Miesiąc temu złamałem piątą kość śródręcza. Ręka była trochę pokaleczona, więc przez pierwszy tydzień nosiłem usztywnienie + bandaż, a kiedy względnie się pogoiła dostałem standardowo gips na 3 tygodnie. Dziś lekarz zdjął mi gips, zrobił prześwietlenie i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to nie koniec. Na zdjęciu ciągle widać dość wyraźnie miejsce pęknięcia i na kolejne 2 tyg dostałem usztywnienie + bandaż. Trochę mnie to zaniepokoiło, bo czytałem, że 3-4 tyg to maks przy takim złamaniu, a jak się okazało niekoniecznie. Zastania mnie czy to moja wina, że tak kiepsko się to zrasta ? Bo przyznam szczerze, że nie obsrywałem się z tą ręką, tzn. w miarę możliwości jej używałem i nie nosiłem temblaka. Czy to może kwestia indywidualnych możliwości regeneracyjnych organizmu ?
Mam wrażenie, że to może zależeć od indywidualnych cech organizmu, ja przy pękniętej kości promieniowej miałem nosić gips 4 tygodnie (a i tak miałem wtedy dopiero przyjść na kontrolę i zobaczyć o co kaman), z czego jakoś po 1,5 tygodnia ręka całkowicie przestała mnie boleć i zrezygnowałem z przepaski a tydzień później sam sobie zdjąłem gips bo mnie denerwował. Ręka funkcjonuje prawidłowo, żadnych dziwnych bólów podczas zmian temperatury czy nawet dźwigania. Sprawa raczej indywidualna.
W każdym razie ja bym się pytał o takie rzeczy raczej jakiegoś chirurga czy innego kościospeca, ostatnio wszyscy lekarze na GOLu zarządzili strajk i nocny dyżur już tu nie funkcjonuje ;)
To oczywiste, że ją eksploatujesz to się będzie zrastać wolniej albo źle. Szczególnie kości śródręcza gdzie każde kiwnięcie palcem powoduje ich ruch. Kumpel musiał mieć drutem zespolone.
Może być wszystko od indywidualnych właściwości organizmu, po błąd lekarza przy zakładaniu gipsu.
A diagnoza to toczeń.