Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 lipca 2001, 12:45

autor: Fajek

Half-Life: Blue Shift - recenzja gry

Blue Shift kontynuuje wszystkie dobre tradycje do których przyzwyczaiła nas seria Half-Life, jednocześnie dając nam możliwość spojrzenia na rozgrywający się dramat z zupełnie nowej perspektywy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

To miał być zwykły dzień... miał być...

Jak co dzień Barney wyszedł z domu dość wcześnie, gdyż był człowiekiem, który nie lubił się spóźniać. Jednocześnie biorąc pod uwagę to, że służby drogowe ostatnio robią dużo zamieszania w obrębie jego dzielnicy nazywając to remontami istniało duże prawdopodobieństwo, że straci trochę czasu przez te wszystkie dziury i wykopy na ulicach. 30 minut później sunął już autostradą w kierunku pustyni, na której był jeden z ośrodków badawczych. Gdy przyjmował się kilka lat temu do pracy, jedyną dziwną rzeczą była nazwa owego ośrodka: Black Mesa. Jednak dziwnych rzeczy było więcej, niestety Barney o tym nie wiedział.

Gdy dojechał do bramy, która oddzielała ośrodek od reszty świata do jego samochodu podszedł strażnik. Bardziej oficjalnie niż zwykle poprosił o okazanie legitymacji, po czym dał znak do otwarcia bramy. Podczas kilkuminutowej podróży przez tereny ośrodka, Barney zauważył, że panuje dziwne ożywienie. Część ludzi biegała, inni nerwowo rozmawiali ze sobą. W każdym razie po dotarciu na miejsce poszedł do budynku skąd specjalną kolejką mógł dostać się do podziemnej części ośrodka Black Mesa. Podczas przejażdżki Barney zwrócił uwagę na to, że w Black Mesa dzieje się coś nietypowego. Gdy dotarł na miejsce, jego zmiennik poprosił go o okazanie autoryzacji, dzięki której mógł wejść dalej. Zaraz po wejściu jego kolega, Gary powiedział żeby szybko się przebrał w mundur i zgłosił w sekcji „D” gdzie dostanie dalsze rozkazy. Barney pobiegł w kierunku szatni, szybko otworzył swoją szafkę, przebrał się w mundur, założył kamizelkę kuloodporną i pobiegł do strefy „D”. Był to obszar bazy gdzie rzadko przebywał, dlatego początkowo obawiał się czy nie pomylił korytarzy. Przyspieszył kroku, gdyż podświadomie czuł, że musi się spieszyć. Gdy doszedł na miejsce, czekało na niego 2 naukowców. Po ich minach wnioskować można było iż są nieco poirytowani jego spóźnieniem. Tym bardziej wydało mu się to dziwne, gdyż wcale się nie spóźnił. Jeden z panów w białych kitlach otworzył drzwi windy i poprosił o zajęcie miejsc. Winda ruszyła w dół. Barney co prawda wiedział, że część bazy znajduje się głębiej pod ziemią ale nigdy tam nie był. Tzn. Jego posterunek znajdował się wprawdzie pod powierzchnią ale było to tylko 10 metrów. Tymczasem wnioskują z prędkości z jaką poruszała się kabina musieli zjeżdżać kilkaset metrów w dół. Po kilku minutach, winda zaczęła zwalniać co sugerowało iż są już prawie na miejscu. Wtem, kabina stanęła w miejscu... 2m nad końcową stacją. Kolejne wydarzenia Barney pamięta jak z sennego koszmaru. Światłą awaryjne które włączyły się w momencie awarii, skutecznie pozbawiały go możliwości obserwacji wszystkiego co działo się wokół niego. Seria eksplozji która miała miejsce zniszczyła większość urządzeń w sali w której się częściowo znajdował. Biegający ludzie z grymasem panicznego strachu biegali w koło aby w rezultacie zginąć porażeni prądem lub zabici kolejną eksplozją. Ale nie to było najgorsze. Przez dziurę w ścianie windy spowodowanej jedną z eksplozji Barney zobaczył ciało jednego z naukowców, nad którym pochylało się coś czego nie chciałby zobaczyć w najgorszym koszmarze. I to coś właśnie kończyło posiłek jakim był nieżywy już naukowiec...

Tak zaczyna się kolejny epizod znanej chyba wszystkim gry Half-Life, zatytułowany Blue Shift. Fabuła toczy się wokół znanych z części pierwszej wydarzeń. Tym razem jednak wcielamy się w postać Barneya, jednego ze strażników pracujących w ośrodku Black Mesa. Pech chciał, że akurat podczas jego zmiany doszło do tego wypadku. O co chodzi zapytacie? Wystarczy sobie przypomnieć, co zdarzyło się podstawowej wersji Half-Life’a. Jeśli nadal nie wiecie co i jak, postaram się w skrócie wyjaśnić. Otóż w tajnej bazie Black Mesa prowadzone są eksperymenty z urządzeniami do przenoszenia pomiędzy wymiarami. I właśnie za sprawą takiego, zresztą nieudanego eksperymentu, do laboratorium dostają się obce formy życia. Co z tego wynika, każdy się domyśla. Trup ściele się gęsto, wszyscy w panice starają się wydostać z bazy, specjalne jednostki rządowe chcą wszystko zatuszować i likwidują każdego, kogo tylko napotkają na swojej drodze. A pośród tego całego zamieszania Ty, Gordon Freeman, jeden z naukowców który brał udział w tym feralnym eksperymencie. Akcja Blue Shift rozgrywa się w tym samym momencie z tą różnicą że jest przedstawiona oczami strażnika Barneya.

