Recenzja gry Agatha Christie: The ABC Murders – Herkules Poirot nie zagrozi Sherlockowi Holmesowi
Agatha Christie: The ABC Murders zapowiadała się na interesującą konkurencję dla gier z Sherlockiem Holmesem tworzonym od lat przez studio Frogwares. W recenzji sprawdzamy czy belgijski detektyw dorównuje swojemu londyńskiemu koledze po fachu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- sporo mechanizmów urozmaicających rozgrywkę;
- sprawdza się jako zabijacz czasu bez większego polotu;
- przyjemna dla ucha oprawa dźwiękowa.
- zmarnowany potencjał fabularny materiału źródłowego;
- zbyt niski poziom trudności;
- krótki czas zabawy;
- minigry polegające na obserwacji są tendencyjne i w gruncie rzeczy bezsensowne;
- karygodne błędy techniczne potrafiące zablokować całą grę;
- kreskówkowa oprawa graficzna nie pasuje do poważnego klimatu produkcji.
Kiedy około miesiąca temu spisywałem swoje wrażenia z obcowania z przedpremierowym fragmentem The ABC Murders, daleki byłem od entuzjazmu – produkcja robiła wrażenie zdecydowanie zbyt prostej i potencjalnie za krótkiej, by zainteresować kogoś więcej niż tylko niedzielnych graczy. Jednocześnie sygnowana logiem Microids gra mogła pochwalić się całkiem ciekawymi mechanizmami urozmaicającymi klasyczną dla przygodówek rozgrywkę opartą na interfejsie „point and click”, w wielu przypadkach zapożyczonymi ze świetnego Sherlocka Holmesa studia Frogwares. Stąd do wersji finalnej podszedłem ze sporą nieufnością, ale także nieśmiałą nadzieją, że może jednak udostępniony fragment był niereprezentatywny i zostanę pozytywnie zaskoczony. Ostatecznie moje obawy okazały się uzasadnione, jednak to niedopracowanie warstwy technicznej stanowi prawdziwą piętę achillesową tej produkcji.
Arcyzbrodnia w Andover
Zaprezentowane w grze wydarzenia dość luźno adaptują powieść A.B.C. wchodzącą w skład cyklu kryminałów przedstawiających śledztwa prowadzone przez Herkulesa Poirota i jego wiernego towarzysza Arthura Hastingsa. Tym razem wybitny detektyw ściga tajemniczego mordercę, podpisującego się inicjałami A. B. C., który kluczem w wyborze swoich ofiar uczynił alfabet – pierwsza z nich mieszka w mieście, którego nazwa zaczyna się na literę „A”, zaś jej inicjały to A. A. Imię i nazwisko kolejnej mają na początku literę „B”, do morderstwa zaś dochodzi w miejscowości Bexhill – i tak dalej. Smaczku całemu śledztwu dodaje fakt, że złoczyńca pogrywa sobie z Poirotem, przed każdą zbrodnią przysyłając list, w którym pokpiwa ze swego adwersarza i zapowiada najbliższą zbrodnię. Belgijski geniusz podróżuje więc od jednego miejsca do drugiego, przesłuchując świadków i rodziny ofiar, zbierając wskazówki, rozwiązując zagadki i starając się odkryć tożsamość A.B.C.
Niestety, fabuła nie jest mocną stroną gry. Choć występujące w niej postacie, może poza kilkoma płaskimi wyjątkami, jak pomagający detektywowi policjant, są nakreślone w miarę wyraźnie i każda ma przynajmniej jedną wyróżniającą ją cechę charakteru, żadna nie potrafi wzbudzić sympatii gracza i w efekcie ich losy były mi kompletnie obojętne. Ponadto sama opowieść przedstawiona została w mało emocjonujący sposób – większość rozgrywki toczy się po dokonaniu kolejnych zbrodni i zajmujemy się jedynie obserwowaniem skutków działań mordercy. Napięcie teoretycznie wzrasta pod koniec, kiedy pojawia się nawet jeden naprawdę ciekawy zwrot akcji – niestety, ciekawy jedynie na papierze, gdyż sposób jego zaprezentowania okazał się całkowicie bezpłciowy. Jeśli komuś przede wszystkim zależy na opowieści, to zdecydowanie lepszym wyborem od produkcji Microids jest jej książkowy pierwowzór. W innym przypadku jedynie zepsuje sobie całkiem fajną niespodziankę.
Minigra obserwacyjna zazwyczaj polega nie tyle na odkrywaniu informacji co szukaniu argumentów pod postawioną na jej początku tezę.