Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Alan Wake Recenzja gry

Recenzja gry 24 lutego 2012, 11:46

autor: Filip Grabski

Lepiej późno, niż wcale - recenzja gry Alan Wake na PC

Klimatyczny tytuł z Xboksa 360 potrzebował dwóch lat, żeby zawitać na PC. Gracze nie posiadający konsoli Microsoftu powinni się cieszyć, bowiem gra prezentuje się znakomicie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • świetny, mroczny klimat;
  • przemyślana, dojrzała, satysfakcjonująca historia;
  • rewelacyjna oprawa audio-wideo;
  • masa popkulturowych smaczków i nawiązań;
  • dobra optymalizacja.
MINUSY:
  • drobne błędy w tłumaczeniu;
  • nierówny poziom odcinków.

Recenzję pecetowego Alana Wake’a można zacząć od rozpatrywania polityki wydawniczej wielkich koncernów i trudnych decyzji, jakie muszą podejmować małe studia. Pierwotnie gra powstawała z myślą o pecetach, potem (wraz z pieniędzmi Microsoftu) przyszła zmiana planów i produkcja pojawiła się tylko na X360. Pozwólcie jednak, że na tym zakończę ten temat. Wszak najważniejszy dla przeciętnego gracza jest fakt, że Alan Wake wrócił do macierzy i zrobił to w doskonałym stylu.

Dzieło studia Remedy to przygodowa gra akcji utrzymana w konwencji horroru. Najbliższe skojarzenia powinny nasunąć Wam serię Silent Hill, choć różnica między tymi tytułami jest spora (Alan Wake jest pozycją dużo bardziej zręcznościową i zdecydowanie mniej straszną). Nie traktujcie tego jednak jako wady – wszak nie tylko Japończycy potrafią wyczarować na ekranie spowity mgłą, ciężki, dojrzały klimat. Jak się okazuje, Finowie również są uzdolnieni w tej dość hermetycznej dziedzinie. Dodatkowo najwyraźniej bardzo lubią książki Stephena Kinga, więc każdy fan jego twórczości i zagubionych gdzieś w gęstych lasach małych amerykańskich miasteczek bezwzględnie powinien zainteresować się perypetiami Alana. Remedy pokazało wielką klasę, którą wypada docenić.

Fabuła – serce utworu

Alan Wake jest odnoszącym sukcesy pisarzem, który postanowił zabrać żonę na krótki wypoczynek gdzieś z dala od miasta – jakiś czas wcześniej ukazała się jego najnowsza publikacja, a teraz przyszedł właściwy moment na chwilę oddechu, bowiem autor ma pewne problemy z rozpoczęciem kolejnej powieści. Para udaje się zatem do położonego w waszyngtońskich lasach miasteczka Bright Falls, w którym wszyscy się znają, są dla siebie mili (a dla Alana szczególnie, wszak jest sławny), okolica jest wyjątkowo malownicza i… Ach, no tak. Taki drobiazg. Z obecnym przy miejscowości jeziorem związana jest mroczna i niszczycielska siła, która odciśnie swoje straszliwe piętno na życiu bohatera. Tuż po otwierającym zabawę koszmarze przybywamy do skąpanego w słonecznych promieniach miasteczka, poznajemy mieszkańców, udajemy się do domku na wyspie, kłócimy z małżonką, a ta – w następstwie tajemniczych i niepokojących wydarzeń – znika, zostawiając zrozpaczonego Alana samego w środku nocy. Niewiele później okazuje się, że bohaterowi wyparował gdzieś tydzień, złowroga obecność wokół jest namacalna, dzieją się rzeczy niespotykane, a na dodatek najwyraźniej panu Wake'owi udało się napisać kolejną książkę, której strony będą odnajdywać się na różnych etapach przygody.

Remedy pozwoliło sobie na mały żart pod adresem Microsoftu, którego przedstawiciel w 2010 roku twierdził, że Alan Wake nie pojawi się ma pecetach, bo pewne gry przeżywa się lepiej, siedząc na kanapie przed dużym ekranem. Tymczasem po zeskanowaniu obecnego w drugim rozdziale gry kodu QR pojawia się taka oto wiadomość: Heh, okazuje się, że ta gra nie jest zła nawet, gdy nie siedzisz na kanapie podczas grania. Kto by się spodziewał!

