Przyznać się, kto uratował Williams tylko po to, żeby ją zaliczyć? :D
Liara fajniejsza postać i ładniejsza, ale c'mon, z Obcymi seks uprawiać? :) I to jeszcze z asari, takie związki nie przysłużą się do przetrwania ludzkiej rasy. ;>
Mój Shepard był trochę ciepły, więc uratowałem Kaidana
<--- za to Miranda
Pewnie mam skrzywiony umysł, ale bez zastanawiania się uratowałem Ashley. Pomiędzy ratowaniem kobiety/potencjalnej kochanki a faceta-homoseksualisty(potencjalnego kochanka) wybór był prosty :P
Miranda mi działała na nerwy od samego początku :P
Ja za pierwszym razem poświęciłem Kaidana, bo go nie lubiłem. A kolejne razy już dla Ashley ;)
Ja ją uratowałem tylko dlatego, że jest kobietą, a sam Kaidan okazał się bardzo nijaki. Romansowałem z Liarą, bo Ashley jest nieco denerwująca.
Też romansowałem z Ashley, aczkolwiek sama postać była po prostu ciekawsza niż Kaidan, który tylko narzekał, zrzędził i był strasznie poważny. No a do tego Ash w trójce, chociaż te cztery lata temu tego nie wiedziałem... ;)
Miranda spełnia wszystkie przesłanki bycia lachonem z gry: dobrze sie strzela, dobrze czaruje, jest genetycznie idealna, a na dodatek jest Polką. Głos na Mirandę!
A teraz przyznac sie: "Kto uratowal Kaidena,
spoiler start
zeby go w 3 zaliczyc ?
spoiler stop
"
Trąci mi tu rasizmem bo nikt o Jacobie nie wspomniał :P
A tak z ciekawości. Trącił ktoś tą wstrętną świnię z telewizji w ME3 ?
Trącił ktoś tą wstrętną świnię z telewizji w ME3 ?
Nie grałem w ME3, ale nie wierzę, by po Jack cokolwiek mogło być jeszcze wstrętne
eJay - 40.000 Postów
Wyszedłem z założenia że baba w załodze oznacza kłopoty, więc kazałem jej zostać na Virmirze...A potem coś prasło i straciłem kontakt...
Uratowałem Ash bo Kaidan jakiś nijaki był ale zaliczyłem Liare. Ash w trójce trochę wkurzająca była i dla mnie sprawiała wrażenie niestabilnej psychicznie.
właśnie wczoraj grałem i oczywiście uratowałem Ash żeby ją ten tego
ale potem dziewczyny zaczęły konwersację, żeby wybrać którąś z nich a jak zaproponowałem trójkącik to Ash strzeliła focha i teraz tylko chce broń naprawiać :(
Kaidana ledwo sobie przypominam więc pewnie nie miał u mnie żadnych szans. Do ME 3 doprowadziłem 12 osób z załogi, w tym wszystkie panie ;)
Dlatego w ME 3:
spoiler start
Okrutnie przeżyłem w ME 3 śmierć mojej ulubionej tancerki - sekretarki z ME 2 a także Mirandy zaś Liara wykryła mój romans na boku z telewizyjną uwodzicielką (co się nie robi dla mediów) tyle że pod koniec gry wybaczyła ;)
spoiler stop
ME1 i ME2 przeszedłem po dwa razy, ME3 tylko raz. Za pierwszym podejściem uratowałem Ashley, za drugim Kaidana i myślę, że ten drugi był lepszym wyborem jeśli chodzi o logikę, jeśli można to tak nazwać. Kaidan pilnował bomby, a był atakowany. Odpalenie przez niego ładunku na Virmirze było konieczne do osiągnięcia zwycięstwa. Ashley prowadziła akcję dywersyjną, musiała być gotowa na to, że zginie, a ratowanie dywersantów było mniej ważne od detonacji. Co prawda niezależnie od naszego wyboru, bomba i tak zostaje zdetonowana, ale Shepard tego nie wie w trakcie podejmowania decyzji. Poza tym jeśli Ashley ginie, zostaje nam Liara, Miranda, Tali i chyba nawet ta nieszczęsna reporterka z trójki. Dodam jeszcze, że Ashley mnie trochę zniechęcała swoim patriotyzmem, ksenofobią i bogobojnością oraz... mundurem. Żołnierki mnie nie kręcą, zwłaszcza tak mało przyciągające uwagę (mówię tu o ME1 i ME2, w ME3 rozpuściła włosy i zrobiła makijaż, to już coś).
Opcji homo nie sprawdzałem, nawet nie mam ochoty. Nawet save'a zrobiłem przed spotkaniem z Cortezem w barze Cytadeli, bo nie chciałem skończyć "źle".
Ja z nikim nie miałem stosunków ani w jedynce ani w dwójce. Dopiero w trójce udało się pokryć Ashley.
