Recenzja gry Battlefield 1 – najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2
Battlefield 1 to nie tylko najlepsza odsłona serii od czasów Bad Company 2, ale i triumfalny powrót strzelanin do dawno nie widzianych historycznych konfliktów zbrojnych.
- udany powrót do historycznego konfliktu;
- spora dawka informacji o I wojnie światowej;
- krótka, ale satysfakcjonująca kampania dla jednego gracza;
- zróżnicowane mapy, bardzo klimatyczne pola bitew;
- sporo pojazdów z epoki: pierwsze czołgi, sterowiec, pociąg pancerny;
- mimo znanej formuły sieciowe walki wciąż sprawiają sporo frajdy;
- nowy, bardziej taktyczny tryb operacji;
- wspaniała, miejscami wręcz fotorealistyczna oprawa graficzna;
- równie dobre udźwiękowienie oraz poruszająca muzyka;
- ogromna swoboda w modyfikacji parametrów gry oraz sieciowych starć.
- układ niektórych map za bardzo sprzyja snajperom;
- okazyjne problemy z odradzaniem się tuż przed lufami przeciwników;
- nieczytelny system awansu poszczególnych klas;
- niezbyt angażujący system odblokowywania kolejnych typów broni.
Niemal 20 lat temu, gdy na rynku królowały kosmiczne strzelanki pokroju Quake’a 2 i Dark Forces 2, Steven Spielberg uparł się, mimo sprzeciwów ludzi z branży, by stworzyć grę z akcją dziejącą się w okresie II wojny światowej. Kolejne odsłony Medal of Honor wydawane przez Electronic Arts okazały się jednak wielkim sukcesem, rozpoczynając istny wysyp tytułów w tych klimatach. Dziś historia zatoczyła koło. Wśród ogromnej liczby strzelanin rywalizujących co roku, by zaprezentować jak najbardziej futurystyczny konflikt, „Elektronicy” ponownie wychodzą przed szereg z grą osadzoną w historycznych realiach – tym razem I wojny światowej.
Battlefield 1 nie próbuje wywrócić do góry nogami znanego i lubianego schematu rozgrywki, dostosowując go na siłę do specyfiki wojny pozycyjnej. Zamiast tego sprytnie lawiruje wokół końcowych lat przedstawianych działań zbrojnych, ochoczo korzystając z istniejących już wtedy militarnych wynalazków. Nadal serwuje charakterystyczny dla serii rozmach bitwy totalnej na lądzie, wodzie i w powietrzu, tyle że sprawnie przeniesiony do początku XX wieku. Pierwsze czołgi, samoloty, karabiny maszynowe, a przede wszystkim niesłychanie sugestywne pola bitew wystarczyły, by wnieść w znaną grę tak oczekiwaną świeżość. Z całkiem udaną kampanią dla jednego gracza, mocnym naciskiem na historię I wojny światowej i niesamowitą oprawą „jedynka” to najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2!
Wojna nigdy się nie zmienia
Macie już dość futurystycznych egzoszkieletów, dronów i całej tej nieskończonej „advanced warfare”? Tęskniliście za strzelankami osadzonymi w czasach II wojny światowej? Battlefield 1 to coś dla Was. To praktycznie Medal of Honor: Allied Assault czy Call of Duty 2 z grafiką na poziomie Zaginięcia Ethana Cartera, tyle że bez Thompsona, Garanda i Normandii. Edukacyjne pogawędki lektora przybliżającego nam przebieg znanych bitew znalazły się nawet w rozgrywkach wieloosobowych, a ponadto co rusz natrafiamy na historyczne miejsca, nazwy, sprzęt i ciekawostki. Z drugiej strony osoby przyzwyczajone głównie do nowoczesnej wojny z Battlefielda 3 i 4 również poczują się tu jak w domu. Autorzy zadbali, by wszelkie popularne i wygodne narzędzia zagłady pojawiły się także w okresie I wojny światowej. Mamy więc wszechobecny terkot broni maszynowej, samoloty szturmowe, szybkie łodzie motorowe, przenośne moździerze, a nawet „soczewki”, czyli kolimatory do celowania!
Przesada? Fantastyka? Nie do końca. Od pewnego etapu w historii konflikty zbrojne rzeczywiście niewiele się zmieniały, doskonaląc jedynie środki zagłady, a to przecież właśnie podczas I wojny światowej narodziła się technika wojenna towarzysząca żołnierzom do dziś. Twórcy ponadto przedstawiają głównie końcowy okres tej konfrontacji, kiedy to wiele wynalazków, w postaci niekierowanych rakiet wystrzeliwanych z samolotów czy celownika z „kropką”, rzeczywiście już istniało. Fakt, czasem ta wirtualna I wojna może wydawać się zbyt dynamiczna lub zbyt chaotyczna, jednak walcząc wśród ciasnych uliczek ruin miasta w bitwie o Amiens czy na spalonej ziemi w St. Quentin, od razu czujemy, że mimo znajomych mechanizmów to zupełnie inny klimat. Majestatyczny sterowiec, szarże z bagnetem, brudne okopy, dwupłatowe samoloty – wszystko to sprawia, że bez trudu dajemy się przenieść w lata 1914–1918 oraz do momentu, kiedy to rozpoczynała się era wojny manewrowej i dominacji wojsk pancernych.