autor: Wojciech Antonowicz
Beyond Divinity - recenzja gry
Beyond Divinity to kolejne dzieło belgijsko-niemieckiego studia developerskiergo - Larian Studios. Jest to gra z gatunku cRPG osadzona w tych samych realiach fantasy, co Divine Divinity i stanowiąca swego rodzaju łącznik pomiędzy pierwszą, a drugą częścią
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Odkładając na bok wyszczerbiony miecz i otrzepując ze stóp kurz licznych labiryntów postanowiłem nie trzymać was dłużej w niepewności i oznajmiam, iż moim zdaniem gra „Beyond Divinity” jest dobra, podoba mi się, może nawet jest lepsza niż się tego spodziewałem, lecz nie ocenię jej na więcej niż 80%. O tym właśnie będzie ta recenzja, o powodach, dla których „Beyond Divinity” pozostając grą ponadprzeciętną, nie zostanie hitem na miarę „Baldur’s Gate”.
Divine Divinity 1 i 1/2
Korzeni „Beyond Divinity” musimy szukać w wydanej w 2002 roku przez Larian Studios grze „Divine Divinity”, która jak na tamte czasy okazała się pomimo swoich słabości bardzo ciekawą propozycją dla miłośników tradycyjnego cRPG. Beyond nie jest jednak drugą częścią Divine, firma Larian pracuje cały czas nad całkiem nową „Divine Divinity 2”, a Beyond ma być tylko czymś pomiędzy samodzielnym dodatkiem a odświeżoną częścią pierwszą.
Są różne teorie na temat „poprawiania” pierwowzoru. Jedne mówią, iż trzeba skupić się na rzeczach najsłabszych, tak aby podnieść średnią jakość produktu; inne mówią, że trzeba uwypuklić cechy najlepsze, aby gra lśniła jeszcze bardziej. Ku mojemu zmartwieniu producenci Beyond skupili się na dopieszczaniu elementów, które w Divine i tak były dobre, pozostawiając niestety ciągnące się jak wielka ołowiana kula u nogi cechy gry, które przyprawiają mnie o co najmniej niesmak – szczególnie mam na myśli słabą grafikę.
Co jest Boskie a co Nieboskie
Zanim zagłębię się w szczegóły, chciałbym przeciwstawić sobie dwie główne myśli, które towarzyszyły mi podczas grania. Pierwsza z nich to: „ta gra jest brzydka, nudna i niegrywalna”, druga z nich to: „ta gra ma doskonałą fabułę i dobrze dopracowany świat”. Tak, to trąci schizofrenią, ale właśnie dlatego mam taki problem z oceną tej gry. „Beyond Divinity” to mówiąc ogólnie umysł geniusza (dobry pomysł i fabuła) uwięziony w ciele karła (słaba forma graficzna). OK, to może czas na konkrety.
Zabawa zmierzona i zważona
Ostatnimi czasy większość gier, jakie pojawiają się na rynku można skończyć w dwa-trzy dni intensywnego grania. Produkty opisane jako „bardzo rozbudowane i wielowątkowe” można ukończyć w tydzień. Pod tym względem „Beyond Divinity” okazuje się grą nadspodziewanie długą, dającą w zależności od stylu grania i wybranego poziomu trudności od 60 do 100 godzin dobrej zabawy. Zachowując jednocześnie dużą świeżość i niepowtarzalność przy próbie kolejnego jej przejścia inną klasą postaci (dostępne klasy to wojownik, mag i złodziej). Gra nie posiada trybu wieloosobowego, co akurat nie wydaje mi się specjalną wadą, w zamian za to ma dodatkowe, umiejscowione poza główną fabułą gry, losowo generowane labirynty, mające być namiastką niekończącej się krainy, którą możemy zwiedzać dla zdobywania przedmiotów i doświadczenia – ma to nam dać możliwość dodatkowej zabawy, zarówno podczas zwiedzania świata gry, jak i po zakończeniu jej fabuły. Co ciekawsze przedmioty i doświadczenie znalezione w tych losowych lokacjach możemy przenieść z powrotem do właściwej gry. Ale zaraz, losowe labirynty, gdzieś już to było... właściwie to cały czas wydaje mi się, że to już gdzieś widziałem.
Trzy w jednym – czyli przepis na grę. No właśnie, „Beyond Divinity” wydaje się grą stworzoną z zapożyczeń, nie zawsze szczęśliwych, a o tym poniżej.