Uratowałem Ash i nie tylko dla tego żeby ją potem zaliczyć :-)
Jako żołnierz była bardziej wartościowym członkiem oddziału niż nijaki strażnik Kaidan. Grałem biotykiem (Adept i Szturmowiec)
Ja też uratowałem Ash, po prostu jej charakter mi bardziej odpowiadał niż Kaidana.
dobra, tot teraz wytłumaczcie mi proszę, od czego zależy wejście w romans?
bo ni cholery nie wiem. W jedynce kręciłem z Liarą, mimo że chciałem z z Ashley, w dwójce z Mirandą, mimo że chciałem Jack albo te recepcjonistkę, w trójce ponownie z Liarą mimo, że chciałem z Asley albo już od biedy reporterką..
Reporterka mnie wkurwiała, raz coś tam bąknęła, że więcej da mi przy następnym wywiadzie i na tym koniec.
Asley za to była mrukiem, nie dało się z nią zagadać w żaden sposób - góra dwa zdania.
Chociaż z drugiej strony z liarą było tak samo, raz mnie pocałowała a potem żadnej normalnej konwersacji, dopiero na koniec coś drgnęło.
Ogólnie uważam ME3 za ubogą grę, jeśli chodzi o relację z osobami.
A przyznać się, kto, po tym jak dowiedział się, że Cortez stracił MĘŻA, omijał go potem szerokim łukiem?:D
[38] Dlatego właśnie dialogi trzeba czytać, a nie skipować. Dużo zależy od tego jak poprowadzisz rozmowę z daną postacią.
Zależy jak z kimś rozmawiasz. Jeśli wiadomo, czule itp.. a zacząłeś najpierw z Liarą, a nie Ashley, to z automatu tak później zostaje. Staraj się prowadzić neutralną rozmowę, a przy tym kimś "zagłębiaj" się :)
uwierz mi, że nie przelatywałem rozmów bez czytania
z drugiej strony zawsze brałem odpowiedź "dobrą", czy tą górną. Może niektóre chcą być traktowane chamsko..
Np. Ashley kręci chyba renegacka gadka.
A przyznać się, kto, po tym jak dowiedział się, że Cortez stracił MĘŻA, omijał go potem szerokim łukiem?:D
ja juz nie zszedlem do tej jego nory jak sie dowiedzialem.
a romanse nie sa trudne do zdobycia, moze oprocz 3 gdzie zupelnie przypadkiem wyrwalem Liare :P
Homofoby. Ok, ja zrobiłem save'a przed spotkaniem w barze, ale na dole siedzi też truemacho Vega, który mógłby stłuc Corteza w mgnieniu oka gdyby ten zaczął grać w obcisłych slipach na fortepianie w ładowni.
Na początku romansowałem z Ash i wtedy oczywiście ją ratowałem. Ale po jej zachowaniu w dwójce stwierdziłem, że mój idealny Shepard przez 3 części będzie romansował tylko z Liarą (no i z Kelly na boku). Ale nawet jak z nią nie romansowałem to mimo wszystko ją ratowałem. Kaidan był strasznie bezpłciowy. W trójce to nawet się zabierał za mojego renegata Sheparda. Błee...
Np. Ashley kręci chyba renegacka gadka.
Niespecjalnie, ja zawsze wybierałem "idealistyczną" opcję dialogową i mogłem każdą z lasek sieknąć (w dwójce nawet Jack do mnie przylazła, choć wcale na to się nie zanosiło), tylko w odpowiednich momentach się hamowałem (neutralna lub egoistyczna opcja dialogowa), bo chciałem być wierny Ashley.
Ja nikogo nie zaliczyłem.
Nie chciało mi się bawić w jakieś głupie konwersacje, więc wykonywałem misje jak na żołnierza przystało.
Przyznam jednak, że w poprzedniej części zaliczyłem Mirande
Najchętniej bym udupił oboje, najmniej interesujące postacie z całej serii.
+1
Właśnie, a można romansować (jako mężczyzna) z więcej niż jedną postacią w ME2 i ME3 bez konsekwencji dla romansów głównych? Mam na myśli Kelly Chambers i Dianę Allers.
A przyznać się, kto, po tym jak dowiedział się, że Cortez stracił MĘŻA, omijał go potem szerokim łukiem?:D
>>ja juz nie zszedlem do tej jego nory jak sie dowiedzialem.
Ja tak samo :D =>
Uratowałem Ash bardziej dlatego że Kaidan był jedną z najbardziej nijakich postaci w ME1 i zupełnie mi go nie brakowa. Niestety, sama Ash również nie była zbyt ciekawą postacią. Wątek romansowy to był raczej brak innej alternatywy. Ciapowata Liara, mojego Shepa skusić jakoś nie mogła. W kolejnych częściach cieplej ją odbieram ale romans wybrałem z Tali i tak jakoś już zostało w ME3. W ME3 wątek kontynuacji był zresztą rozwiązany potwornie prymitywnie.
