autor: Maciej Bajorek
Pro Evolution Soccer 2008 - recenzja gry
Pro Evolution Soccer 2008 to niestety najsłabsza gra z serii, pełna błędów i niedoróbek. Na przełom trzeba raczej poczekać do przyszłego roku.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Przyznam, że do tej gry podchodziłem z ogromnymi nadziejami. Nie dlatego, że gram w „piłki” Konami od sześciu lat i bardzo je sobie cenię za różnorodność i długą żywotność. Po prostu liczyłem na konkretną ewolucję Pro Evolution Soccer w związku ze zmianą kluczowej platformy gry. O ile do tej pory seria była tworzona na PlayStation 2, to teraz Konami zdecydowało się przenieść produkcję na PC, by następnie konwertować na poszczególne maszyny. Dzięki temu producent mógł zyskać nieograniczone możliwości dodania i podrasowania różnych elementów, których nie był w stanie zrealizować ze względu na ograniczenia sprzętowe konsoli Sony. Nawet nie chodzi tutaj o podniesienie jakości grafiki, a raczej o masę nowych animacji, totalnie przebudowane AI itp., które wzniosłyby grę na wyższy poziom. Okazuje się jednak, że moje nadzieje były płonne i trzeba będzie jeszcze długo czekać na przełom.
Pudełko
Tym razem Pro Evolution Soccer, zamiast numerka oznaczony jest rokiem. Przypuszczam, że nie ma to żadnego znaczenia, a tylko miesza niepotrzebnie ludziom w głowach. Na okładce gry widnieją gwiazdorzy angielskiej Premiership – Cristiano Ronaldo i Michael Owen. Uwagę przykuwa fakt, że ten pierwszy przywdziewa koszulkę Portugalii; drugi natomiast ubrany jest trykot Newcastle United. Niestety, w tym roku Konami zrezygnowało z licencji Arsenalu i Manchesteru na rzecz Tottenhamu i Newcastle właśnie. Zupełnie niezrozumiałe to posunięcie, bo przecież są to kluby znacznie mniej utytułowane i sławne. Zresztą w ogóle nowych licencji nie jest zbyt wiele, bowiem postarano się jedynie o autentyczność kilkunastu europejskich oraz trzech południowoamerykańskich ekip. Pewną niespodzianką może być obecność na liście Wisły Kraków, co z pewnością spotka się z przychylnością rodzimych graczy (chociaż ktoś może powiedzieć: „Czemu nie Legia?!”). Jeśli zaś chodzi o nowe licencje zespołów narodowych, to warto jedynie wspomnieć o prawach do Brazylii, Wybrzeża Kości Słoniowej, Ghany oraz wcześniej wspomnianej Portugalii. W sumie nowych, w pełni licencjonowanych drużyn jest 34. Nie jest to oszałamiająca liczba, a na pewno już nie zrobi na nikim wrażenia, gdy okaże się, iż Konami wydało ostatnio 410 tysięcy euro na licencję Eredivisie. Strach pomyśleć ile firma płaci pozostałym licencjonodawcom; już nawet nie wspominając o ewentualnych przyszłych inwestycjach i najbardziej medialnej lidze świata, czyli Premiership. Należy jeszcze wspomnieć, że w Pro Evo 2008 wciąż brak Bundesligi, nawet takiej „udawanej”. Ale furtka jest otwarta, sloty na drużyny dostępne. Ambitni i chętni mogą sobie odtworzyć braki.
Składy zespołów są dość aktualne, ale niestety zdarzają się pomyłki. Największą jest obecność Antonio Puerty w składzie FC Sevilla, który – jak wszyscy dobrze wiedzą – zmarł w tragicznych okolicznościach. Nie wiadomo też, co robi Ole Gunnar Solskjaer w Manchesterze United. Jakub Błaszczykowski, według Konami, nazywa się Braszczykowski, ale to akurat wybaczam – mała literówka. Pierwsze jedenastki teamów są dobrane przeważnie niezbyt trafnie. Pal licho, gdy gramy z żywym przeciwnikiem, bo ten potrafi wstawić takiego Ronaldinho do pierwszego składu Brazylii. Gorzej grając przeciwko maszynie. Ta niestety nie dobiera zawodników ze względu na ich możliwości i aktualną formę. Na szczęście wszystkie te niedoróbki można sobie wyedytować.