z googli się pokrywają.
Ogólnie można zdefiniować no-life = uzależnienie i będzie to sądzę, bardzo poprawne, obie grupy ludzi (uzależnieni oraz no-life) nie mają pojęcia co by zrobili gdyby ich obiekt uzależnienia/no-lifowania nagle zniknął lub był niedostępny. Normalna osoba która ma różne pasje/hobby/zajęcia w wypadku niedostępności jednego z "zajmowaczy" czasu "przesiądzie" się na nowe lub też poszerzy zainteresowanie starymi.
Myślę również, że słowo no-life zostało stworzone po to, aby osoby uzależnione od gier mogły mieć spokojne sumienie w stylu: "nie jestem uzależniony, jestem no-life" :) bo jednak "uzależniony" ma bardzo negatywny wydźwięk, natomiast nazywanie kogoś "no-life" dla niektórych jednostek może być nawet powodem do dumy.
I podobnie sprawa się ma w definiowaniu używek i narkotyków. Póki nie wprowadzono dla nikotyny, kofeiny i alkoholu słowa używka, były te substancje klasyfikowane jako narkotyki, a że narkotyki kojarzą się bardzo negatywnie, trzeba było rzeszę "ćpunów" alkoholowych/kofeinowych/nikotynowych uspokoić i wmówić im, że te akurat narkotyki to tylko używki i właściwie są OK, poza faktem, że uzależniają jak narkotyki i mają również sporo efektów ubocznych - no ale lepiej później w statystykach wygląda: ilość osób spożywających używki w kraju = 95%, niżeli ilość narkomanów w kraju = 95% :)
@up
Jest pełno ludzi, dla których pasja to całe życie, a mimo wszystko ciężko uznać je za nolifeów. Wystarczy spojrzeć na gwiazdorów - np. piosenkarzy, czy sportowców. To, że ktoś jest do czegoś mocno przywiązany, czy uzależniony, nie czyni go nolifem.
Co zrobiłby np. Usain Bolt, gdyby dowiedział się, że nie może biegać?
"Co zrobiłby np. Usain Bolt, gdyby dowiedział się, że nie może biegać?" znalazłby inny sport, lub rozpoczął działalność charytatywną jak inny w takiej sytuacji ;)
"Wystarczy spojrzeć na gwiazdorów - np. piosenkarzy, czy sportowców" aby uznać ich za no-life musieli by np. codziennie po naście godzin siedzieć w studio/mieszkaniu/siłowni i ćwiczyć, a tak nie jest ;) Co prawda przed jakimiś większymi imprezami tak to wygląda, ale na co dzień w normalnych warunkach już niekoniecznie :)
Ogólnie można zdefiniować no-life = uzależnienie i będzie to sądzę, bardzo poprawne, obie grupy ludzi (uzależnieni oraz no-life) nie mają pojęcia co by zrobili gdyby ich obiekt uzależnienia/no-lifowania nagle zniknął lub był niedostępny.
Czyli jak nagle zniknie komuś dziecko, żona/dziewczyna czy też rodzina - najpopularniejsze i najgłębsze żródła uzależnienia btw, to wiedzą co by zrobili? (btw zniknie= np rozwód,odejście; nie porwanie czy coś w ten deseń)
Nie przymierzając no-life to takie słowo klucz, którego nikt nie potrafi zdefiniować, ale kiedyś takiego gdzieś widział i to był nolife?
http://www.miejski.pl/slowo-Nolife
Jak dla mnie to słowo zostało utworzone i jest forsowane przez kręgi tzw imprezowiczów(bo imprezy to sens życia przecie, racja?), którym się tak w dupach poprzewracało że uważają ze jest tylko jeden dobry spoób na życie. Ich własny.
Podajcie jeden argument dlaczego niby bycie nolifem jest złe, skoro ktoś czerpie z tego przyjemność?