Wszystko zaczyna się w momencie gdy podczas podróży windą w głąb bazy dochodzi do wypadku. Wszędzie pojawiają się jakiś stwory niczym z sennych koszmarów, co krok natrafiamy na rozszarpane zwłoki czy to swoich kolegów czy naukowców biorących udział w eksperymencie. Wszędzie panuje półmrok, migają światła awaryjne; z popękanych rur wycieka woda, niektóre pomieszczenia są zupełnie zalane. Od razu przychodzi ma myśl stary, dobry Half-Life. Im dłużej poruszamy się po zniszczonej bazie tym bardziej klimat gry udziela się nam samym. Muszę przyznać, że kilka razy o mało nie spadłem z krzesła gdy idąc jednym z tych ciemnych korytarzy rzucił się na mnie mały stworek, coś ala „facehugger” (ten co się przyklejał do twarzy) z „Obcego”. Podobne efekty wywołują pseudo krokodyle plujące jakąś zieloną mazią i wyłażące spod wody. Okropieństwo! No ale takie jest życie i jako jedyny który może to wszystko naprawić musisz się tym zająć. Do twoich zadań należeć będą: zabijanie potworów (w tym: podróbek „facehugger’ów z Obcego, rozpłaszczonych krokodyli, zombie, ogromnych ośmiornic, jakiś mutantów przypominających skrzyżowanie bulterriera z prosiakiem, itd.), ratowanie naukowców oraz eliminowanie członków specjalnych oddziałów którzy przybyli do Black Mesa po to aby nic, a w szczególności nikt, nie wydostało się z niej. Żołnierze ci sprawiają nieco więcej kłopotów niż np. wyżej wymienione stwory gdyż posiadają broń i to zazwyczaj lepszą niż my sami. W zasadzie wszystko co napotkamy na naszej drodze jest nam znane z podstawowej wersji HL’a. Przeciwnicy, lokacje, bronie, zagadki. Różnica polega jedynie na spojrzeniu z nieco innej perspektywy.

Strona audio-wizulana gry, pomimo iż jest oparta na kilkuletnim już silniku pochodzącym z Half-Life’a prezentuje się bardzo okazale. Został on (silnik) nieco ulepszony względem pierwowzoru dzięki czemu grafika generowana przy jego pomocy wygląda bardzo atrakcyjnie. Pewnie, że nie jest to Unreal II czy Doom III ale ... w końcu to stary dobry Half-Life. Na słowa pochwały zasługuje strona dźwiękowa a dokładnie system dźwięku 3D. Przy zastosowaniu odpowiedniego zestawu głośnikowego (4 lub więcej źródeł dźwięku) czujemy się jakbyśmy naprawdę znajdowali się w samym środku „miedzy wymiarowej rzeźni”. Dokładnie słychać skąd nadchodzi wróg, gdzie mają miejsce eksplozje, w którym miejscu jest zamknięty strażnik.

Hmm... grywalność. W dwóch słowach? Bardzo dobra. Dynamiczna akcja, brak nudnych przestojów i dłużących się przechadzek po korytarzach Black Mesy. Ot, kwintesencja dobrej strzelanki. Jeśli już można coś fabule zarzucić to liniowość naszych zmagań. W zasadzie poruszać możemy się tylko w jednym konkretnym kierunku. Nie napotkamy problemów z gubieniem drogi czy poszukiwaniem wyjścia. Przez cały czas gry tylko raz zdarzyło mi się „zatrzymać” w jednej z lokacji. Pewnym problemem jest amunicja której jest po prostu nie wiele i trzeba obchodzić się z nią w miarę oszczędnie. I chyba w tym momencie przyszedł czas na wymienienie największej wady gry: długość, a raczej „krótkość”. Zanim miałem okazję zagrać w Blue Shift doszły mnie słuch iż faktycznie jest ona bardzo krótka. Postanowiłem więc sprawdzić w jakim czasie jestem w stanie ją skończyć. Włączyłem stoper i ... wraz z zabiciem ostatniej poczwary na zegarku zobaczyłem 1 godzina 55 minut. Muszę jednak zaznaczyć, iż grałem w sposób „hardcorowy”, czyli po prostu: „jak najszybciej, bez zwracania uwagi na cokolwiek”.

W takim razie, czy warto kupić Blue Shift czy też nie? TAK! Half-Life jest grą świetną do dziś a Blue Shift jest niczym innym jak jego nieco inną wersją. Nawet jej długość nie powinna być problemem, gdyż każdemu „normalnemu” graczowi skończenie jej zajmie kilka godzin. Świetna, wciągająca akcja, rewelacyjny klimat, ciekawa fabuła i sprawdzone pomysły gwarantują, że poczujesz się jak strażnik Barney w tym całym zamieszaniu. Blue Shift kontynuuje wszystkie dobre tradycje do których przyzwyczaiła nas seria Half-Life, jednocześnie dając nam możliwość spojrzenia na rozgrywający się dramat z zupełnie nowej perspektywy.

FAJEK

Half-Life: Blue Shift - recenzja gry
Half-Life: Blue Shift - recenzja gry

Recenzja gry

Blue Shift kontynuuje wszystkie dobre tradycje do których przyzwyczaiła nas seria Half-Life, jednocześnie dając nam możliwość spojrzenia na rozgrywający się dramat z zupełnie nowej perspektywy.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.