Praktycznie zaraz po spotkaniu, Tali czuje się jak u siebie i ląduje w kajucie. Żadnych zwrotów, żadnego stopniowania emocji, żadnych dylematów... Szkoda, bo liczyłem na to że rozwiną bardziej ten wątek i gdybym był świadom tego że jedna scenka zamyka temat Ash - inaczej bym to pewnie rozegrał.
Drugi raz raczej grać nie mam zamiaru. Nawet multi odstawiłem na bok. Gdzie tam czasy KOTOR-ów, do których chciało się wracać. Wielki krok w tył mamy...
P.S. W dwójce to liczyłem na romans z Arią T'Loak :) Cała reszta (z beznadziejną i skrajnie nudną Mirandą na czele) do niczego się nie nadawała.
Tali warto zostawić dla Garrusa. :)
Matko jedyna! Po blisko czterech latach WRESZCIE udało mi się skończyć Mass Effecta! :) Jestem dumny!
I tyle wystarczy, nie bierz się za kolejne części ;) No chyba, że lubisz fajne postacie i gadki to możesz spróbować dwójki (choć ostrzegam, że to już 100% strzelanina;))
Oj tam, dla samej historii warto obie przejść, jest wciągająca - jak dobra książka. Przynajmniej mnie o takie coś chodzi w grach. ;)
Szczerze? Wolę żeby była to strzelanina z dialogami niż to pseudoRPG, gdzie w ciągu 5 minut dodaje się tona nikomu niepotrzebnego złomu i ulepszeń, a jedynym interaktywnym elementem na planszy są trzy rodzaje skrzynek.
Strasznie mnie wymęczyła "jedynka", ale trzy ostatnie godziny bardzo fajne.
Wszystkie części strasznie mnie porwały! Dobre kilkanaście godzi spędziłem grając w trylogię i powiem Ci, że warto.
I tyle wystarczy, nie bierz się za kolejne części ;) No chyba, że lubisz fajne postacie i gadki to możesz spróbować dwójki (choć ostrzegam, że to już 100% strzelanina;))
Ja też w sumie po premierze dwójki (trójki zresztą też) narzekałem, że z RPG to już nie ma nic wspólnego, ale ostatnio planowałem zacząć całą trylogię i te pseudoRPG, jak właśnie ujął to UV jest strasznie irytujące, tak samo jak ciągłe wyrzucanie żelastwa z ekwipunku i skończyło się na tym, że odpuściłem sobie ponowne granie w jedynkę.
Zdecydowanie wolę ten system z następnych części. Zresztą dopiero od drugiej części granie biotykiem daję jakąś rozrywkę, bo świetnie wyglądają te moce :P
Ja tam polecam dalsze granie, dwójka to IMO najlepsza część serii.
Też niedawno skończyłem po raz pierwszy Mass Effect, po blisko czterech próbach. Nigdy więcej.
Orlando ---> Witaj w klubie. Za to "dwójka" masakrycznie dobra. Już sześć godzin na budziku w Raptr i coś mi się zdaje, że to będzie jedno z najlepiej zmarnowanych posiedzeń przy kompie w ostatnim czasie ;)
coś mi się zdaje, że to będzie jedno z najlepiej zmarnowanych posiedzeń przy kompie w ostatnim czasie ;)
Oj tak! Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby rozdziewiczyć ten tytuł ponownie. Coś pięknego.
Uratowałem Kaidana, ale w ME3 ostatecznie i tak wyposażyłem się w sejwa ratującego Ashley. :)
Możliwe UVI, ale ani historia, ani postacie mnie nie interesują, żebym zagrał w kolejne części. Szczególnie, że walka była dla mnie męcząca.
Orlando ---> No to spróbuj, bo walka sprawuje się w "dwójce" dużo lepiej. Jeśli chodzi o bohaterów "jedynki", to akurat przypadli mi do gustu, zwłaszcza Garrus i Wrex, ale jak na razie ich w "dwójce" nie spotkałem :)
U.V.Impaler -> Ja za ME wziąłem się może rok, może 1,5 roku temu za namową forumowiczów i od początku twierdzę że nie rozumiem skąd taka popularność ME. Pod każdym możliwym względem (oprócz możliwości zagrania na panoramie) słabsze od KOTOR.
Dwójka na szczęście już nie udaje nieudolnie RPG i wyszło jej to ogromnie na plus. Gra zrobiła się świetną grą akcji z elementami RPG, elementami taktycznymi i w miarę rozbudowaną fabułą.
Trójkę oceniam niżej niż ME2 i nie ze względu na zakończenie ale po prostu jako całość.
Orlando -> Daj szansę dwójce. Nie pożałujesz.
ME - 7/10
ME2 - 9,5/10
ME3 - 8,5/10 (te 0,5 punktu za fajny tryb hordy, który bawił mnie kilkanaście godzin - czyli niewiele krócej niż gra)