autor: Łukasz Malik
Batman: Arkham Asylum - recenzja gry
Trzy tygodnie po premierze konsolowych edycji Batman: Arkham Asylum chyba już nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych gier akcji ostatnich miesięcy. Teraz czas na zapoznanie się z edycją pecetową.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Trzy tygodnie po premierze konsolowych edycji Batman: Arkham Asylum chyba już nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych gier akcji ostatnich miesięcy. Teraz, gdy na rynek trafia edycja pecetowa, pora przyjrzeć się, cóż takiego zmajstrowali Brytyjczycy z Rocksteady Studios, że wszyscy wyrażają się o ich dziele w samych superlatywach.
Po pierwsze Batman
Arkham Asylum w genialny sposób wykorzystuje komiksową licencję, czerpiąc ponadto garściami z całego popkulturowego dorobku, w jaki przez lata obrósł Mroczny Rycerz. Znajdziemy tu trochę burtonowskiej wizji Batmana, a miłośnicy kreskówki Batman: The Animated Series z lat 90 usłyszą w akcji większość aktorów z serialu. Największą frajdę jednak będą mieli fani komiksów, którzy co rusz znajdą rozmaite smaczki i nawiązania do swojej ulubionej serii. Autorzy gry w zasadzie całkowicie odcięli się od realistycznej wizji Rycerza Gotham, zaserwowanej przez Christophera Nolana w dwóch ostatnich filmach – może poza „zapożyczeniem” jednego motywu muzycznego, który uważne ucho może wyłapać. Pozostaje jeszcze jeden osobliwy szczegół.
Po drugie Joker
Podobnie jak w Mrocznym rycerzu Nolana sama postać Batmana jest generalnie najmniej ciekawa spośród całej gromady złoczyńców, z jakimi się spotykamy. Ot, z kamienną twarzą rzuca on jakieś bezpłciowe teksty (na szczęście bez chrypy Bale’a). Reszta dialogów, które słyszymy, na szczęście nadrabia z nawiązką całą fabularną nijakość głównego bohatera, który za to w spektakularny sposób spuszcza bandziorom manto. W historii opowiedzianej w Arkham Asylum to Joker jest gwiazdą całego przedstawienia i to on pociąga za sznurki, realizując swój plan (przynajmniej do czasu) zawsze wyprzedzając Batmana o krok. Mark Hamill, który podkłada mu głos, wspiął się na wyżyny dubbingowego aktorstwa i naprawdę tchnął życie w zlepek wielokątów pokryty teksturami.
Zabawa rozpoczyna się, gdy w strugach deszczu Batmobil przecina ulice Gotham. Mroczny Rycerz pojmał Jokera i odwozi go do szpitala dla obłąkanych, w którym przebywają wszyscy najwięksi złoczyńcy miasta. Po dotarciu na miejsce, jak nietrudno się domyślić, Joker wymyka się ochronie i wdraża w życie misternie przygotowany plan, wraz ze swoimi poplecznikami przejmując kontrolę nad Arkham. Batman staje się zabawką w rękach superzłoczyńcy, który wodzi go za nos. Musicie mi uwierzyć, że im mniej napiszę o fabule, tym lepiej – przyjemność z odkrywania kolejnych wątków i napotykania kolejnych czarnych charakterów z uniwersum jest gigantyczna. Nie zepsuję jednak nikomu zabawy, jeżeli zdradzę, że w grze występuje Strach na Wróble. O ile same zmagania z nim nie budzą jakiegoś ogromnego zachwytu, to okoliczności, w jakich się pojawia, są po prostu genialne! Z pozostałymi bossami jest nieco gorzej, ale i tak możliwość spotkania części z nich to prawdziwa przyjemność. Mimo wszystko po ukończeniu gry czujemy pewien niedosyt. Nie można mieć jednak wszystkiego – coś musi zostać na kolejne gry z serii, które – mam nadzieję – powstaną.