Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 27 września 2005, 09:39

autor: Patrycja Rodzińska

ParaWorld - zapowiedź

Trzej naukowcy zostają zamknięci w świecie równoległym. Równoległym, ale nieporównywalnym do tego, z którym przyszło im się rozstać. Świecie pięknym i bajkowym, lecz przede wszystkim niebezpiecznym.

Podobno, to, o czym marzymy w przeszłości, determinuje nas do tego, czym będziemy się zajmować w przyszłości. Tak sobie myślę, że gdyby wszyscy, którzy w dzieciństwie marzyli o dinozaurach zostali archeologami, ziemia przypominałaby szwajcarski ser mazdamer.

Więc co mają zrobić ci dorośli, poważni ludzie, którym nadal w głowach roją się dinozaury i zaginione światy, a dłubanie w ziemi w poszukiwaniu swoich marzeń nie bardzo ich ekscytuje? Miast metody „odkrywczej” można wybrać metodę „kreacyjną” i w zamian dłubaniny w ziemi podłubać przy grze, sprawiając przy tym frajdę sobie i może jeszcze kilku innym osobom. Na właśnie taki przedni pomysł wpadły firmy SEK, Sunflowers i Deep Silver. A pomysł nazywa się: ParaWorld.

Zasadniczo niemiecki SEK (czyli Spieleentwicklungskombinat znany z simsosettlersowych Wiggles) zaczął prace nad ParaWorld już trochę czasu temu – wiosną 2002 roku.

I zasadniczo, po E3 w 2003 owszem pojawiły się tu i ówdzie pochlebne wzmianki o ich projekcie, ale sprawa w mediach ciut przycichła. Aż do tegorocznego prezentacji w Los Angeles, po której redakcje gromadnie zaciekawiły się tą strategią czasu rzeczywistego, bo w samej rzeczy jest na czym oko zawiesić. Dobrych RTS-ów nie brakuje, a i tytuły z dinozaurami w roli głównej w zaginionych światach to nie pierwszyzna. Zatem co ma PW, czego nie miały inne? Może to, że zamiast na dinozaura polować, bądź uciekać przed głodnym gadem przyjdzie graczowi z nim współpracować?

Chłopcom z Północy to tylko jedno w głowach.

Jak sama nazwa wskazuje, rzecz dzieje się w świecie paralelnym. Ów równoległy wymiar odkrywa w 1815 roku matematyk Charles Babbage. Po nastu latach śladami jego odkrycia podąża trzech młodych naukowców.

A propos Babbage’a. Nie jest postacią tak do końca wyssaną z palca. Oczywiście Babbage żadnego równoległego świata nie odkrył, ale to nazwisko mogło obić się o uszy tym, którzy mieli do czynienia z informatyką. Maszyna różnicowa i analityczna, której pomysł posłużył do opracowania dzisiejszych komputerów są autorstwa właśnie tego XIX-wiecznego angielskiego matematyka. Koniec historii. :-)

Wracając do fabuły gry – owi trzej naukowcy podążający śladami Babbage’a zostają zamknięci przez swoich wrogów w świecie równoległym. Równoległym, ale nieporównywalnym do tego, z którym przyszło im się rozstać. Co prawda świecie pięknym, hm... bajkowym, lecz przede wszystkim niebezpiecznym. Przywitają ich nieprzyjazny klimat, prehistoryczne zwierzaki i zwaśnione plemiona, które, na mój gust, przypominają Wikingów, Zulusów i Azjatów.

Plemiona różnią się między sobą nie tylko wyglądem, ale też umiejętnościami. Rośli, rudobrodzi a la Wikingowie dobrze radzą sobie w obronie i ataku. Plemiona a la Zulu są bardzo mobilne. W razie potrzeby zwijają obozy i rozpoczynają wędrówkę. Oprócz tego specjalizują się w hodowli dinozaurów. Trzecie z plemion, a la Azjaci są na tyle zaawansowani technicznie, że tylko oni potrafią produkować materiały łatwopalne. Każda z ras ma też swojego – bohatera to zbyt dużo powiedziane – ale jednostkę, która już na starcie gry jest silniejsza i mądrzejsza od reszty pobratymców.

