Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Testament Sherlocka Holmesa Recenzja gry

Recenzja gry 3 października 2012, 08:43

autor: Katarzyna Michałowska

Recenzja gry Testament Sherlocka Holmesa - mroczna przygoda nie tylko dla fanów gatunku

Dobra passa twórców przygodówek trwa w najlepsze. Testament Sherlocka Holmesa to najlepsza gra z cyklu o słynnym detektywie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji X360, PS3

PLUSY:
  • niesamowicie wciągająca i zaskakująca opowieść;
  • niezrównani Holmes i Watson;
  • posępny, przejmujący klimat;
  • mnogość kapitalnych i zróżnicowanych zagadek;
  • udoskonalona oprawa wizualna i jak zawsze nastrojowa muzyka;
  • nawiązania do dawnych przygód Sherlocka;
  • imponujący czas trwania zabawy.
MINUSY:
  • zbyt skąpe opisy zagadek;
  • niekiedy długie loadingi;
  • wyczerpujące labirynty.

Autorzy wirtualnej serii o Sherlocku Holmesie wcale nie mają lekko. Wydawałoby się, że przy tak dużej popularności tego bohatera jest z czego czerpać i można odnieść sukces niewielkim kosztem. Paradoksalnie jednak fakt, że wszyscy znają przygody najsłynniejszego detektywa, stanowi solidne wyzwanie. Powielenie ich bowiem w grze, a zwłaszcza w grze adventure, nie miałoby większego sensu. Tu musi być tajemnica, niespodzianka, zagadka. Gwoli ścisłości: mnóstwo zagadek.

Zastanawiałam się zatem, czymże teraz zaskoczą nas twórcy z Frogwares, tym bardziej że w dwu ostatnich odsłonach cyklu dali popis pomysłowości, konfrontując bohatera z równie jak on znanymi przeciwnikami. Kto zatem tym razem rzuca wyzwanie naszemu specowi od dedukcji? Tego akurat zdradzić nie mogę, powiem jedynie, że clou programu w najnowszej części serii nie stanowi osoba adwersarza, a fakt, że to Holmes zostaje oskarżony o kilka brutalnych morderstw. Tak, tak – Sherlock w roli ściganej zwierzyny, Sherlock, który musi się ukrywać, Sherlock, do którego zaufanie traci w końcu nawet Watson. To jest naprawdę coś!

Cała intryga rozwija się oczywiście stopniowo i początkowo sterujemy starym, dobrym, pewnym siebie czy wręcz bezczelnym Holmesem, który postanawia na własną rękę odkryć, kto stoi za zbrodnią popełnioną na biskupie Knightsbridge. Jednak dość szybko daje się zauważyć, że nasz ulubieniec, zazwyczaj z filozoficznym spokojem pykający fajeczkę, jest jakiś taki nerwowy, zdecydowanie bardziej skryty i skłonny do łamania przepisów prawa oraz nietłumaczenia się z niczego Watsonowi, nie mówiąc o unikaniu przedstawicieli Scotland Yardu. Pomału zatem sami zaczynamy nabierać podejrzeń, obserwując dziwne zachowanie detektywa i dając się wciągnąć w sieć niedopowiedzeń, niedomówień i zaskakujących oskarżeń pod adresem bohatera.

Testament Sherlocka Holmesa to już szósta część detektywistycznej serii (po Sherlock Holmes: Tajemnica mumii, Sherlock Holmes i tajemnica srebrnego kolczyka, Sherlock Holmes: Przebudzenie, Sherlock Holmes kontra Arsene Lupin oraz Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz) i śmiało można rzec, że każda kolejna odsłona była lepsza od wcześniejszych. Nie inaczej jest i tym razem.

Gra klimatem bardzo przypomina poprzednią pozycję z cyklu, jest równie (jeśli nie bardziej) mroczna, a spora część akcji rozgrywa się w osławionym przez Rozpruwacza Whitechapel czy innych podobnie ponurych i obskurnych miejscach. Wytchnienie od ciemnej, szaroburej kolorystyki stanowi (tradycyjnie) mieszkanie obu panów oraz rezydencja pewnego sędziego (moja ulubiona lokacja ze względu na wystrój i świetne zagadki). Jednak generalnie jest straszno, niepokojąco i przygnębiająco, do czego przyczyniają się nie tylko mało radosne wnętrza i zewnętrza, ale i ścielący się dość gęsto trup, któremu w paru przypadkach musimy przyjrzeć się z bliska. Tymczasem autorzy – niestety dla estetów (czyli np. mnie), a stety dla wielbicieli makabry – zrezygnowali z umownego przedstawiania nieboszczyków (vide Kuba Rozpruwacz) i wzorem Przebudzenia musimy w zbliżeniu krok po kroku badać odrażające wręcz zwłoki. Jak na moje potrzeby mogłyby być one mniej naturalistyczne, ale zdaję sobie sprawę, że większość domorosłych śledczych będzie zapewne zachwycona. Zresztą – nie zamierzam ukrywać – mimo mojej niechęci do oglądania takowych widoków bez reszty dałam się porwać atmosferze gry, i to od pierwszych minut. Wiktoriańska Anglia, zarówno ta z wyższych sfer, jak i ta z brudnych uliczek pełnych przekupek i obdartusów ma swój wyjątkowy urok, któremu zawsze w tej serii ulegam. Nie mówiąc o uleganiu nonszalanckiemu wdziękowi Holmesa oraz ogromnej sympatii dla prostolinijnego Watsona.

Mimo że w Testamencie mamy jakby trochę mniej słownych przepychanek obu panów – widać Sherlock nie jest w nastroju do pokpiwania sobie z doktorka – ich rozmowy zachowały swój dawny charakter: dla wielkiego detektywa tradycyjnie oczywistych jest wiele kwestii, ze zrozumieniem których jego prostoduszny przyjaciel miewa problem. Dialogi to niewątpliwie jeden z atutów gry. Raz, że są one nieodzownym elementem całej serii, stanowiącym również o jej specyficznej aurze, dwa – wnoszą istotne informacje o fabule oraz sugestie co do naszych dalszych poczynań, trzy – dzięki wyraźnej poprawie oprawy wizualnej ogląda się je z prawdziwą przyjemnością.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.