Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 października 2009, 08:47

autor: Przemysław Zamęcki

Star Wars: The Clone Wars - Republic Heroes - recenzja gry

Nowa gra o Wojnach Klonów chyba minęła się z oczekiwaniami fanów Gwiezdnych Wojen. A szkoda, bo zapowiadało się całkiem nieźle.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Od wielu lat mam wrażenie, że Gwiezdnym Wojnom lepiej byłoby bez George’a Lucasa. Nie filmom jako takim, ale całemu towarzyszącemu im zjawisku i marnowaniu licencji na różne kolorowe wynalazki. Sir Alec Guiness, odtwarzający w starej trylogii rolę Obi-Wana, chyba przekręciłby się w grobie, gdyby dowiedział się, że ta tajemnicza Wojna Klonów, o której opowiadał młodziutkiemu Luke’owi w małej chatce na Tatooine, to w zasadzie wesoła parada fajerwerków odgrywana w rytm brzęczenia skrzydeł przerośniętych much, tańczących robotów i serialu dla nastolatków. Rozmienianie się na drobne słynny miłośnik flanelowych koszul opanował po mistrzowsku, a gra Star Wars: The Clone Wars – Republic Heroes jest jednym lepszym tego przykładów.

Na początku warto wyjaśnić kilka palących kwestii. Zbieżność tytułów Republic Heroes i świetnego Republic Commando sprzed czterech lat jest całkowicie przypadkowa i obie gry nie mają ze sobą nic wspólnego poza tym, że tłem ich wydarzeń jest globalna wojna galaktyczna pomiędzy siłami federacyjnymi i separatystami. Dzieło australijskiej firmy Krome Studios powstało na kanwie serialu i według słów autorów jest pomostem łączącym pierwszy i drugi sezon. Po trzecie w końcu, z całą pewnością nie jest to najsłabsza gra wykorzystująca licencję Gwiezdnych Wojen, choć to akurat dla fanów żadna pociecha.

Czasem, aby rozwinąć akcję,trzeba skorzystać z umiejętności przeciwników.

W założeniach twórców Republic Heroes miało być chyba ich osobistą wariacją na temat LEGO Star Wars. Kolorowa platformówka skierowana do młodszego odbiorcy wykorzystuje atrakcyjną licencję i postacie bohaterów niemal żywcem wyciągnięte z serialu. Zresztą jeszcze na długo przed premierą producent chwalił się, że ma dostęp do wszelkich danych i modeli użytych przy powstawaniu filmu. Klockowy sztafaż został więc zastąpiony serialowymi, nieco karykaturalnymi postaciami, tła pociągnięto mdłymi, pastelowymi kolorami i ustawiono kamerę, na którą gracz nie ma żadnego wpływu. Całość oczywiście skonstruowano tak, aby dwie osoby jednocześnie mogły hasać po rozstawionych platformach w trybie kooperacji. Założenie było więc odważne, ale niestety wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Gra składa się z kilkudziesięciu krótkich poziomów podzielonych na trzy akty. Większość z nich można ukończyć w czasie poniżej 10 minut. Całość spokojnie da się przejść w cztery do pięciu godzin, co akurat w tym przypadku jest i tak czasem wystarczającym ponad miarę. No chyba, że ktoś pragnąłby przy Republic Heroes umrzeć z nudów.

Nie mam najlepszego zdania o tym tytule, choć od samego początku nic nie zapowiadało aż takiego rozczarowania. W udostępnione wcześniej demo grałem z przyjemnością i podobnie było również z kilkoma początkowymi poziomami występującymi w pierwszej wersji. Nie zdążyły mnie jeszcze znudzić, choć o wielkich emocjach podczas zabawy też trudno mówić.

Poza monotonią, największą wadą gry jest nieruchoma kamera od czasu do czasu pokazująca nie do końca to, co grający powinien widzieć. To jednak zdarza się często w różnych tytułach i co najwyżej wymaga krótkiej wzmianki. Ale nie w przypadku Republic Heroes. Tutaj kamera wyświetla bowiem obraz z wyraźnie skróconą perspektywą, co z jednej strony miało zapewne sprawiać wrażenie, że mamy do czynienia z grą w tzw. 2,5D, a z drugiej powoduje tak niesamowitą frustrację, że mniej cierpliwa osoba jak nic rąbnie klawiaturą albo padem o ścianę. Owo skrócenie perspektywy przyczyniło się bowiem do zaburzenia odpowiedniego wrażenia głębi obrazu, a w rezultacie do niemożności dokładnego wyczucia, w które miejsce należy wykonać skok czy też gdzie spadnie postać, jeżeli akurat już znaleźliśmy się w powietrzu. Z tego powodu do banalnych wręcz fragmentów różnych poziomów musimy podchodzić po kilka razy, bo to, co widzi nasze oko, a to, co pokazuje gra, nie jest do końca tożsame. Na szczęście checkpointy występują na tyle często, że częściowo łagodzą reakcję gracza.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.