Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 maja 2011, 10:28

L.A. Noire - recenzja gry

Gra L.A. Noire odkurza nieco zapomniane opowieści detektywistyczne i prezentuje je w nowoczesnej, bardzo atrakcyjnej formie. Nietypowa, oryginalna i pasjonująca - debiut jak marzenie.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Nie pamiętam już dokładnie, kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten tytuł, ale było to wieki temu, gdzieś około premiery drugiego Half-Life. Pierwotnie gra L.A. Noire miała ukazać się wyłącznie na konsolę PlayStation 3 – dopiero gdy projektem zainteresowali się ludzie z Rockstar Games, zdecydowano się przygotować również wersję na Xboksa 360. W ciągu siedmiu lat produkcji twórcy obiecali wielki powrót opowieści detektywistycznych, konsekwentnie ignorowanych przez deweloperów w ostatnim czasie, a także zaprezentowanie technologii, pozwalającej wykreować na ekranie telewizora najbardziej realistyczne animacje twarzy w dziejach. I jak się okazało, obietnice te zostały spełnione.

Phelps karierę zaczyna od patrolowania ulic Los Angeles.

Zanim dokładniej omówimy debiutanckie dzieło firmy Team Bondi, odpowiedzmy sobie na podstawowe pytanie: czym właściwie jest L.A. Noire? Klonem serii Grand Theft Auto? Absolutnie nie. Konkurentem drugiej Mafii? Prędzej, choć takie stwierdzenie również nie oddaje w pełni faktycznego stanu rzeczy. Tak naprawdę australijski produkt trudno w ogóle traktować w kategorii gry akcji. Rozgrywkę zbudowano na przygodówkowym fundamencie, natomiast całą resztę, czyli strzelaniny, jazdę samochodem oraz inne elementy zręcznościowe, należy potraktować w charakterze przystawek do głównego dania, które na dodatek można zignorować bądź pominąć. Zdziwieni? Nie ukrywam, że ja również byłem.

Głównym bohaterem gry jest Cole Phelps – weteran walk z Japończykami podczas II wojny światowej, który po zakończeniu tego największego w dziejach konfliktu zbrojnego powraca do Los Angeles i wstępuje do policji. Wyróżniający się funkcjonariusz drogówki dostaje swoją wielką szansę, kiedy udaje mu się zebrać dowody przeciwko pewnemu przestępcy, a następnie ująć go. Kapitan komisariatu, gdzie na co dzień pracuje nasz podopieczny, otwiera przed nim furtkę do kariery, pozwalając dokonać ważnego przesłuchania. Policjant wywiązuje się z powierzonego zadania wzorowo – po krótkiej rozmowie bandzior przyznaje się do winy i sprawa zostaje zamknięta. W tym momencie Phelps kończy żywot krawężnika, a następnego dnia do pracy zamiast munduru ubiera garnitur. A że w Mieście Aniołów świrów nie brakuje, świeżo upieczony detektyw ma pełne ręce roboty.

Gra została podzielona na zamknięte rozdziały, w których zajmujemy się jedną, konkretną sprawą. Jest ich w sumie 21, czyli na pierwszy rzut oka niewiele, ale w rzeczywistości naprawdę dużo. W tym względzie mylący jest początek zmagań, kiedy poszczególne łamigłówki rozwiązuje się szybko, a przestępcy trafiają do pudła w ekspresowym tempie. Dopiero później, gdy na biurku Phelpsa lądują akta z naprawdę poważnymi sprawami, czas rozgrywki wyraźnie się wydłuża. W rezultacie na ukończenie głównego wątku trzeba poświęcić co najmniej dwadzieścia godzin – jeśli dorzucimy do tego mniejsze przestępstwa oraz poszukiwanie znajdziek różnego sortu, z L.A. Noire spędzimy godzin kilkadziesiąt.

Wizyta w sklepie z bronią pomoże zidentyfikować właściciela pistoletu znalezionego na miejscu zbrodni.

Warto od razu zaznaczyć, że produkt firmy Team Bondi nie jest sandboksem. Owszem, mamy tu olbrzymie i otwarte miasto, blisko sto rodzajów samochodów, które możemy w dowolnym momencie zarekwirować (stróżowie prawa w L.A. Noire mogą wiele) i czterdzieści drugorzędnych misji, do zaliczenia których nikt nas nie zmusza, ale ogólnie rzecz ujmując, poziom swobody przypomina ten z drugiej Mafii, a to oznacza, że nie ma jej praktycznie w ogóle. Sprawy rozwiązuje się jedną po drugiej i choć w obrębie danego scenariusza możemy sobie pozwolić na luźne przejażdżki po ulicach Los Angeles, to i tak nie ma to znaczenia, bo poza wykonywaniem obowiązków detektywa, w metropolii można ze świecą szukać jakichkolwiek dodatkowych aktywności.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

eJay Ekspert 14 stycznia 2012

(PC) Dla Team Bondi był to początek końca, a dla graczy szansa na jedną z najbardziej oryginalnych i odważnych gier ostatnich lat.

8.0

Strvnsk VIP 28 maja 2020

(PC) Zgadzam się z opinią, że po jakimś czasie gra staje się powtarzalna, ale wciągająca fabuła osadzona w powojennych stanach, nieświęty główny bohater i przede wszystkim oryginalny pomysł robią robotę.

9.0
Recenzja gry L.A. Noire na XOne X – powrót do Miasta Aniołów w 4K
Recenzja gry L.A. Noire na XOne X – powrót do Miasta Aniołów w 4K

Recenzja gry

Remasterów ci u nas dostatek, ale i L.A. Noire przyjmiemy jako zwiastun dobrej zabawy. Nawet jeśli jest on wykonany trochę po łebkach, a od samego Rockstara wypada oczekiwać czegoś więcej.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.