autor: Maciej Makuła
Fuel - recenzja gry
Wyścigi w olbrzymim, postapokaliptycznym świecie rodem z filmu Pojutrze – to nie mogło się nie udać. Na pewno nie mogło?
Techniki ograniczania obszaru działań gracza to rozległy, godzien osobnego artykułu, temat. Spotykaliśmy magiczne, niewidzialne ściany, czasami teren gry otaczany był górami nie do zdobycia lub okazywało się, że gracz ląduje na mniej lub bardziej rozległej wyspie. A to tylko pierwsze lepsze przykłady ograniczeń, które akurat przyszły mi na myśl. W przypadku Fuel pewnie też jakieś istnieją, ale – wyobraźcie sobie – nie miałem okazji się z nimi zetknąć.
Nie kryję, że przepis na Fuel od początku wydał mi się niezwykle intrygujący, kuszący i z miejsca uczynił zeń jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier. Otóż, zaczynamy od stworzenia olbrzymiego świata. Żeby było ciekawiej – niechaj będzie to ziemia przyszłości, nękana przez kataklizmy rodem z filmu Pojutrze (zatopione miasta, szalejące tornada, wichury, pożary etc.). To pozwoli bowiem na zachowanie pewnej spójności – będzie trochę pustawo, ale czegóż innego oczekiwać w końcu od postapokaliptycznego krajobrazu?
A teraz gwóźdź programu – na takim tle tworzymy grę wyścigową, w której gracz, mogąc swobodnie ów świat przemierzać, ściga się z jemu podobnymi niedobitkami o resztki paliwa – najbardziej pożądanego surowca-waluty. Brzmi to jak marzenie wielu – przyjrzyjmy się więc, czy owo marzenie wyszło obronną ręką ze zderzenia z rzeczywistością.
Nowy, wspaniały świat
Miejsce akcji już przed premierą zdążyło urosnąć do miana czegoś wyjątkowego (patrz wpis do Księgi Rekordów Guinessa). Autorzy oddali do dyspozycji graczy 14400 kilometrów kwadratowych naprawdę zróżnicowanych krajobrazów. I jest to wreszcie świat bez uproszczeń – nie lunapark, w którym na małej przestrzeni mamy upchniętą gorącą pustynię, zaśnieżone góry, rzeczki, krzaczki i trzy skarłowaciałe miasta, między którymi można by spokojnie poruszać się pieszo, ale dla zachowania pozorów normalności – lata się samolotami. Nie, Fuel oferuje naprawdę realistycznie odwzorowane środowisko, w którym ze względu na skalę autorzy nie musieli uciekać się do żadnych sztuczek. Jest ono przy tym bardzo szczegółowe – co istotne, bo zawsze rodzi się obawa, że wszystko będzie, co prawda, rozległe, ale pustawe i grubo ciosane. Tymczasem twórcy zadbali, by pod tym względem Fuel nie odstawał od gier wyścigowych z terenem "mniejszego kalibru".
Niestety, gra w żaden sposób nie zachęca do angażowania się w eksplorację. Cały motyw swobodnego poruszania się po olbrzymim terytorium jest w zasadzie tylko dodatkiem do głównych trybów zabawy, którymi są wyścigi z serii Career oraz Challenge (ot, wyzwania). Można wprawdzie, wzorem Burnout Paradise, przemieszczać się między poszczególnymi imprezami własnoręcznie, niemniej zwyczajnie dużo prościej jest wybierać je z głównego menu – oszczędzamy wówczas czas. No i mamy pewność, że i tak niczego nie stracimy – postęp w grze wiąże się z postępem we wspomnianych trybach, a wałęsając się po mapie, możemy najwyżej podziwiać widoki i gdzieniegdzie znaleźć ukryte beczki z paliwem.