Jednostek (ludzi i zwierząt) przewidziano około 50 różnych typów. Usprawnieniem, jakie autorzy ufundują graczom, jest system zarządzania jednostkami. Tzw. Army Controller pozwala sprawdzić na przykład, co w danej chwili robi każdy z członków naszego plemienia – czy śpi, czy walczy, czy pracuje etc.

Każdy środek lokomocji jest dobry.

Najciekawszy element gry to rzecz jasna dinozaury, których w ParaWorld będzie do wyboru, do koloru: od ogromnych, roślinożernych Brachiozaurów o żyrafich szyjach, przez Stegozaury o ogonach przypominających maczugę, aż po drapieżniki duże i małe jak Tyranozaur, czy Deinonych. Posłużą graczowi jako broń w walce z członkami wrogiego plemienia, jako środek transportu i jako pożywienie.

Dinozaur to nie świnka morska. Ugłaskać się nie da. Trzeba go zacząć wychowywać od maleńkości. Ukraść dizozaurzycy jajo, po wykluciu karmić, karmić, karmić i „tresować”, tak żeby nie skonsumował dosiadającego go jeźdźcy. Trenerzy podrasowują swoje zimnokrwiste bestie, a to strojąc je w piórka i malując na jaskrawe kolory, a to ubierają je w zbroje, doczepiając im gdzie się tylko da rogi, czy kostne grzebienie.

Oprócz prehistorycznych gadów będzie można pocwałować na grzbiecie tygrysa szablozębnego, przerośniętego wieprza (albo raczej knura) czy zakutego w zbroję po same uszy mamuta.

Prócz „dinozaurów po tuningu”, dostępny będzie również bardziej klasyczny oręż: łuki, dzidy, miecze, katapulty czy coś na kształt broni palnej.

W ParaWorld napotkamy na pięć sfer klimatycznych, które wpłyną znacznie na taktykę gracza. Przyjdzie nam zmierzyć się z sawanną, terenami wulkanicznymi i takimi, które są zupełnie skute lodem. Z dżunglą i z surową Północą (Nordlands). Każdą z tych stref będą zamieszkiwały dinozaury i insze stworzenia różniące się między sobą zachowaniem, nawykami łowieckimi. Jedne dadzą się zjeść, inne będą chciały zjeść naszą armię. Jedne upodobają sobie dzień, inne noc.

No patrz, Stasiu, patrz! Oni tam piją, jedzą, hulanki odprawiają, a my co... na parkingu przed płotem.

Grafika wygląda ślicznie. Kolorowo, ale nie kiczowato. Dominują ciepłe, nasycone, jesienne barwy. Obiekty są szczegółowe, a światło i cień dynamiczne. Jeden obiekt może składać się z grubsza nawet z 2500 polygonów, a postacie do 6000. Twórcy chełpią się, że przy dużym zoomie można będzie kontemplować pojedyncze listki na drzewie. Czaad. ;-)

Animacje robią wrażenie. Każdy z dinozaurów zachowuje się tylko w sobie właściwy sposób. Weźmy takiego Stegozaura. Na swoich słoniowatych nóżkach i z móżdżkiem wielkości fistaszka może wydawać się dość flegmatyczny i nierozgranięty, ale to przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy niczym pałkarz drużyny baseballowej weźmie zamach na wroga ogonem opatrzonym w wielgachne kolce. Z kolei Tyranozaur to furiat z klasą. Atakuje nerwowo. Doskakuje, odskakuje, szybko, płynnie, z gracją. Przeciwnicy fruwają w powietrzu, a Rex, co tłustszego woja podrzuca do góry i zjada jak orzeszka w czekoladzie.

ParaWorld chodzi na silniku Pest, który SEC stworzył specjalnie na potrzeby tej gry. Autorzy gry zapewniają, że singleplayer dostarczy przeszło 30 godzin zabawy.

Noo, no daj pyska!

Krótko mówiąc – ujął mnie pomysł takiej gry. Ujął mnie w pół. I tylko jedna sprawa kładzie się cieniem na moim entuzjaźmie. Data premiera gry – koniec marca przyszłego roku.

Patrycja „SoleilNoir” Rodzińska

ParaWorld

ParaWorld