Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 5 grudnia 2011, 11:16

autor: Przemysław Zamęcki

Dziesięć lat Master Chiefa - recenzja gry Halo: Combat Evolved Anniversary

Halo: Combat Evolved dziesięć lat temu sprzedało pierwszego Xboksa. Dzisiaj to zasłużony staruszek, któremu wydawca postanowił przeszczepić serce. Inicjatywa godna pochwały, choć skierowana raczej tylko do fanów i pasjonatów gier.

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Dziesiąta rocznica wydania to idealny moment, by sprawdzić, czy przedstawiciel tzw. klasyki (kwestią sporną może być okres, po jakim gra się do niej zalicza, ale umówmy się, że na potrzeby tego tekstu będzie to właśnie dziesięć lat) przeszedł próbę czasu. Jak uczy doświadczenie, to wystarcza, aby zarówno sposób projektowania gier, jak i ich oprawa audiowizualna zmieniły się na tyle, by nie dało się owych zmian nie zauważyć gołym okiem. Przynajmniej w zdecydowanej większości przypadków. Odświeżona edycja Halo: Combat Evolved na fali mody przypominania współczesnym użytkownikom konsol niegdysiejszych hitów, ma – jak mi się wydaje – podtrzymać zainteresowanie serią do czasu ogłoszenia dokładnej daty premiery części czwartej. W odróżnieniu od konkurencji autorzy nie poszli jednak na łatwiznę i nie zadowolili się jedynie podbiciem rozdzielczości, uważając sprawę za załatwioną, a przygotowali nieco bardziej rozbudowany, znacznie podrasowany graficznie, choć wciąż wierny oryginałowi remake, który z pewnością wyciśnie nostalgiczną łezkę z oczu niejednego fana. A być może skusi także kilku nowych graczy – tych, którzy do tej pory żyli w błogiej nieświadomości istnienia kolorowego uniwersum wielkiego pierścienia. Jest w ogóle ktoś taki?

Desant na plaży na struktury Covenantów. Uwagę zwraca fantastyczne tło.

– Halo, Master Chief z tej strony

Główną atrakcją gry jest unowocześniona audiowizualnie kampania, w której jako superżołnierz Master Chief stajemy przeciwko federacji obcych ras, czyli tzw. Covenantów. Miejsce akcji stanowi ogromny kosmiczny obiekt przypominający pierścień, posiadający własny ekosystem, a co za tym idzie i atmosferę. Halo ma być potężną bronią zaginionej w mrokach dziejów rasy, zaś naszym zadaniem jest przebicie się przez zastępy wroga do ichniego centrum sterowania.

Ludzie i Covenanci posługują się odmiennym uzbrojeniem – podczas gdy my siejemy, gdzie się da, ołowiem, nieprzyjaciel korzysta wyłącznie z różnego rodzaju broni energetycznej. Zachowanie zarówno jednych, jak i drugich zupełnie nie zmieniło się od czasu ukazania się oryginalnej wersji gry, tak więc osoby, które ukończyły ją 10 lat temu, poczują się jak w domu.

To samo można powiedzieć o działaniach sztucznej inteligencji w trakcie potyczek. Czy się to komuś podoba, czy nie, kolorowe „kosmoczki”, z którymi malkontenci kojarzą tę serię, mogą być wzorem i przykładem na to, jak powinien radzić sobie inteligentny przeciwnik. Sensownie korzystają z wszelkich osłon, niespodziewanie uskakują, gdy zostaną wzięte na celownik, potrafią nawet zorganizować się w skutecznie działające grupy. Jest to szczególnie widoczne na wyższych poziomach trudności.

W grze przygotowano także coś w rodzaju encyklopedii uniwersum, którą można obsługiwać np. za pomocą Kinecta.

W opozycji do sprytu Covenantów jest Flood. Bezmyślna masa zmutowanych humanoidów, pchająca się w ilościach hurtowych wprost pod lufę naszego karabinu, jako żywo przypomina świt ery strzelanin pierwszoosobowych. Każdy, kto pamięta długaśny poziom biblioteki w wersji oryginalnej, gdzie Flood atakował nas setkami, przeżyje deja vu, bowiem pod tym względem nic się w remake`u nie zmieniło.

Mam wrażenie, że autorom udało się bardzo wiernie odtworzyć mechanikę rozgrywki oryginału. Samo wyczucie broni, sposób poruszania się, eliminacja przeciwników są takie, jakie pamiętam sprzed lat. Dla fanów będzie to nostalgiczny powrót, osoby, które po raz pierwszy zetkną się z tym tytułem, będą zaś miały okazję przekonać się, jak konsolowcy bawili się w czasach, kiedy na komputerach królował Quake III. Bo wbrew pozorom, aby ukończyć grę na poziomie heroic czy legendary, trzeba wykazać się nie lada „skillem”.

Kolorowe jarmarki

Inicjatywa, polegająca nie tyle na odrestaurowaniu starej gry, co jej faktycznym przygotowaniu od nowa, godna jest naśladowania. To kamyczek do ogródka wszystkich tych wydawców, którzy uważają, że – by zarobić kilka dolarów więcej – wystarczy podbić rozdzielczość i wydrukować nową okładkę. Ekipa 343Industries wykonała świetną robotę, zmieniając absolutnie każdy element stetryczałej oprawy graficznej. Modele obiektów są dużo bardziej złożone i powleczone zupełnie nowymi teksturami. Wprowadzono nowoczesne oświetlenie tam, gdzie go wcześniej nie było, a korytarze, czy to statku covenantów, czy podziemnych struktur, otrzymały zróżnicowany wygląd, dzięki czemu lokacje nie są aż tak nudne i przytłaczające jak wcześniej.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.