Historia stworzona przez Sama Lake'a (scenarzysta z Remedy, którego twarz znają wszyscy grający w pierwszego Maksa Payne'a) to wielka siła tej produkcji. Gracz od samego początku wciągany jest w wir wydarzeń, a absolutnie fantastyczny patent ze wspomnianymi fragmentami napisanej przez bohatera książki w sposób dotąd niespotykany wpływa na odbiór całości. Dlaczego? Otóż opisane przez Alana w czasie zapomnianego tygodnia wydarzenia zaczynają dziać się naprawdę, a gracz nie natrafia na karty książki w chronologicznej kolejności. Czasem więc czytamy o rzeczach, które już się działy, lub o czymś, co rzuca dodatkowe światło na właśnie trwającą sekwencję, ale dużo częściej dowiadujemy się o czymś, co dopiero będzie miało miejsce (nierzadko nawet kilka godzin później). Doskonały sposób ciągłego trzymania w napięciu, który idealnie współgra z formatem serialu telewizyjnego: Alan Wake to 6 odcinków, z których każdy kończy się dobrze zbudowanym cliffhangerem, a kolejny startuje montażem przypominającym najważniejsze fakty. Zmyślne.

Historia jest w nieprzyzwoitym wręcz stopniu inspirowana twórczością Stephena Kinga, a cytat z mistrza pojawia się już na samym początku: „Koszmary istnieją poza logiką i nie ma zbyt wiele zabawy w ich wyjaśnianiu; wyjaśnienia są antytezą poetyki strachu”. To zdanie świetnie opisuje kolejne kilkanaście godzin, jakie spędzamy z Alanem. Tajemnice się namnażają, opowieść pogłębia, okazjonalnie poznajemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, a im bliżej finału, tym robi się bardziej „horrorowo”. Przy okazji twórcy wzięli sobie do serca drugą część powyższej myśli i po obejrzeniu finałowej sceny bardzo dużo pozostaje do własnej interpretacji. Jak u Kinga. Niestety, ma to też inną stronę – tak samo jak w książkach Amerykanina, tak i tu daje o sobie znać zmęczenie materiału. Po absolutnie fenomenalnych czterech epizodach (tylko za nie chłopaki z Remedy mają u mnie dozgonną dostawę wielkiego chleba z wypełnionym kiełbasą gorącym żurkiem) następują słabsze dwa ostatnie odcinki – za mało przygody, za dużo strzelania. Na szczęście tak dobre początkowe wrażenie trudno zatrzeć, a zaludniony kapitalnie nakreślonymi postaciami (agent pisarza – Barry Wheeler – to świetny i zabawny pomocnik, odciągający uwagę od ciężkiej i strasznej historii) świat gry będzie do Was wracał także po zakończonej zabawie.

Filip Grabski

Filip Grabski

Z GRYOnline.pl współpracuje od marca 2008 roku. Zaczynał od pisania newsów, potem przeszedł do publicystyki i przy okazji tworzył treści dla serwisu Gameplay.pl. Obecnie przede wszystkim projektuje grafiki widoczne na stronie głównej (i nie tylko) oraz opiekuje się ciekawostkami filmowymi dla Filmomaniaka. Od 1994 roku z pełną świadomością zaczął użytkować pecety, czemu pozostaje wierny do dzisiaj. Prywatnie ojciec, mąż, podcaster (od 8 lat współtworzy Podcast Hammerzeit) i miłośnik konsumowania popkultury, zarówno tej wizualnej (na dobry film i serial zawsze znajdzie czas), jak i dźwiękowej (szczególnie, gdy brzmi ona jak gitara elektryczna).

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

U.V. Impaler Ekspert 15 sierpnia 2012

(PC) Gdybym miał sugerować się wyłącznie pierwszym wrażeniem, napisałbym, że Alan Wake to gra absolutnie wyjątkowa, cechująca się nie tylko niebanalną fabułą i wspaniałą oprawą audiowizualną, ale też kapitalnym klimatem. Miałbym ku temu solidne podstawy, bo też na początku dzieło rodem z Krainy Tysiąca Jezior dosłownie wbiło mnie w fotel i nie pozwoliło odejść od monitora przez całe popołudnie. Niestety, im dłużej trwał mój pobyt w miasteczku Bright Falls, tym większe zacząłem odczuwać znużenie. W rezultacie zaliczenie tej długiej, bo trwającej ponad dziesięć godzin przygody, zajęło mi prawie dwa tygodnie, a w końcówce musiałem się do odpalenia gry dosłownie zmuszać. Radość obcowania z tą strzelaniną skutecznie odebrała im jej najpoważniejsza wada – monotonna i nudna jak flaki z olejem rozgrywka.

7.0

Adrian Werner Ekspert 12 marca 2012

(PC) Recenzja gry Alan Wake w wersji na PC.

7.5

eJay Ekspert 24 lutego 2012

(PC) Hit z Xbox 360 trafia na PC. I robi to w bardzo dobrym stylu. Alan Wake pomimo wad jest naprawdę dobrym thrillerem, który miksuje ze sobą strach i mrok w odpowiednich proporcjach.

7.5
Alan Wake - recenzja gry
Alan Wake - recenzja gry

Recenzja gry

Po długoletniej śpiączce Alan w końcu został obudzony. I martwimy się, czy aby nie wstał lewą nogą.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.