Śmieszne jest te dzielenie ludzi na "lajfy" i "no-lajfy". Każdy żyje po swojemu, a takie usilne wpasowanie się w schemat idealnego mężczyzny, kobiety, obywatela etc. jest tylko dowodem czyjejś "nijakości" i braku oryginalnego pomysłu na siebie. Każdy lubi spędzać czas na swój sposób, i jak przy tym nie krzywdzi innych to nie rozumiem, jak można na takiej osobie wieszać psy.
Ja osobiście stronię od wszelakich imprez, mam wąski krąg zaufanych znajomych, spędzamy czas w mniej konwencjonalny sposób, i nie czuję się jakiś gorszy od ludzi towarzyskich z tysiącem znajomych na facebooku.
[20] Ta wypowiedź mi się podoba :)
Nie mogę w wolnym czasie oddać się swojemu hoby ,pasji(czemuś co sprawia mi przyjemność)zainteresowaniu itp bo zostanę nazwanym "no lifem".
Jeśli z kumplami/znajomymi bym "imprezował" to jest "cool" i w ogóle (tylko że ja tego nie lubię,nie sprawia mi to przyjemności).Takie na siłę "imprezowanie" jest imo głupie .
To że akurat wypadło na gry komputerowe/internet tylko pogłębia to stwierdzenie w stosunku do mnie .
Też jestem noł lajfem ;)
8-14/15 - szkoła
15-17 - telewizor
17-21 - komputer
21 - spanie
W międzyczasie oczywiście picie, jedzenie, mycie się, latanie po domu na golasa itp. pierdoły
[21] +1
Jak dla mnie to słowo zostało utworzone i jest forsowane przez kręgi tzw imprezowiczów(bo imprezy to sens życia przecie, racja?), którym się tak w dupach poprzewracało że uważają ze jest tylko jeden dobry spoób na życie. Ich własny.
I to jest kluczowa kwestia, metkę no-life'ów w lwiej części przypadków przypinają właśnie imprezowicze - bo wiadomo, lubią przebywać z dużą ilością osób, lubią się bawić, zawierać nowe znajomości, a każdy wolny grosz przeznaczają na imprezy i alkohol, z racji tego że w większości przypadków są to pustaki bez własnych zainteresować to dla nich czymś nienormalnym jest że ktoś wolny czas spędzą przy np. komputerze, to i przypinają takie metki tym osobom.
Ja prywatnie nie specjalnie przepadam za imprezami, od czasu do czasu owszem można, socjalizacja też jest ważna, ale nie co weekend, lubię grać, lubię sobie pojeździć na rowerze i trochę w nim podłubać to to robię, po co miałbym z tego rezygnowąc kosztem cotygodniowych opróżniających portfel imprez?
Chociaż muszę powiedzieć że znam dwóch takich prawdziwych no-life'ów w którym użycie tego określenia wcale nie jest przesadne, jeden to nie robi kompletnie nic poza graniem w wolnym czasie, jedyne momenty w których go możesz uświadczyć na świeżym powietrzu to droga do szkoły i wcale tu nie przeginam, ten człowiek nigdy nie wyjdzie na świeże powietrze, kiedyś kilkakrotnie gdy chieliśmy go wyciągnąć z kolegami na rower miały miejsce kuriozalne sytuacje, im częściej go pytaliśmy tym bardziej się od nas odcinał, pousuwał facebooki i nk, poblokował na gadu i steamie, telefon wiecznie wyłączony, a szczytem szczytów było gdy zachodziliśmy do niego do domu i było widać przez okno że on tam jest, ale mimo wszystko nie otwierał. Najlepsze było jak stoimi z kolegą pod drzwiami ten podchodzi, patrzy w wizjer i odchodzi, było widać go w wizjerze i słychać kroki. Oczywiście pomimo to nadal udawał że go nie ma. Choć po napisaniu tego dochodzę do wniosku że to raczej skrajny aspołeczniak niż no-life, natomiast 2 kolega to już w 100% no-life, aspołeczny nie jest, wpuścić do domu wpuści (ale na dwór go nie wyciągniesz), natomiast to co się dzieje u niego w pokoju, zazwyczaj jest tak że zachodzę do niego 15-16, on siedzi w bokserkach, rolety pozasłaniane, okna pozamykane, w pokoju śmierdzi 3 tygodniowymi skarpetami, talerzy na biurku (i na podłodze zresztą też) stoi więcej niż przypada na całą moją rodzinę, cała masa pustych kartonów po pizzach, napojach, jogurtach, co poniektóry rzeczy już zarosła pleśń. A co robi nasz bohater? Gra w WoWa :)
Peterkarel, rzeczywiście, mój błąd. Zmęczenie ze mnie wyszło.
