Recenzja gry Baldur's Gate: Siege of Dragonspear - powrót podstarzałego króla
Po kilkunastu latach przerwy otrzymujemy kolejny ważny rozdział opowieści o Dziecięciu Bhaala i Wrotach Baldura – ważny, bo Siege of Dragonspear okazuje się ze wszech miar godne firmowania marką Baldur’s Gate.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- udane odtworzenie klimatu Wybrzeża Mieczy i godne spotkanie ze starymi znajomymi;
- interesująca i zgrabnie poprowadzona opowieść, silnie powiązana z Baldur’s Gate i Baldur’s Gate II;
- wciągająca rozgrywka, z dobrze wyważonymi proporcjami pomiędzy walką, dialogami, eksploracją etc.;
- klimatyczna, wpadająca w ucho muzyka Sama Hullicka;
- śmiesznie niskie wymagania sprzętowe;
- to wciąż stary dobry Baldur...
- ...tylko czy aby już nie za stary (dość toporna mechanika rozgrywki, niezbyt urodziwa grafika);
- liniowy przebieg głównego wątku fabularnego (brak znaczących wyborów);
- dużo błędów technicznych w momencie premiery (niedziałający multiplayer, bugi etc.);
- brak polskiej wersji językowej.
W 2012 roku firma Beamdog stanęła w obliczu wyzwania, próbując udowodnić, że odświeżenie legendarnej gry RPG, która ukazała się półtorej dekady wcześniej, nie jest wcale tak szalonym posunięciem, jak mogłoby się wydawać. I choć krytycy nie byli do końca zachwyceni jakością Baldur’s Gate: Enhanced Edition, ostatecznie uznano, że deweloper wyszedł z opresji obronną ręką. Teraz Beamdog podjął się wypuszczenia dużego dodatku do produkcji wydanej ponad trzy lata temu... i w sumie już prawie zapomnianej przez miłośników gier fabularnych, zainteresowanych raczej nowymi markami, które skutecznie podbiły serca „rolplejowców” w ostatnich latach. Czy i tym razem deweloper sprostał wyzwaniu? Czy magia marki Baldur’s Gate jest jeszcze dość silna, by Siege of Dragonspear odnalazło się wśród takich przebojów jak Pillars of Eternity czy Torment: Tides of Numenera? Czy wreszcie zupełnie nowa przygoda, spajająca fabularnie pierwsze i drugie Wrota Baldura, może równać się ze swoimi wielkimi poprzednikami? Odpowiedź – ku mojemu zaskoczeniu – brzmi: tak, jak najbardziej. Wprawdzie Beamdog nie ustrzegł się wpadek i wciąż ma przed sobą sporo nauki, ale już teraz studio to można zacząć rozważać jako solidnego kandydata do grona najbardziej utalentowanych twórców gier RPG.
Jeśli nie dokonamy importu własnego bohatera z podstawowego Baldur’s Gate: Enhanced Edition, możemy stworzyć nową postać. Przygodę w Siege of Dragonspear rozpoczynamy wówczas na 7 lub 8 poziomie (zależnie od klasy) i w toku wydarzeń z dodatku osiągamy mniej więcej poziom 10–12. Tym samym po zakończeniu kampanii zostaje nam odpowiednio rozwinięty bohater, by importować go do Baldur’s Gate II.
Choć wyżej użyłem słowa „dodatek”, nie dajcie się zwieść skojarzeniom, jakie ten termin ze sobą niesie. Siege of Dragonspear to duża produkcja, która jest dystrybuowana w takiej samej cenie jak „podstawka” (19,99 euro na Steamie) i nie ustępuje jej specjalnie pod względem zawartości. Mamy tu podzieloną na siedem rozdziałów przygodę, której ukończenie zajmuje kilkadziesiąt godzin (co najmniej 20–25), dziesiątki nowych lokacji do zwiedzenia i prawie tyle samo danych do pobrania, co w przypadku pierwowzoru. Aż dziw więc, że Beamdog nie zdecydował się na usamodzielnienie tego tytułu – zwłaszcza że łączna cena oryginału i rozszerzenia może odstraszyć niejednego gracza, który miałby teraz nabyć Baldur’s Gate: Enhanced Edition tylko ze względu na dodatek.