autor: Michał Chwistek
Recenzja gry Assassin's Creed: Syndicate - Święci z Londynu
Tym razem Assassin’s Creed zaprasza nas do wiktoriańskiego Londynu. Sprawdzamy, czy Syndicate naprawia błędy poprzedniej części i wprowadza trochę świeżości do nieco skostniałej serii.
- liczne poprawki w mechanice skradania i wspinaczki;
- linka z hakiem;
- kilka bardzo dobrych misji skradankowych;
- wiktoriański Londyn;
- ścieżka dźwiękowa.
- zbyt dużo niepotrzebnej i nudnej walki;
- słaby scenariusz i bohaterowie;
- tragiczne starcie z ostatnim bossem;
- słabo zaprojektowana większość misji;
- nieciekawe i powtarzalne zadania poboczne;
- wojny gangów;
- słaba sztuczna inteligencja przeciwników.
Ostatnimi czasy firma Ubisoft nie cieszy się wśród graczy najlepszą opinią. Wydawane przez nią gry krytykowane są za wtórność i powtarzalność. Stały się one również symbolem niedopracowanych i pełnych błędów produktów, w czym ogromny udział miała flagowa seria francuskiego giganta – Assassin’s Creed. Przyznajemy się bez bicia – nie spodziewaliśmy się, że Unity po premierze będzie tytułem działającym gorzej od wersji dostarczonej do recenzji, która nie oferowała m.in. kontrowersyjnego modułu online’owego, zbyt mocno ingerującego w doznania singlowe i będącego przyczyną różnej maści problemów. Mało tego, zbyt dużo tej grze wybaczyliśmy w sferze zawartych w niej bugów, wierząc, że to przesiadka na zupełnie nowy silnik jest przyczyną niedociągnięć technicznych, a te zostaną natychmiast poprawione. Była to dla nas bardzo bolesna lekcja, mamy jednak nadzieję, że z czasem zauważycie, iż wyciągnęliśmy z niej odpowiednie wnioski.
Mający właśnie swą premierę Syndicate mógł być świetną okazją do odwrócenia negatywnego trendu i dowodem na to, że Ubisoft sporo nauczył się przez ostatni rok. Interesujące realia wiktoriańskiego Londynu będącego w XIX wieku stolicą największego imperium, jakie widziała ludzkość, nadawały się idealnie na punkt zwrotny w serii. Co z tego wyszło? Z jednej strony widać wyraźny postęp w odrobaczaniu programu i uatrakcyjnianiu rozgrywki, objawiający się wieloma drobnymi modyfikacjami, które z radością przywitają najzagorzalsi fani serii. Z drugiej grze nadal doskwierają liczne problemy, na które można było przymknąć oko dwanaście miesięcy temu, gdy Assassin’s Creed przesiadało się na nowy silnik, ale już nie teraz.
Początek Syndykatu nie zwiastuje kłopotów pojawiających w dalszej części kampanii, wręcz przeciwnie. Kilka pierwszych misji dowodzi, że dopracowywana przez lata formuła wcale się nie zestarzała i nawet po tak wielu odsłonach granie w Assassin’s Creed wciąż potrafi sprawić sporo przyjemności. W trakcie początkowych zadań poznajemy dwójkę nowych protagonistów, losami których przyjdzie nam pokierować: rodzeństwo Evie oraz Jacoba Frye'ów. Jest to pierwsza duża nowość w serii. Podczas przechodzenia kolejnych misji spędzamy mniej więcej tyle samo czasu, kierując tak kobietą, jak i mężczyzną, a poza głównymi zadaniami możemy swobodnie przełączać się między obydwiema postaciami. Pozwoliło to również podzielić scenariusz na dwa osobne, ale zazębiające się wątki i wprowadzić możliwość wyboru kolejności zaliczania wspomnień, choć w dość ograniczonym zakresie. W niemal każdej sekwencji mamy okazję zdecydować, od wątku którego bohatera zaczniemy. Rozwiązanie to nie jest może rewolucyjne, ale ciekawe i przynajmniej w tej serii – oryginalne.