Jeżeli przykładowo w trakcie doby dana osoba poświęca 8h na sen i 8h na pracę, a pozostałą ilość czasu poświęca na jedną czynność np. gry, tv, czytanie, imprezowanie (z tym, że robi tylko jedną z nich przez 8h) to jest no-lifem. Jeżeli natomiast robi kilka z tych rzeczy zamiennie w odpowiednich proporcjach (jakie powinny być te proporcje to już ciężka sprawa do ogarnięcia :P) to jest normalną osobą.
Sory, ale to jest najgłupsza definicja normalności (o ile taka istnieje, a wydaje mi się, że nie), jaką kiedykolwiek przeczytałem.
"No-life", to określenie wymyślone i używane w większości przez ludzi pozbawionych wyobraźni, których tak zwane życie zmotywowane jest tylko i wyłącznie podstawowymi instynktami: żreć, ruchać, umrzeć.
W ten sposób, będąc wtłoczonymi w tygiel monotonności i bezsensu życia, próbują wytłumaczyć sobie, że ich życie nie jest pozbawione głębszego sensu jednak...
Ja nolifa rozpoznaje po ilosciach godzin w grze. Jak widze, że typ przez ostatni tydzień grał TYLKO w fife 42h a pewnie robił tez inne rzeczy na pc to znaczy, ze cos jest z nim nie teges.
8-14/15 - szkoła
15-17 - telewizor
17-21 - komputer
21 - spanie
Tak szybko chodzisz spać + po co Ci ten telewizor?
Jak widze, że typ przez ostatni tydzień grał TYLKO w fife 42h
Tydzień? Takie rzeczy to dla niektórych jeden weekend :P.
Często zdarzało mi się nazwać kogoś no-lifem, kto nie spotyka się ze znajomymi, nie ma hobby, a biorąc pod uwagę oceny w szkole cały czas się uczy. Czy można kogoś takiego nazwać no-lifem?
-Czy do bycia w/w osobnikiem potrzebny jest komputer ? Czy to właśnie urządzenie zapewnia nam ten "zaszczytny" tytuł ?
-Co z życiem towarzyskim jeśli nie mamy lub z jakiś powodów nie chcemy się z kimś spotykać ?
-Co jak ktoś ma niezdiagnozowaną np. agorafobie,antrofobie lub jakąś fobię społeczną ?
-Czy też jesteśmy "no lifem" jeśli mamy 1 lub 2 znajomych którzy też "nadużywają" internetu ?
1. tak. Jest to wymyslony tytul przez internautów i dotyczy tylko ludzi spedzajacych czas przy komputerze.
2. Jesli nie chcesz sie z nikim spotykac bo musisz nabic level to jestes no life
3. podobnie jak wyzej: jesli ten czas spedzasz przed kompem to tak, jestes no life
4. tak, jestescie wtedy bandą no-lifów.
A jesli wygladacie tak to juz na 100% --->
[30] Skąd wiesz że nie ma hobby jak się z nikim nie spotyka ?
biorąc pod uwagę oceny w szkole cały czas się uczy. Czy można kogoś takiego nazwać no-lifem?
Do takich ludzi pasuje trochę inne określenie ... (brak odpowiedniego słowa) ... kujon,nerd??? mul książkowy ???
Ewentualnie lubi się uczyć ...
[7] Bardzo fajny model spędzania życia. Szkoda, że nie wszyscy mogą to osiągnąć.
Dla mnie określenie no-life zawsze kojarzyło się z człowiekiem, który ciągle siedzi na komputerze, bądź robi coś innego, w ogóle nie ruszając się z domu.